|
SPACERKIEM PO LWOWIE
W tym roku październik hojnie obdarował nas aksamitnym ciepłem słońca, błękitem nieba, bogatą gamą barw kwiatów i drzew. Czas przemijania: śmiech już z łezką w oku, a słodycz przyprawiona jest odrobiną goryczy. To najlepsza pora na podróże sentymentalne. Taką, jak ta do Lwowa w ostatnich dniach października z naszym zespołem
. Organizatorem przedsięwzięcia był ks. Jan Puzyna. Była to pielgrzymka połączona z koncertowaniem. Mieliśmy zaśpiewać w katedrze lwowskiej. W tej sławnej świątyni król Jan Kazimierz 350 lat temu podczas oddał swoją koronę i królestwo w opiekę Matce Bożej.
Chociaż całą noc i mroźny poranek spędziliśmy w drodze, o odpoczynku nikt nie myślał. A więc, po rozlokowaniu się u OO. Franciszkanów i szybkim śniadaniu poszliśmy zwiedzać miasto. Długa ulica Łyczakowska (na której byliśmy zakwaterowani) miała nas zaprowadzić na sławny cmentarz Łyczakowski. Mówią, że Lwów trzeba zwiedzać z głową stale podniesioną do góry. To prawda, bo na każdym kroku spotykamy autentyczne arcydzieła sztuki architektonicznej i rzeźbiarskiej. Natomiast pod naszymi stopami prawdziwy bruk, przedwojenny, wypolerowany przez czas, przyrodę i człowieka.
Jesteśmy na Łyczakowie. Cmentarz zajmuje powierzchnię 42 ha. Teren jest górzysty. W różnych kierunkach idzie się i w górę i w dół. Opisywać Łyczaków jest nadzwyczaj trudno. W tym wypadku lepiej sięgnąć po przewodnik, zawierający dokładne liczby i nazwiska. Znajdziemy w nim imiona spoczywających tam osób: Marii Konopnickiej, Władysława Bełzy, Artura Grottgera. Razem są pochowani uczestnicy powstania styczniowego. Gdy staliśmy przy grobie jednego z powstańców z 1830 r., spontanicznie wyrwał się nam z ust śpiew:
Mijaliśmy liczne grobowce, w których spoczywają prochy całych rodzin i osób zasłużonych dla Ziemi Lwowskiej i narodu polskiego. Wiele jest nazwisk austriackich, żydowskich, ormiańskich. Przepiękne kaplice, fantazyjne pomniki (sylwetki anielskie, kobiece, pełne smutku i dostojeństwa); wyrzeźbione z kamienia i marmuru kolumny, baldachimy, wazony, wykute z żelaza kwiaty i wieńce. Kamienne księgi; instrumenty muzyczne, broń. Nawet grobowiec w kształcie sejfu bankowego, w którym, oczywiście, spoczywa bankowiec. Tu leżą słynni na cały świat matematycy lwowscy, profesorowie Uniwersytetu Lwowskiego, działacze społeczni, duchowni, zasłużeni dla Boga i ludzi.
Ale pośród tego majestatu, który rodzi się w miejscu spotkania doczesności z wiecznością, rzuca się w oczy coś, co przekracza ludzką wyobraźnię. Otóż, na wielu grobowcach ściera się nazwiska, wydziera się płyty i na pewno wyrzuca się prochy. Nie są to spontaniczne akty wandalizmu. Za gruby pieniądz uzyskuje się pozwolenie na dewastacje grobowców, by w ten sposób przygotować go do własnego użytku. Do tej pory stoi mi przed oczami grobowiec którejś księżnej z Czartoryskich (napis jeszcze nie zniszczony!), a w grobowcu już spoczywa ciało jakiejś miejscowej mieszkanki.
Brak jakiejkolwiek kultury połączonej z nędzą - owoce minionego komunizmu zniszczyły dwory, majątki, miejsca twórczej pracy żyjących. Teraz czas na ich grobowce... Jakie świadectwo daje światu ten naród, jakiej przyszłości spodziewa się dla swoich dzieci? Smutno jest patrzeć na groby komunistycznych przywódców, powpychane między nazwiska zasłużonych dla tej ziemi. Niesamowite: czyżby ci zwycięzcy zechcieli po śmierci leżeć między zwyciężonymi! Opuszczamy cmentarz i w zachwycie i w oburzeniu. Trzeba trochę ochłonąć z wrażeń, bo wieczorem mamy zaśpiewać w katedrze Matki Bożej Łaskawej.
I oto, o godz. 18.00modlą się i śpiewają w katedrze przy ołtarzu, gdzie król Jan Kazimierz uroczyście, zgodnie z ówczesnym zwyczajem Kościoła przekazał swoją koronę Matce Bożej. Stało się to 350 lat temu. Odtąd Maryja jest Królową narodów Korony Polskiej i Litwy.
Mimo zmieniających się ustrojów politycznych i światopoglądów pozostaje Ona naszą Panią i Władczynią, co jest potwierdzone przez Kościół w Litanii Loretańskiej w wezwaniu:. Musimy przypominać, tłumaczyć naszym dzieciom i wnukom, że jest to poetyczne porównanie, ale też prawda, której nikt nie ma prawa zmieniać, przywłaszczać, ani tym bardziej nam zabierać. Powinniśmy o tym pamiętać i starać się być godnymi maryjnego władania.
Dzień następny był również wypełniony wycieczkami. Udaliśmy się ponownie na Łyczaków (tym razem z przewodnikiem), by odprawić Mszę św. na cmentarzu Orląt Lwowskich. Równe rzędy mogił - niby szeregi żołnierzy. Na wielu tablicach czytamy:, , . Chodząc między rzędami mogił, pomyślałam, że ci żołnierze już nie są , zapomniani. Polacy z całego świata przyjeżdżają, by złożyć biało-czerwone wieńce na ich mogiłach, zapalić znicze, pomodlić się. Przyjeżdżają nie tylko ludzie starsi. Jest dużo młodzieży szkolnej, która robi zdjęcia przy płycie marmurowej ze Szczerbcem, przy grobie legendarnego obrońcy Lwowa Jurka Bitchana, swego rówieśnika. To twoje dzieci i wnuki, Nieznany Żołnierzu, uczą się tutaj wiary, nadziei i miłości.
Natomiast u stóp cmentarza Orląt Lwowskich - placówka budowlana. Tu powstaje nie istniejący wcześniej sztuczny panteon bojowników z UPA (banderowców), nad którym góruje stela z Michałem Archaniołem. Tylko jakieś dziwne narzędzie trzyma ten Archanioł w lewej ręce, na widok którego ciarki idą po plecach...
Podczas Mszy św. odprawionej w maleńkiej kaplicy, ks. Jan Puzyna modlił się za tych, którzy leżą na cmentarzu, którzy oddali życie w obronie Ojczyzny i wiary. Modlił się za nas, prosząc o cnotę męstwa, tak potrzebną w naszych czasach. Modlimy się również za nasz Kościół Grodzieński. Przepełnieni myślami o przeszłości i przyszłości, opuszczamy cmentarz.
Zwiedzamy jeszcze tyle pięknych miejsc i zakątków starego Lwowa, o każdym z których można pisać osobno. Niezliczone świątynie, opera Lwowska, pomnik Mickiewicza, kopiec Jana III Sobieskiego. Czasem niektóre uliczki przypominają Kraków, niektóre Wrocław. Wszędzie słychać polską mowę. Jeszcze na pożegnanie spacer wieczorny, kiedy to miasto wygląda zupełnie inaczej, bardziej bajkowo. Jeszcze lody i kawa w kawiarni, gdzie do kelnera zwracamy się po polsku, tamten odpowiada po ukraińsku i wszyscy doskonale się rozumiemy. Co za urok tkwi w tym mieście? Już wiem, że będę chciała powrócić tam, by przeżyć raz jeszcze ten zachwyt i nostalgię.
Jakimi słowy, modlitwami mam wyrazić Bogu wdzięczność za to, że jestem cząstką tego wspaniałego narodu? Narodu, który potrafi tak kochać, tworzyć takie piękno doczesne, bronić wiary i ojczyzny, jednać serca innych narodów.
Pragnę zakończyć te wspomnienia słowami naszego ziomka -Ignacego Domeyki, wielce zasłużonego dla Chile: "...a jeżeli nawet znajdzie mnie śmierć na cudzym gruncie pracującego, toć nie będzie też bez korzyści dla Polski, że między dalekim ludem, najdalszym od nas, będą dobrze wspominać o Polaku i będą dobrze żyć i dobrze sprzyjać Polsce". Lilia Tumilewicz