|
Kraków w obecności Ojca Świętego
Jan Paweł II, Papież, Ojciec Święty... Ileż uczuć, ciepłych wspomnień i wdzięczności wywołują te słowa. Od kilku tygodni nie ma Go... Napisałem to zdanie i zatrzymałem się. Nieprawda! On jest nadal wśród nas. I tę prawdę zamkniętą w misterium świętych obcowania, szczególnie odczuliśmy wszyscy w tych ostatnich dniach. On jest. I nie dzieli nas już od Niego ni przestrzeń, ni czas. Oczyma duszy, oczyma miłości spostrzegły to Polska i Kościół cały. Pięknie to odczucie wielu wyraził podczas uroczystości pogrzebowych kardynał Ratzinger: "...Nasz ukochany Papież stoi teraz w oknie Domu Ojca, patrzy na nas i nam błogosławi".
Opatrzność sprawiła, że w tych tragicznych a równocześnie uroczystych, świętych dniach byłem w Krakowie. Wiadomość o odejściu Jana Pawła II zastała mnie w samochodzie na skrzyżowaniu. Staliśmy z kolegami na światłach i mieliśmy skręcić do miejsca zamieszkania, a po usłyszanym w radiu, skręciliśmy w przeciwległym kierunku - do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie w tym czasie trwało nocne czuwanie jeszcze w intencji odzyskania zdrowia Papieżem. Ze wszystkich stron miasta, jakby wiedzione jednym uczuciem, by w tę tragiczną chwilę być razem i modlić się chroniąc się w głębinach Bożego Miłosierdzia, zjeżdżali się krakowianie.
Śmierć Ojca Świętego w pierwszą Maryjną sobotę miesiąca, w wigilię święta Bożego Miłosierdzia oraz poprzedzające ją cierpienia zostały odebrane jako ostatnia wielka przebłagalna ofiara Papieża złożona na ołtarzu Chrystusowego Krzyża za Kościół i świat. To, co się działo w Polsce w tych dniach przekraczało wszelkie moje wyobrażenia. Wyczuwało się, że jest to nieomal kolejna pielgrzymka Ojca Świętego do Ojczyzny. Domy i ulice przyozdobione w chorągwie papieskie i narodowe, w wizerunki Matki Bożej i Jana Pawła II. Można powiedzieć, że cały naród ukląkł wówczas do modlitwy. Gdzieś zniknęły w tym czasie duch rozpusty, oszustwa, odór afer, kult przemocy oraz błoto oszczerstw na Polskę wylewanych. Oczyszczenie ducha narodu można było odczuć prawie fizycznie. Jak powiedział pewien ksiądz w czasie kazania: "Wreszcie naród poczuł się jedną rodziną". Ludzie stali się bardziej przyjaźni i otwarci jeden na drugiego. Jechałem z przyjaciółką w tramwaju, kiedy podeszła do nas zupełnie nieznajoma dziewczyna, by podzielić się swoimi przeżyciami z dni ostatnich. Była dla nas jak siostra w Chrystusie - myśmy rozumieli ją, a ona rozumiała nas. Pomyślałem, chyba tak będzie wyglądał przyszły lepszy świat, w którym wszyscy będą jak jedna Boża rodzina.
Nawet telewizja się zmieniła. Zalewające ją tandeta i bezmyślność znikneły, a pojawił się szacunek w ukazywaniu tej wyjątkowej chwili. Reporterzy nie bali się zamanifestować swoją miłość do Ojca Świętego. Wiele gazet, które na co dzień są pełne brukowych sensacji, manipulacji, często wrogie Kościołowi - starały się najpełniej ukazać wydarzenia tego czasu. Pomimo zwiększonych nakładów rozchodziły się do ostatniego egzemplarza. Wchodząc do pewnego sklepu, stałem się świadkiem wymownego obrazu - wielka lada dla prasy świeciła pustką i tylko jedna gazeta znana z plugastwa leżała nie tknięta. Pomyślałem jest czas, kiedy trucizna nie działa. Spotkana znajoma, pracująca w drukarni opowiadała, że nie podążają dodrukowywać i poważne dzieła - dzieła Papieża, a szczególnie ostatnią Jego książkę "Pamięć i tożsamość".
Pozytywnie zaskoczyła młodzież. Ta, która wydawała się już mało pamięta o swoich korzeniach, a pojęcie cnota jest dla niej pojęciem obcym, stała się źródłem nie wyczerpanych inicjatyw, by uczcić Ojca Świętego. Nie było rzadkością spotkać całą klasę idącą przed zajęciami na Mszę św. Tak będąc w ogródku w pewnej podkrakowskiej wsi, usłyszałem coraz głośniej donoszące się "Zdrowaś Maryjo..." Zdziwiony, skąd ta modlitwa pochodzi, spostrzegłem całą szkołę idącą procesyjnie z krzyżem do kościoła. Młodzież organizowała nocne czuwania w kościołach, słowno-muzyczne przedstawienia poświęcone Ojcu Świętemu. W miasteczku studenckim tak zapalono światła w pokojach dwóch wieżowców akademickich, by utworzyły wizerunek Krzyża i Serca. Świecący się Krzyż i Serce w nocnym Krakowie. Wymowny był to widok. A z czym można porównać zorganizowany przez młodzież Biały marsz. Milion osób ubranych na biało ze świecami wyruszyło z krakowskiego rynku na Błonie, gdzie uczestniczyły we Mszy św. ... A modlitwy i pieśni pod kurią krakowską, pod tzw. oknem papieskim, gdzie ponad tydzień do pierwszej godziny nocy gromadziły się rzesze wiernych. Tysiące zniczy oświetlały wówczas ul. Franciszkańską. Mury kurii i przylegających budynków były zawieszone przyniesionymi kwiatami i arkuszami papieru z podziękowaniami Ojcu Świętemu, podziękowaniami czasami bardzo osobistymi. Panował taki entuzjazm, taki nastrój, jaki był za czasów, kiedy Jan Paweł II przyjeżdżając z pielgrzymkami do Ojczyzny, rozmawiał z tego okna z młodzieżą. I wszyscy wierzyli, że teraz On też jest tu i czuli Jego obecność. Spotkana tam redaktorka czasopisma "Echo Maryi Królowej Pokoju" opowiedziała o objawieniu się w tych dniach Matki Bożej w Medjugorju, gdzie Maryja ukazała się wraz z naszym Ojcem Świętym, który wyglądał jako młody mężczyzna w pełni sił. Pomyślałem, że Jan Paweł II nie odpoczywa nawet w Niebie. Przypomnę w tym momencie inne wydarzenie, o którym opowiedział znajomy odpoczywający w tym czasie we włoskich górach. Stał się on wówczas świadkiem rzadkiego zjawiska - wokół słońca powstała tęcza.
Kiedy obecnie, pisząc ponownie przypominam tamte chwile, to jeszcze bardziej uświadamiam sobie cud tego czasu i wielkość Papieża już za życia nazywanego Janem Pawłem Wielkim.
Dzień 8 kwietnia. Uroczystości pogrzebowe. Jestem wraz z ponad 300 tys. wiernych na krakowskich Błoniach. Poprzez telebimy możemy być świadkami i uczestnikami wszystkiego, co się dzieje w Watykanie. Można by rzec, iż cały świat zjednoczył się teraz wokół osoby Jana Pawła II. Na uroczystości do Watykanu przybyło tylko samych oficjalnych delegacji z ponad 150 państw. Pózniej w prasie amerykańskiej nie złosliwie powiedzo, iż pierwszy raz widzą swego prezydenta na uroczystościach, na których on nic nie znaczył. I to prawda. W porównaniu z wielkością dziejowej chwili wszystkie ludzkie tytuły i tzw. "pycha żywota" marniały.
Na ekranie telebimów ukazuje się prosta w kształtach trumna Papieża, a na niej leżąca Księga Ewangelii. Wiatr porusza jej kartkami. Wiatr Ducha Świętego, jak to zaznaczył kard. Ratzinger. Za ekranem widzę Katedrę, Wawel, cały stary Kraków... całą historię Polski. Tak stałem i patrzyłem uczestnicząc w tym wyjątkowym misterium i z trudem wierzyłem w realność odbywających się wydarzeń. Myślałem gdzie to całe zło, które jest tak natarczywe na co dzień. A równocześnie nasunęła się myśl, że ono się zemści za łaskę, która obecnie dotknęła za wstawiennictwem Papieża Polskę? Nie musieliśmy długo czekać. Kilka dni później sensacją nr 1 w Polsce staje się temat kapłana zdradzającego Papieża. Oskarżono szanowanego i uczciwego księdza. Wszystkie wiadomości telewizyjne i prawie wszystkie gazety przez kilka tygodni krzyczą o tym, prześcigając się w oszczerstwach. I cóż z tego, że później te domniemania okazały się nie prawdziwe, bo wielu już im uwierzyło. Święto zostało zatrute. Powiew wiatru odrodzenia zahamowany. Pomyślałem wówczas, że odrodzenie Ojczyzny nie nastąpi tak łatwo...
Dnia 19 kwietnia wybrano nowego papieża. Jest nim kardynał Ratzinger, który przyjmuje imię Benedykt XVI. W homilii dnia następnego powiedział on o swoim "wielkim poprzedniku": "Wydaje mi się, że czuję Jego silną dłoń ściskającą moją rękę, wydaje mi się, że widzę Jego pełne uśmiechu oczy i słyszę Jego słowa skierowane w tej chwili zwłaszcza do mnie: Nie lękaj się!" Za Benedyktem XVI chcę powtórzyć, że Jan Paweł II w chwili swej śmierci nie tylko zjednoczył wokół siebie cały lud chrześcijański, ale "pozostawił Kościół bardziej śmiały, bardziej wolny, młodszy. Kościół, który zgodnie z Jego nauczaniem i przykładem, ze spokojem patrzy w przeszłość i nie obawia się Przyszłości".