|
A oto jak wspominają Czesława w rodzinnych Starych Wasiliszkach
Wspomnienia Teresy Akściłowicz:
Cześka znam od urodzenia. On urodził się w 1939 roku w lutym miesiącu i od dziecka to był człowiek chyba nie z tej ziemi, a z nieba. Zawsze był bardzo dobry, inteligentny, posłuszny, muzykalny. Miał talent nie tylko do muzyki, ale także malował i rzeźbił. No cóż, dzieciństwo przeszło w Starych Wasiliszkach i każdy dzień, każdziutki dzień z nim kolegowałam. Byliśmy jedną rodzina, nie było różnicy, że on cioteczny brat, ale był to mój rodzony brat. Kiedy wyrósł, skończył szkolę, to pojechał uczyć się do Grodna do szkoły muzycznej, ale nie skończył ją, bo rodzina wyjechała do Polski. Przed wyjazdem ożenił się, można powiedzieć, z moją koleżanką, bo chodziliśmy do jednej klasy. Była to piękna dziewczyna. Ale czego oni się rozeszli? Już tylko Pan Bóg jest sędzią, kto winien ja nie powiem.
Czesław został słynnym piosenkarzem, nie tylko piosenkarzem, ale poetą i kompozytorem. Jeździł po całym świecie, był także i w Grodnie, dawał koncerty. Ja byłam na jego koncertach. Pan Bóg jemu za krótkie życie dał. Trzeba, żeby pamięć o tym człowieku nie zginęła, tak jak pamięć o Chopinie, Mickiewiczu, to nasi rodacy i my powinniśmy pamiętać o nich.
Weronika Markiewicz:
Czesław był starszy ode mnie o sześć lat. Byłam koleżanką jego siostry Jadwigi. W 1956 roku w maju cała rodzina wyjechała do Polski jako repatrianci. Pamiętam jak pięknie kwitły kwiaty, w sadzie było jak w raju. Ojciec Cześka bardzo przeżywał wyjazd, dlatego nie przeżył i roku [w Polsce - red.]. Żałował swojej ziemi ojczystej, całował liście klonu, które miał zasuszone z ojczyzny. Do Niemena często przychodziliśmy robić próby kolęd, bo rodzina była muzykalna: ojciec grał na trąbce, matka śpiewała w chórze kościelnym. Mieli w domu pianino, więc organista przychodził także na wieczorki śpiewać piosenki.
Wywiad z Teresą Korejwo:
- Pani Teresa jest siostrą stryjeczną Czesława Niemena, a więc osobą, która być może nam zdradzi pewne tajemnice i przedstawi Czesława nie jako wybitnego muzykanta, wykonawcę, ale jako człowieka, osobę, naszego ziomka. Dużo pytań teraz ciśnie mi się na usta, ale chyba najważniejsze jest takie: Czy Czesław w ogóle kiedyś był w Lidzie?
- Tak Czesław był w Lidzie w roku 1975, a może 76. Miał występ w Mińsku i Wilnie. W tym czasie zawitał do Starych Wasiliszek, bo tam mieszkał mój brat, kolega i brat Czesława. Wstąpił tam do mego ojca i jego brata Wiktora. Nocował u Zbigniewa i nad ranem pojechał do Mińska. W Mińsku miał występ w drugiej części, a w pierwszej występował Kobzon i inni. Powiem, że nie bardzo ciepło go przyjęli w Mińsku. Może dlatego, że takie były czasy: nikt nie miał wtedy możliwości uczyć się polskiego, nie było towarzystw takich jak mamy teraz. Nie byłam na tym koncercie, ale była moja bratowa z bratem. Do Wilna po koncercie oni jechali przez Lidę i Czesław powiedział mojemu bratu, że trzeba zawitać do Teresy. Może o piątej nad ranem zadzwonili do moich drzwi. Brat się schował, a Cześ stał. Poznałam go po tylu latach. Miał wtedy brodę i długie włosy, ale poznałam. Zaprosiłam ich do swojego domu. Dzieci obudziły się, on je podniósł do góry, i syna, i córkę. Synek bawił się jego brodą, a Alicja spytała, czy to nie jest Pan Jezus. Powiedziałam, że to Czesław Niemen. Miał na sobie długi płaszcz, koszulę taką jakąś płótnianą i duży krzyż na piersiach.
- Minęły lata i pamiętam, że Pani kiedyś wspominała, że było jeszcze jedno, ostatnie spotkanie. Może Pani opowie o tym teraz.
- Ostatnie spotkanie nasze odbyło się w roku 1996 w Warszawie. Nigdy nie pomyślałam, że to będzie ostatnie spotkanie. Byłam z dziećmi na koloniach w Warszawie. Tam dowiedziałam się od pracowników, że gdzieś niedaleko mieszka Czesława kuzynka. Otrzymałam telefon do niej i zatelefonowałam. Ona skontaktowała się z Czesławem i powiedziała, że Teresa Muchlado jest w Warszawie. Czesław powiedział, żeby ona zaprosiła mnie razem z dziećmi w gości do siebie na kolację. On też przyjechał. Długo rozmawialiśmy o Starych Wasiliszkach, o sąsiadach. Z nim można było porozmawiać na różne tematy. Później zaprosił mnie do siebie. Byłam rada. Powiedział którego dnia przyjedzie, żebym już była gotowa. Był punktualnie, zabrał mnie i odwiózł do swego mieszkania. Pamiętam, że miał ładny dom z wysokim ogrodzeniem i ogródkiem, w którym było tak naturalnie. Był on wegetarianinem. Powiedziałam więc, że mogę żyć bez mięsa. On chyba też nigdy nie pił wódki, a miałem ze sobą butelkę ruskiej wódki. Powiedziałam, że trzeba wypić za nasze spotkanie. Odpowiedział, że skoro ją przywiozłam, to wypijemy. Trochę wypiliśmy i rozmawialiśmy. Pokazał mi swoje córki i zapoznał z żoną. Później poprosiłam go, żeby zagrał na pianinie tak jak w dzieciństwie. Powiedział, że już dawno nie gra i pokaże mi swoją aparaturę. Zaprowadził mnie do swego pokoju, który był cały zastawiony rozmaitym sprzętem. Sprezentował mi kasetę. Poprosił mnie też, żebym zawiozła ornat do kościoła w Starych Wasiliszkach, żebym oddała go księdzu. Przywiozłam ten ornat, zaniosłam księdzu i powiedziałam, że to od Czesława Niemena taki prezent. Czesław odwiózł mnie z powrotem, dał mi trochę pieniędzy. Nie był skąpy, nigdy się nie zadawał, że on śpiewa, że jest znany. Ucałował mnie, a ja mu podziękowałam. Zapłakaliśmy. Takie było spotkanie.