|
Kwiaty Królowej
"Tam właśnie, na Kresach, została zapisana prawie cała nasza romantyka - od wielkiej poezji i prozy po harcerską piosenkę. Na kresowych cmentarzach i w bezimiennych mogiłach leży połowa rycerstwa Korony i Litwy, setki tysięcy powstańców i żołnierzy niepodległościowego Podziemia oraz cywilnych ofiar bestialstwa lewicy - tak stalinowskiej, jak i hitlerowskiej."
Przemysław Burchard
Poranek przywitał promieniami słońca, a woda ze studni rozproszyła resztki snu. Jest drugi dzień pielgrzymki. Rozpoczynamy podróż już poza granicami przedwojennej Rzeczpospolitej. Przejeżdżamy przez Słuck. Miasto pozostawia wrażenie szarości w architekturze i zaskakuje wystawnym, bo z granitu i brązu, pomnikiem Lenina. Owego idola komunistów, który się jednak przed śmiercią nawrócił - czego nie powiesz o jego naśladowcach - i wzywał, że Rosja potrzebuje swego św. Franciszka, a nie rewolucji. Jedziemy na obrzeża miasta, bo tylko tu na bagnistych terenach, miejscowa władza pozwoliła wybudować kościół. Jest to piękna, duża świątynia p.w. św. Antoniego powstała dzięki staraniom księdza z Polski. Jest to jedyny kościół w mieście, chociaż przed wojną było tu 4 parafii. Przed dalszą podróżą krótka modlitwa w spokoju zalanego słońcem współczesnego kościoła, prowadzona na naszą prośbę przez pracującą tu siostrę z Polski ze zgromadzenia Św. Jadwigi. Modlitewne skupienie wprowadza w klimat dzisiejszego święta - Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Dzień 15 sierpnia jest również wspomnieniem rocznicy Cudu nad Wisłą, kiedy ze szczególną wdzięcznością polecamy się Maryi. Pozostawiamy na pamiątkę egzemplarze naszej gazety Ziemia Lidzka i żegnamy uśmiechniętą, serdeczną jadwiżankę.
Po kilkudziesięciu kilometrach wjeżdżamy do wsi Zamość. Piękny pojezuicki kościół renesansowy (1649r.) zamknięty w 1917r., a zwrócony katolikom w 1990r., zaskoczył ubóstwem i prostotą wnętrza raczej wiejskiego domu, niż wzniosłej świątyni sakralnej. Proboszcz, staruszek ksiądz, pełnił w tym czasie kapłańskie obowiązki w sąsiedniej wsi. Więc zostajemy, z wielką radością przywitani przez starszych wieśniaczek opiekujących się kościołem, świadków ostatnich burzliwych dziejów parafii. Maryjo, przyjmij gorące serca tych pań i tego księdza na ołtarz Serca...
Mijamy kolejne kilometry. Poproszono mnie w tym czasie, bym opowiedział o dzisiejszym święcie, a dokładnie o Cudzie nad Wisłą. Dobrze tu najpierw rozpocząć cytatem z konstytucji sejmowej 1764r. przyjętej "za zgodą wszystkich stanów Rzeczpospolitej obojga narodów": "Ponieważ Rzeczpospolita do swojej Najświętszej Królowej Maryi Panny w Obrazie Częstochowskim cudami słynącej zawsze nabożna i Jej protekcji w potrzebach doznawająca wszystkimi konstytucjami, a mianowicie annorum 1652, 1658, 1674, 1710, 1717r., Jasną Górę zatwierdziła (...)." I że jest w pełni Królową dla Swojego, nie zawsze wdzięcznego, Narodu szczególnie się okazało w okresie zaborów. Opowiedziałem pielgrzymom najpierw o zapowiedziach Cudu nad Wisłą i odzyskania niepodległości, danych przez Najświętszą Pannę służebnice Bożej Wandzie Malczewskiej. Wspomniałem o Licheniu, o objawieniach w czasach zaborów w początku XIX w. Matki Bożej jako Bolesnej Królowej Polski. Przypomniałem o naglących wezwaniach Matki Bożej w Fatimie w 1917r. do szerzenia kultu Jej Niepokalanego Serca oraz do poświęcenia przez papieża i zjednoczonych z nim biskupów Rosji Jej Sercu, by przez to zapobiec owym "błędom Rosji" tragiczne skutki których aż tak bardzo widoczne były również podczas naszej pielgrzymki. Zaznaczyłem, że w pełni tego poświęcenia dokonał dopiero papież z Polski w 1984r. I wreszcie - o samym Cudzie nad Wisłą, kiedy wydawało się, że losy Polski są przesądzone i Armia Czerwona była już pod Warszawą, następuje nagłe załamanie się frontu i paniczna ucieczka wojsk sowieckich. Opowiedziałem o świadectwie żołnierzy rosyjskich, którzy widzieli na niebie nad walczącym wojskiem polskim unoszącą się postać Matki Bożej. W modlitwie różańcowej dziękowaliśmy za ten cud i prosiliśmy naszą Matkę i Królową o następną interwencję w naszych czasach, kiedy ciemności ponownie wydają się ogarniać naszą Ojczyznę, jak i cały świat.
Mijamy Górę Maryi (Ěŕđüčíŕ Ăîđęŕ), a tam - kościół przebudowany ze starej elektrowni. Prace wewnętrzne jeszcze nie są zakończone.
Kierujemy się na Czerwień. W czerwcu 1941 r., kiedy wojska niemieckie w szybkim tempie zbliżały się do Mińska, na rozkaz NKWD więźniów z dwu wielkich więzieni wyprowadzono z miasta i skierowano pieszym marszem na wschód. Zaczęła się straszliwa "droga śmierci". Większość więźniów stanowili Polacy pochodzący z tej części Rzeczpospolitej, która po napaści wojsk faszystowskich Niemiec i Rosji radzieckiej została wcielona do ZSSR. Podczas marszu zdecydowana większość tych ludzi zginęła albo z przyczyn masowych egzekucji, albo z powodu mocnego wycieńczenia nie nadążali za innymi więźniami i konwojem. Reszta została wymordowana w uroczysku Cegielnia niedaleko Czerwieni. Tylko nielicznym udało się uratować. Przypuszczalnie zginęło wówczas około 5-7 tys. osób.
Nasz autobus zatrzymuje się w centrum 11-tysięcznego miasta przy drewnianym domku, który obecnie służy tymczasową kaplicą. Kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Św. zniszczyli komuniści w latach 30-ch. Wraz z miejscową Polką, która jest nam za przewodnika, wyruszamy ku miejscu, gdzie się zakończył "marsz śmierci". Jedziemy po ziemi przesiąkniętej krwią, świętej ziemi. Przy pomniku przedstawiającym Matkę Bożą przyjmującą Swego Syna z niewidzialnego krzyża, postawionym na miejscu masowej egzekucji, zatrzymujemy się, by modlitwą za zmarłych oddać hołd pomordowanym, prosząc również i o ich wstawiennictwo za nas w Niebie. A kwiaty, które wyrosły z tej ziemi dopełniły tworzące się naręcze.
Pomnik odsłonięto 25 czerwca 2000r. pomimo szykan ze strony władz, które zabraniały umieszczenia obok wspomnianej kaplicy z Pietą kamienia z orłem i napisem w języku polskim i białoruskim następującej treści: "Tysiącom Polaków i więźniów innych narodowości pomordowanych w więzieniach Mińska i podczas Marszu śmierci w dniach 24-27 czerwca 1941 roku". Przygotowany w tym celu głaz zniknął w nocy bez śladu, mimo że usunięcie go wymagało użycia dużego dźwigu. Obecna na uroczystościach otwarcia pomnika jako jedyna z nielicznych pozostałych przy życiu po owym "marszu" Lidzianka pani Joanna Stankiewicz-Januszczak, wspominając ofiary tych wydarzeń powiedziała: "(...) To również grupa trzystu osób zamordowanych zaraz za Mińskiem, to grupa dwudziestu osób zastrzelonych w dole po piasku, to także grupa, chyba duchownych, i wielu, wielu więźniów, których ciała wypełniły przydrożne rowy i lasy, a dusze uleciały przed tron Najwyższego ze skargą na ludobójstwo. (...) Gdyby chciano upamiętnić miejsca ich śmierci, to całą drogę od Mińska przez Śmiłowicze do samego Czerwienia należałoby pokryć krzyżami. (...)
Wraca historia z okresu powstania styczniowego, kiedy obok Orła powiewał znak Pogoni, a nasi poszli na bój bez broni, natchnieni jedynie ideą walki o wolność przeciwko caratowi. Już wtedy ciągnęły na Sybir kibitki z mężczyznami, kobietami i dziećmi..."
Ubel. Dość długo poszukujemy wśród leśnych dróg pozostałości z majątku Moniuszki. Spotykamy dużo wczasowiczów (obok jest sanatorium), lecz nikt nie może wskazać poszukiwanego miejsca. Pamiątkowa stela na małym placyku zarośniętym dookoła krzakami przekwitłego bzu wskazała, że jesteśmy na odpowiednim miejscu. Coś wprost jakby zadrżało w powietrzu, kiedy nasza młodzież zaśpiewała pieśń Przylecieli sokołowie na sł. Jana Czeczota i inne utwory kompozytora. Śpiewane w różnych renomowanych salach koncertowych świata, teraz wyśpiewane w tym zagubionym miejscu gdzie były niejako ich początki, jakby łączyły rozerwane epoki. W jakimś cudownym przeistoczeniu przenikały się przeszłość i teraźniejszość, teraźniejszość i przyszłość. Jakby wieczność dotknęła nas swoim skrzydłem. Kilka kwiatków i z tego miejsca zebranych wzbogaciły moje mistyczne naręcze.
Dalej droga prowadziła na Mińsk. Ze względu na dzisiejsze święto - Wniebowzięcia Maryi Panny - Matki Bożej Zielnej, kiedy Kościół święci zioła i owoce, zatrzymaliśmy się na pół drogi przy leśnej polanie. Pielgrzymi z radością poszukują tu najpiękniejsze polne kwiaty i zioła. Wówczas uświadomiłem sobie, że ja przecież już je mam - zbierane przez całą pielgrzymkę naręcze.
Droga do Mińska prowadzi przez Kuropaty. Parkujemy autobus na obrzeżach miasta przed laskiem, który stanowi największy cmentarz na Białorusi. W latach 1937-41 według różnych źródeł zamordowano tu przez NKWD od 30 tys. do 300 tys. osób. Las, na ile sięga oko, otoczony jest krzyżami. Przy wejściu stoją dwa wielkie krzyże - grekokatolicki i prawosławny. Obok jest umieszczona ikona Matki Bożej Kuropackiej. Czyjaś barbarzyńska ręka potrafiła porysować gwoździem wizerunek Maryi... Matka Boża Częstochowska z blizną na twarzy, Matka Boża Ostrobramska ze zranionym łonem (otwór od kuli do tego czasu jest widoczny w wileńskim wizerunku Matki Miłosierdzia). Największe sanktuaria naszego Narodu przemawiają do nas - mówią nam o Matce, Która nie zważa na niebezpieczeństwa i pierwsza wstawia się, by bronić Swe dzieci. I znów refleksje: "Czy pamiętamy o miłości Królowej? Czy Naród potrafi obronić swoje Sanktuarium?"
Nasza dość liczna grupa wywołała zainteresowanie ze strony kilku pań społecznie opiekujących się cmentarzem. Przedstawicielki inteligencji białoruskiej podjęły się oprowadzenia i opowiedzenia. Opowiadały jak po odkryciu tu masowych grobów przez Zenona Poźniaka zaczęto spontanicznie stawiać krzyże. Jak "nieznani sprawcy" je ciągle niszczyli. Na miejscu zniszczonych stawiano nowe. Jak zaczęto się organizować, by te krzyże bronić. Opowiedziały jak młodzi ludzie, studenci i uczniowie szkół średnich, postawili tu namioty i dyżurowali po nocach. Jak podpalono ich namiot i jedną osobę w ciężkim stanie odwieziono do szpitala... Obecność setek krzyży w kuropackim lesie świadczy nam, że Bóg zwycięża w ludzkich sercach.
Jakaś niesamowita cisza panuje w tym miejscu, jakby krzyk tysięcy zabijanych tu ludzi nagle zamarł... i tylko szept liści drzew i kołysanie traw.... Coś podobnego przeżyłem w Katyniu. Nawet u najbardziej hałaśliwej młodzieży w tym miejscu nastąpiła nagła zmiana. Dłużej zatrzymaliśmy się pod krzyżem postawionym przez Straż Mogił Polskich, by pomodlić się za rodaków i wszystkich tu pomordowanych. Królowo Rzeczpospolitej Obojga Narodów przyjmij na Złoty Ołtarz Swego Serca tę tragiczną ofiarę i wstawiaj się u Boskiego Syna, by Jego królestwo rozkwitło w sercach narodów tworzących niegdyś jedną Rzeczpospolitą Ci oddaną.
Wjeżdżamy do stolicy Białorusi, kierując się w stronę starówki, gdzie w Katedrze mamy zaplanowaną Mszę Św. Mińsk zaskoczył swoim odnowionym obliczem. To już naprawdę wygląd europejskiego miasta z łacińską kulturą. Trudno wyobrazić, że mało brakowało, by to niewiele, które pozostało od starego miasta nie zostało zniszczono w początkach lat 80-ch przez ówczesne władze miasta, i to dzięki interwencji inteligencji udało się je obronić. Obecnie tylko ratusz została odbudowana od fundamentów. Nie tak jeszcze dawno i Katedra, po zniszczeniu wież i rozmieszczeniu w niej sali sportowej, niczym się nie wyróżniała od dobudowanych obok wieżowców. Obecnie, po zwrocie w 1994r. wiernym, została odbudowana i raduje oko pięknem barokowych, zwieńczonych krzyżem wież.
Msza Św. - tu się zamyka nasza pielgrzymka - miejsce, gdzie Niebo łączy się z Ziemią. W pierwszym czytaniu słyszymy: "I otworzyła się świątynia Boża, która jest w niebie (...). I ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta odziana w słońce (...), a na głowie jej korona z dwunastu gwiazd" (Ap 11,19;12,1). Składam duchowo jako dar ofiarny na ołtarz, gdzie rodzi się Jezus i naszą pielgrzymkę. W Najświętszej Komunii przychodzi Chrystus... Są poświęcane naręcze z kwiatów i ziół - ziarno na zasiew....
Lida późny wieczór. Olbrzymie, gwiazdami utkane niebo, ukrywa miasto. W jego harmonii i potędze przemawia moc Stwórcy. Gdzieś wśród wielu innych gwiazd świeci i ta, która przyprowadziła niegdyś trzech króli do betlejemskiej groty, gdzie się narodził Emmanuel - Bóg z nami.
Za kilka dni odjeżdżam do Krakowa, tej polskiej Jerozolimy, nazwanego Janem Pawłem II stolicą Bożego Miłosierdzia; i te moje mistyczne naręcze tam zostanie złożone...
Czesław-Piotr