|
Kwiaty Królowej
"Tam właśnie, na Kresach, została zapisana prawie cała nasza romantyka - od wielkiej poezji i prozy po harcerską piosenkę. Na kresowych cmentarzach i w bezimiennych mogiłach leży połowa rycerstwa Korony i Litwy, setki tysięcy powstańców i żołnierzy niepodległościowego Podziemia oraz cywilnych ofiar bestialstwa lewicy - tak stalinowskiej, jak i hitlerowskiej."
Przemysław Burchard
W nocy przed wyjazdem, po dwutygodniowej suszy i upałach - nagłe ochłodzenie i ulewa. Ukryte mgłą wczesnego poranka odjeżdżamy z parkingu przy kościele farnym mijając ruiny starego lidzkiego zamku. Deszczowa pogoda kroplami wody z nieszczelnych luków przesącza się, przedziera się do autobusu, wymuszając niektórych ukryć się pod parasolami. Nogi już od samego początku mam przemoczone - widocznie jest potrzebna jakaś drobna ofiara.
Jest to kolejna wycieczka organizowana przez Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej po ziemiach Białorusi posiadających dziedzictwo Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a które to po przez 250 lat jest systematycznie niszczone i rozkradane, a pomimo tego wciąż żyje. Są to podróże nie tylko w przestrzeni, a niejako i w czasie. W podróżach tych za mgłą zniewolenia i zniszczeń dokonywanych przez obce narody i ideologię prześwitywało piękno ocalałych kościołów, starych pałaców i znaczonych krzyżami mogił bohaterów - ukazując tym prawdziwe oblicze tej ziemi i wielkość człowieczego ducha, którego ona stała się kołyską. Delikatnie powiewa wiatr odrodzenia i budzi się uśpiony duch.
Pierwsze miejsce naszego zatrzymania się to lasek za Nowogródkiem. Tu w roku 1943 Niemcy rozstrzelali 11 SS Nazaretanek. 5 marca Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 Jan Paweł II wyniósł je na ołtarze. Mokra, leśna dróżka wyłożona wzdłuż polnymi kamieniami przyprowadza nas pod duży krzyż - miejsce gdzie nazaretanki ofiarowali swe życie za 120 ojców i członków polskich rodzin z Nowogródka uwięzionych przez hitlerowców. Wśród cisy lasu nasza, zgromadzonych pod krzyżem, dziękczynno-błagalna modlitwa, rozpoczęła niejako wycieczkę, która niezauważalnie przeradza się w pielgrzymkę. W duchu składam tę ofiarę 11 błogosławionych sióstr męczenniczek na złoty ołtarz Niepokalanego Serca Maryi, która po wieczne czasy jest Królową naszego Narodu. Ciągle nie przestaję dziękować Bogu za ten wielki dar, kiedy w 1656r., po ślubach króla Jana Kazimierza zechciała Ona, Królowa Nieba, przyjąć koronę królów zagrożonej Rzeczpospolitej. "...Padłszy do stóp Twoich najświętszych Ciebie za patronkę moją i za Królową państw moich dzisiaj obieram ...." - ślubował wówczas w archikatedrze lwowskiej Jan Kazimierz. Równocześnie pomyślałem z goryczą jak o obecnym tak i o dawnych czasach: "Ileż to razy naród Twój Cię nie usłuchał, Maryjo?" Ileż to razy ja był Ci nie posłuszny, Królowo. Wybacz. Zapragnąłem kilka roślinek z tego świętego miejsca zerwanych ofiarować pewnej osobie, która jest dla mnie niejako "pomostem" do ołtarza Serca Maryi. Zerwane roślinki włożyłem do książki mówiącej o posłannictwie św. Faustyny "Prawo do Miłosierdzia". Książka ta niespodziewanie stała się zbiornikiem kwiatów zebranych i z innych miejsc męczeńską krwią uświęconych oraz miejsc znaczących, ważnych w historii naszej Ojczyzny.
Mijamy Cząbrów, miejsce urodzenia matki Adama Mickiewicza, i zatrzymujemy się w Rajcy, gdzie się znajduje dwór brata Marii Wereszczakówny Józefa. Składam i te dwie miejscowości z całym ich duchowym dziedzictwem na złoty ołtarz Niepokalanego Serca Maryi. Deszcz już przestał padać. Z liści drzew starego parku skrapia się woda i dużymi kroplami spada na przybyszy, zakłócających spokój tego osamotnionego miejsca. Oglądamy XVIII-wieczny drewniany dworek, zamieniony na jakiś zakład leczniczy. Na końcu alei, ciągnącej się na tyłach dworu, ku wspólnej radości odnajdujemy 3-metrowy kamienny słup z herbem Łabędź Rajeckich, ówczesnych właścicieli dworu. Idziemy do naszego samochodu, by kilkaset metrów dalej zatrzymać się przed wzgórzem otoczonym murem nad którym unosi się poniszczony czasem i ze śladami "dzikiej" konserwacji kościół, obecnie zamieniony na cerkiew. Jedna z ceglanych wież kościoła, widocznie w skutek braku środków na jego odnowę, odnajdujemy leżącą obok świątyni. Poprzez bramę z arką ze śladami jakiegoś na pół zniszczonego herbu, powracamy do naszego autobusu, a w sercu pozostaje wspomnienie o dotknięciu się do kolejnej nadal ukrytej tajemnicy. Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy w Worończy. Niegdyś znajdował się tu jeden z najpiękniejszych dworów w Polsce, liczący 20 pokojów, a po którym obecnie nic nie pozostało. Autobus zatrzymuje się przed świecącymi bielą murami odbudowanego kościoła p.w. św. Anny. Nic nie przypomina widoku z przed 15-tu lat. Wtedy trudno było spostrzec wśród gęstych zarośli krzaków ruiny częściowo wysadzonej w latach 50-tych świątyni. Czułem się wówczas trochę jak odkrywca, kiedy na jednej z pozostałych ścian kościoła odnalazłem piękną tablicę fundacyjną z herbami Niesiołowskiego i jego małżonki z książąt Massalskich, a obok świątyni wśród gęstwiny drzew i krzaków - 4 wysokie kamienne XIX-wieczne nagrobki Bułhaków. W tym kościele była ochrzczona Maryla Wereszczakówna urodzona w niedalekich Tuhanowiczach oraz Jan Czeczot z pobliskich Maluszyc.
Dalej nasza droga prowadzi do Połoneczki. Pozostawiamy po prawej stronie Tuhanowicze z pozostałościami dużego romantycznego parku, oraz wieś Karczowo, niedaleko od której do dziś znajduje się głaz zwany Kamieniem Filaretów. Połoneczka spotyka nas majestatycznym pięknem pałacu Radziwiłłów, obecnie znajdującym się w stanie niedawno rozpoczętego remontu i tak opuszczonego. Poprzez rozbite okna i brakujące drzwi po książęcych pokojach, przebudowanych pod szkołę epoki socrealizmu, bawi wiatr. Spacerując po pustych pokojach podziwiamy odsłaniające się z pod późniejszych zabudowań piękno późnoklasycystycznego pałacu. Kiedy tak spoglądasz na pałac od strony częściowo zachowanego parku tarasowego, to bez szczególnego wysiłku możesz wyobrazić tu dworskie przyjęcia, bale widziane w filmowych wersjach w najsławniejszych dworach Europy.
Ze szczególnym uczuciem podjeżdżamy do Iszkoldzi. Tu się znajduje jeden z najstarszych z zachowanych na Białorusi kościołów. Świątynia spotyka nas pięknem gotyku. Kościół p.w. Świętej Trójcy został zbudowany przed 1471 r. Starsza pani opowiada nam jak parafianie po kryjomu gromadzili się tu na nabożeństwa, bo księdza nie było. Został zamordowany przez bolszewików tuż po wkroczeniu w 1939 r. wojsk sowieckich. Opowiada jak kładli się pod ciężarówkę, którą milicja chciała wywieźć sprzęt liturgiczny. Obronili wówczas kościół. Te wydarzenie zostało obecnie utrwalone w jednym z witraży odnowionego wnętrza kościoła. Klęcząc przed Tabernakulum w tym gotyckim kościele, uwielbiamy Króla Wszechświata przed Którym, jak by przez mury starej świątyni, ponownie przechodzą całe dzieje naszej Ojczyzny. W duchu proszę Maryję, Królową tych ziem, by złożyła je na złotym ołtarzu Swojego Niepokalanego Serca.
Następnie odwiedzamy Snów z ogromnym późnoklasycystycznym pałacem liczącym 100 pokoi i fasadą o 140 m długości. Obecnie mieści się tu szpital wojskowy. Następnie - Górny Snów z zespołem dworskim.
Dalej nas czekał Nieśwież - miejscowość bardzo bogata w dzieje i posiadająca wyjątkowo, jak dla Białorusi, ilość zachowanych zabytków. Spotkał on nas świeżością odmalowanych fasadów starówki i czystością ulic miastecka poprzez obecną prowincjonalność którego niepokornie przebijała się jego była świętość. Zespół zamkowo-pałacowy, dawna rezydencja i ośrodek ogromnych dóbr Radziwiłłów, znajduje się po niedawnym pożarze w gruntownym remoncie. Park największy na terenach Białorusi, Brama Słucka (1690 r.), ratusz i chale targowe (1569 r.), barokowy Dom Gdański przy rynku zbudowany w 1721r., kościół i klasztor benedyktynek w którym teraz mieści się studium nauczycielskie - to skrótowy opis naszego tu zwiedzana. Modlitwa w kościele p.w. Bożego Ciała, w którym jedno po drugim odbywały się nabożeństwa ślubne. Jest to pierwsza w Rzeczypospolitej barokowa budowla. Schodzimy się do krypt, gdzie pochowano ponad 102 członków rodu Radziwiłłów. Modlimy się za ich dusze... Komunia duchowa przy obrazie św. Małgorzaty.
Następnym miastem był Kleck z kościołem (1683 r.) na cerkiew przerobionym i nie zbyt przyjemna rozmowa z duchownym prawosławnym.
Dalej są Radzwiłłmonty. Tam wśród zaniedbanego parku z alejami i kaskadą również zaniedbanych stawów podziwiamy drewniany pałac z dużymi kolumnami (1780-83 r.), a raczej ruiny które po nim pozostały. Po II wojnie światowej mieściła się tu poczta, kino i klub sowchozowy. Od pożaru w 1990 r., kiedy spalił się dach, pałac pozostaje w ruinie, a tablica ochronna wygląda na tym tle strasznie drwiąco.
Zdążamy jeszcze odwiedzić Janowicze, a tam - dwór z końca XVIII w., który obecnie służy jako budynek mieszkalny. Oprócz dworu spodobał się wszystkim zwykły dwukondygnacyjny drewniany spichlerz znajdujący się obok, a szczególnie małe otwory zrobione w drzwiach, by swobodnie mógł przez nie wchodzić kot i polować na myszy.
Wieczorem, wraz z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca wjeżdżaliśmy do Słucka, gdzie w ośrodku turystycznym zaplanowany jest nocleg. Młodzież do późnej nocy bawi tam przy ognisku; a starsi, po podzieleniu się przy kolacyjnym stole refleksjami z podróży, szykują się do snu. Tak minął pierwszy, długi dzień pielgrzymki. Mój symboliczny zbiornik, książka Prawo do Miłosierdzia, jest pełen kwiatów.
C.P.