|
Obwód Nr 49/67 w latach 1946-1949
Należy jednak zaznaczyć, że surowe kary stosowane przez podziemie w stosunku do donosicieli, agentów NKWD oraz nadgorliwych funkcjonariuszy sowieckiej administracji sprawiały, że władze sowieckie niemal do końca nie były w stanie zapanować nad terenem byłych powiatów szczuczyńskiego i lidzkiego. Szef NKWD obwodu grodzieńskiego w jednym ze swych raportów pisał do sekretarza Obwodowego Komitetu KP(b) Białorusi w Grodnie, Prytyckiego: "Członkowie bandy
od 1945 r. do czerwca 1946 r. dokonali na terytorium rejonów wołkowyskiego, lidzkiego, żołudzkiego, szczuczyńskiego, wasiliskiego i raduńskiego 115 aktów terrorystycznych, które dotknęły miejscową ludność [KK - donosicieli, agentów i sowieckich współpracowników] oraz aktyw [sowiecki]". Partyzantka prowadzona przez "Olecha" miała przede wszystkim charakter samoobrony przeciw jaskrawym nadużyciom i bezprawiu przedstawicieli władz sowieckich. Szczególnie surowo zwalczano pracowników administracji okrutnie odnoszących się do ludności. Często zachowywali się oni naprawdę jak władcy w kraju podbitym (lada priedsiedatiel czy dyrektor kołchozu był panem życia i śmierci chłopów zamieszkałych na "jego terenie"). Bezlitośnie egzekwowali od chłopów niezmiernie wysokie kontyngenty, mające ich zrujnować materialnie i zapędzić do kołchozów, wskazywali NKWD, kto ma nastawienie "antysowieckie" (co rozumiano bardzo szeroko), itp. Samoobrona polska zwalczała też funkcjonariuszy NKWD, ich agentów i informatorów. O ile jednak zwykli donosiciele mogli niekiedy liczyć na litość i zmianę kary śmierci na karę fizyczną (baty), to funkcjonariusze NKWD i urzędnicy źle odnoszący się do ludności, byli traktowani przez "Olecha" bezwzględnie.
"Nie, nie było jakichś specjalnych sądów. Wystarczała nam opinia ludności - mówili - że ten czy ten, przekracza już wszelkie możliwe granice postępowania. Myśmy wówczas nie mieli żadnych wątpliwości. Jeśli chodziło o jakiegoś miejscowego szpicla, którego namówiono do współpracy, obiecano n ? ., że mu kontyngent umorzą, czy coś innego - rzeczywiście musieliśmy sprawdzać, czy czasem mu się ktoś
nie przysłużył, jak to bywa ... Ale jeśli chodzi o tych bolszewików, to nie było wątpliwości, że nie ma co się bardzo [rozczulać]. Rozwalić i koniec. To były działania bardzo skuteczne. Bo jak przyjechał następca takiego rozwalonego sowieckiego funkcjonariusza czy pracownika, to ludzie nieraz potrafili mu powiedzieć: Ty czekaj. Będziesz taki jak on, to i ciebie spotka to samo. Dziwne, że władze sowieckie nie stosowały w takich przypadkach wielkich represji. Niemcy by zaraz z dziesięciu ludzi w takiej wsi wzięli i zabili - za to, że zabito tam jakiegoś ich człowieka. A ci nie. Wszyscy normalnie wiedzieli, że przyszła , powiedzmy piętnastu. Schwycili we wsi tych ich ludzi - i powiesili, czy zastrzelili. I to na ogół jakoś uchodziło. Ale myśmy zawsze starali się rozkolportować informację, dlaczego takich sowietów zabiliśmy, właśnie tych - a nie innych. Żeby było wiadomo, że my nie polujemy na każdego sowieta przypadkowego, tylko karzemy konkretnych ludzi za konkretne sprawy. Dlatego ich zabijaliśmy, że oni już nawet te sowieckie prawa, tak surowe dla ludności - łamali. Inni żołnierze sowieccy, inni urzędnicy sowieccy przyjeżdżali do wsi, to ich nie atakowano, tylko właśnie takich nadgorliwych. Zawsze to wyjaśnialiśmy. Rozwieszaliśmy ulotki, nawet ręcznie pisane, w których to wyjaśnialiśmy." Innym, ważnym dla ludności aspektem działań oddziału "Olecha", było zwalczanie sowieckiej administracji, obciążającej chłopów nadmiernymi, często niewykonalnymi świadczeniami rzeczowymi i kontyngentami. Oddziały niszczyły dokumentację w sielsowietach, mleczarniach i instytucjach gospodarczych związanych z egzekwowaniem dostaw obowiązkowych. Palono spisy i wykazy, zabierano pieczątki i blankiety urzędowe, dzięki którym organizacja podziemna mogła później wystawiać ludności fałszywe zaświadczenia o wywiązaniu się z dostaw. Przy okazji takich akcji często rozstrzeliwano nadgorliwych funkcjonariuszy sowieckiej administracji.
"Nieraz, jeszcze w 1 949 roku, udawałem się na prośbę ludności na takie akcje. Jeszcze w zimie 1949 r. rozbiłem ze swoim plutonem mleczarnię [pod Ostryną]. Zbiłem wszystkie urządzenia, mechanizmy, zniszczyłem całą księgowość. Z tym, że zabrałem czyste kwitariusze i swoim ludziom się wpisywało. Bo bardzo było ludziom daleko, nieraz dziesięć kilometrów, mleko dostarczać, a trudno było zorganizować transport. Nieraz ludzie piechotą nosili. Jak donieśli, to było już w drodze ubite na masło. I wobec tego prosili nas: kochani, zniszczcie to, bo nas zamordują tym mlekiem. Zniszczcie [...] Poszedłem i zniszczyłem, już w 1949 roku, w styczniu."
W końcowym okresie działalności polskiej samoobrony Obwodu 49/67 walka stawała się coraz bardziej bezwzględna, nie było już miejsca na pobłażliwość dla zdrajców, donosicieli i sowieckich agentów. W niektórych przypadkach stosowano nawet zasadę odpowiedzialności zbiorowej wobec rodzin donosicieli. Wobec całkowitego osamotnienia polskich partyzantów i nasilającego się terroru okupacyjnych władz rosyjskich, było to zjawisko nieuniknione.
"Chciałem powiedzieć, że niestety czasami akcje nasze były bardzo surowe. Trzeba mocno ukarać, czasem trzeba i dla przykładu, i dla zastraszenia. Ale innej rady nie było. Albo walka, albo nic. Byliśmy w warunkach bardzo trudnych, było nas niewielu. Terror ze strony władz sowieckich był szalony. Znamy te rozprawy stalinowskie, wyłącznie dla ludności polskiej. Terror sowiecki był głównie wobec tych rodzin, z których pochodzili akowcy. To było straszne. Dzięki naszej samoobronie to się jakoś łagodziło. Tak, że jak kiedyś pojechałem tam w roku 1980, po trzydziestu latach, zacząłem rozmawiać o tym, co działo się po naszym zlikwidowaniu [w 1949 r.], to nawet mnie, co znam tamte warunki - nie chciało się wierzyć. Co oni wyprawiali [przedstawiciele władz sowieckich - KK]. Dyrektor kołchozu był panem życia i śmierci. Jeżeli jakaś dziewczyna chciała się wydostać poza kołchoz, poza szkołę podstawową, już na dziesięciolatkę do liceum, to oczywiście bez jego zgody, bez jego wykorzystania, nie było mowy. Rzeczy potworne się działy, trudno nawet sobie wyobrazić, nawet mnie trudno było to zrozumieć, choć przecież znałem tamte warunki. Ale dopóki myśmy byli [polska partyzantka - KK], do roku 1949, to tam żadnej władzy nie było. Jeżeli przyjechali po coś do wsi w ciągu dnia, to w dwa, trzy samochody wojska i zaraz pod wieczór już uciekali. Bo wiedzieli, że mogą być zaatakowani. Oni do czterdziestego dziewiątego roku nie mieli władzy w terenie, na wsi."
Nie jesteśmy dziś w stanie zweryfikować i przedstawić wszystkich akcji przeprowadzonych przez oddziały podlegające "Olechowi". Podane poniżej akcje to jedynie przykłady działań zbrojnych partyzantki Obwodu 49/67. W styczniu 1946 r. ppor. "Cygan" przeprowadził przed posterunkiem milicji w Wasiliszkach udany zamach na funkcjonariusza NKWD Filinowicza. Zimą 1946/1947 ubezpieczenie kwaterujących w okolicach Wawiórki grup "Petera" i "Ireny" ujęło i zlikwidowało funkcjonariusza NKWD. W dniu 23.01.1947 r. zlikwidowano kierownika wydziału wojskowego KP(b)B rejonu wasiliskiego - Greckiego, a 12.02.1947 r. patrol oddziału "Olecha" zastrzelił w Iszczołnianach 9 osób oskarżonych o współpracę z władzami sowieckimi. 15.04.1947 r. w Brzozowcach oddział "Olecha" zlikwidował 2 funkcjonariuszy MGB BSRR, a w maju tego roku w Piaskowcach sowieckiego współpracownika Jasiukajtisa.
W dniu 17.05.1947 r. oddział "Olecha", kwaterujący w Starodworcach, został zaatakowany przez grupę operacyjną NKWD. Partyzanci zdołali przebić się, jednak w czasie odwrotu został ciężko ranny w obie nogi sierż. Klukiewicz "Irena". Nie mogąc wycofać się wraz z oddziałem, dostrzelił się.
Największe nasilenie wystąpień zbrojnych oddziałów podlegających "Olechowi" przypada na drugą połowę 1948 r. Podjęły one wówczas zakrojoną na szeroką skalę akcję przeciw kolektywizacji, realizowanej przez administrację sowiecką. Zniszczono kilkanaście organizujących się kołchozów, likwidując jednocześnie najbardziej szkodliwych aktywistów sowieckich. Najwięcej tego rodzaju akcji wykonano w Szczuczyńskiem, nieco mniej w Lidzkiem. Działania te zahamowały pierwszą fazę kolektywizacji na terenie objętym strukturami Obwodu 49/67. Dopiero po całkowitym zlikwidowaniu zorganizowanej polskiej partyzantki udało się władzom sowieckim zapędzić ludność do kołchozów, zmuszając ją do tego rujnującymi podatkami i obowiązkowymi dostawami.
10.09.1948 r. grupa "Cygana" rozbiła urząd pocztowy (bank) w Wawiórce, zdobywając 24 000 rubli. Zastrzelono urzędnika Ministerstwa Finansów BSRR, Tarasowa. 07.09.1948 r. grupa "Petera" zlikwidowała nowo utworzony kołchoz im. Woroszyłowa (gm. Nowy Dwór). Wykonano wyroki śmierci na szczególnie szkodliwych aktywistach sowieckich - delegacie sielsowietu z Nowego Dworu Chomiczu, priedsiedatielu kołchozu Buńce i znienawidzonej przez ludność nauczycielce Purwinej. 21.09.1948 r. grupa "Cygana" zlikwidowała we wsi Krzywosiółki (Kudzierki) 10 osób oskarżonych o donosicielstwo, a grupa "Małego Ziuka" 2 sowieckich informatorów w Starodworcach. 27.09.1948 r. zastrzelono sowieckiego informatora w Serafinach (rej. Lida).
W październiku 1 948 r. ppor. "Olech" zarządził koncentrację podległych sobie grup partyzanckich i patroli placówek w Puszczy Nackiej, na którą stawiło się około 100 żołnierzy. Wykonano wówczas wyroki śmierci na dwóch członkach organizacji, którzy dopuścili się napadów rabunkowych wobec ludności (byli to Wacław S. i NN).
Nocą 10/11/11.1948 r. grupa "Cygana" spaliła wielki wzorcowy kołchoz im. Stalina w Kułbaczynie, niszcząc budynki, obory z inwentarzem i sterty ze zbiorami. Rozbito piętnastoosobowy posterunek wojskowy ochraniający obiekt. Akcję przygotował "Mały Ziuk".
15.12.1948 r. w Papierni (rej. Lida) zlikwidowano oficera NKWD Iwana Strelnikowa, a 14.02.1949 r. oficera NKWD Iwana N. Noskowa (brak miejsca akcji). 20.01.1 948 r. patrol "Małego Ziuka" zniszczył mleczarnię kontyngentową pod Ostryną i zlikwidował funkcjonariusza administracji źle odnoszącego się do ludności.
Brak jest daty akcji wykonanej w 1948 r., polegającej na ujęciu 2 urzędników sowieckich określanych przez ludność jako "instruktorzy przysłani z Moskwy", odznaczających się wybitnie bezlitosnym stosunkiem do chłopów. Powieszono ich na słupach telegraficznych przy drodze wiodącej do Szczuczyna - na postrach dla innych nadgorliwych pracowników aparatu sowieckiego. Nie znamy też dat akcji na kołchozy w Hołdowie, Gudach i Wielkim Siole (w tej ostatniej uprowadzono i zlikwidowano informatora NKWD, byłego oficera Armii Czerwonej, a obecnie pracownika kołchozu Wasię Chrabina).
Zimą 1949 r. siły bezpieczeństwa ZSRR przystąpiły do ostatecznej rozprawy z oddziałami "Olecha". Rozpoczęła się seria obław i operacji, poprzedzonych pracą agentów. Użyto do nich olbrzymich sił WW NKWD. Rejony, w których agentura lokalizowała obecność grup partyzanckich, otaczane były kilkakrotnymi pierścieniami żołnierzy NKWD i dokładnie penetrowane. Szansę na przebicie się z takich "kotłów" były minimalne.
W dniu 10.02.1949 r. grupa operacyjna szczuczyńskiego NKWD, dowodzona przez kpt. Kudrawcewa, ujęła J. Berdowskiego "Małego Ziuka" (został ciężko ranny podczas próby ucieczki). 19.03.1949 r. w zasadzkę NKWD wpadł ppor. W. Maleńczyk "Cygan" (poległ). Również w marcu 1949 r. grupa operacyjna NKWD zniszczyła grupę "Petera" kwaterującą w leśnej ziemiance w rejonie Nowego Dworu. Poległ "Peter" i nieznana liczba jego podkomendnych (prawdopodobnie około 10).
Pod koniec kwietnia 1949 r. NKWD przeprowadziło operację przeciw oddziałowi "Olecha" kwaterującemu w chutorach nad Lebiodą. "Olech", mający wówczas ze sobą 17 żołnierzy, zdołał wyrwać się z okrążenia. Jednak w dwa tygodnie później kolejna operacja sowiecka, do której użyto całego pułku WW NKWD, okrążyła oddział "Olecha" w rejonie Raczkowszczyzny. Większość partyzantów wraz z ppor. "Olechem" poległa podczas przebijania się przez trzy pierścienie obławy. Z całego oddziału przybocznego "Olecha" ocaleli jedynie Z. Olechnowicz "Zygma" i W. Wróblewski "Dzięcioł", którzy ranni wpadli w ręce Rosjan.
Operacjom przeciw oddziałom partyzanckim towarzyszyły masowe aresztowania w polskich wioskach podejrzanych o nastawienie antysowieckie i wspomaganie "band". Np. w Stankiewiczach aresztowano wówczas 30 osób, które zostały oskarżone o udzielanie pomocy "Olechowi". Rozbita została tamtejsza placówka AK, a jej komendant R. Kulesza "Andrzej" wpadł w ręce NKWD. Działania podejmowane przez sowieckie siły bezpieczeństwa doprowadziły w ciągu 1949 r. do "złamania" zorganizowanego polskiego oporu w Szczuczyńskiem i Lidzkiem. Komenda Obwodu 49/67 nie została już odbudowana, większość placówek rozbiły aresztowania, oddziały partyzanckie "wykruszyły się" w czasie walk i potyczek. Polski opór tlił się tutaj jeszcze przez kilka lat, lecz nie miał już zorganizowanego charakteru. "Chodziły" kilku, a nawet kilkunastoosobowe grupki partyzanckie, wybijane przez kolejne obławy i operacje NKWD. Do 1951 r. działał jeden z pododdziałów "Olecha" - grupa dowodzona przez W. Szwarobowicza "Kiepurę". Później opór stawiali już tylko pojedynczy partyzanci, błąkający się w Szczuczyńskiem i Lidzkiem przez kilka dalszych lat.
Kazimierz Krajewski