|
Jan Seheń
Wspomnienie o Lidzie z końca XIX wieku
Kochane moje roczniki -1875 , gdzie jesteś i żyjesz, w jakim bądź tam kątku świata tego. Zastanów się na chwila i spójrz dokoła siebie - co widzisz z bliska i z daleka ? Co to jest, co to się stało ? Może to sen albo jakie czary ! Gdzie te bory, puszczy, lasy, gdzie ten zwierz co człeka straszy?
Gdzie okiem spojrzysz łany zboża, co buja kłosem jakby morze, fala. A tu kartofelek i buraki, tak duże jak łozowe krzaki. A bulwy też niemałe mają, bo do kila dociągają.
Oto i droga, to nie gościniec tylko krótka miejscowa. Równa gładka asfaltowa, o błocie nie ma słowa. Po bokach rosną piękne drzewa chroniąc od słońca uderzenia.
Oj! Pamiętam ja pamiętam, jak od okolicy "Kolesiszcze" do okolicy "Dolina" drogi było na piechotę pół godzina. Ale wiosną i w jesieni trudno marzyć o weselu, bo żaden gość tam nie dociepie, aż mróz ziemi lodem nie skrzepi.
A przyjedziesz zżal się Boże, jak tu wytrzymać człowiek może. Choć to okolica szlachecka, ma domy obszerne na dwa końce - lecz w jednym za zimno , w drugim za gorąco. Bo jeden bez pieca (świetlica) , drugi bez komina (Puckarnia ). Ładna mi taka gościna, Pośrodku z sieni bokówka, spiżarnia, trochę jest cieplejsza, ale tam tatuś z mamusią mieszka.
Ale za to : ryby, grzyby i wędliny, i najpiękniejsze w świecie dziewczyny. Przy tem posagu "groszy" parę kop. Tedy uważaj by nie za wysoki był ci próg.
Choć w błocie żyli lecz miodek pili !!!
A oto i chłopska wieś - może lepiej tam nie leź , bo po uszy wpadniesz w błoto i porwiesz ubranie koło płota.
Dachy na budynkach tak nisko opuszczone, że nie podejdziesz nie skulony, toteż i słonko tam nigdy nie wschodzi ni zachodzi.
Pośrodku izby piec ogromny, z boku leżak ocieplony "dla dzieci". Dookoła ścian ławy szerokie, a koło nich jamy głębokie. Przy ścianie bliższej do pieca stoi łóżko ogromne usłane matami, a pod nim mieszka owca z jagniętami.
W sieniach tuż za drzwiami jest wygrodzona spiżarnia, a w tej spiżarni stoją żarna. Tu mielą zborze dla siebie i trzody. Dalej odgrodzony kąt dla krowy, dla świni a czasem i konia. Człowiek tu żyje z bydlęciem pospołu i jest szczęśliwy, zdrowy i wesoły.
A tu masz miasteczko, kościołek na uboczu, schludny, czyściutki, pięknie ogrodzony. Naprzeciw kościoła plac duży niemoszczony. Służy jako rynek i przystanek dla furmanek. Dalej karczmy jedna, druga- bo gdzie się zgrzeje chłop lub sługa.
***
Na ogół żydów było bardzo dużo, a mieszkali oni tylko w okupowanych przez Rossyję polskich ziemiach, bo do rossyjskiej macierzy ich nie przyjmowano, toteż i żyli tylko w Polsce i na Litwie i to tylko w miastach i miasteczkach, na wsi można było mieszkać tylko rzemieślnikowi, i to musiał mieć na to osobiste zezwolenie władz, i to tylko na czasowy pobyt
***
Moi rodzice mieszkali w mieście "Lida" w latach 1883-88 do pożaru.
Lida to powiatowe miasto gubernii Wileńskiej.
Był tu rozwalony dawniejszy zamek obronny, ściany wysokie może jakich z 10 metrów, a grube u podstawy około 1 1/2 m, na dzisiejszą miarę.
Były tu jeszcze i dwa klasztory, jeden po "Bernardyński" , drugi po "Pijarski". Pierwszy zajmowali władze wojskowe, tam był też klub i mieszkanie pułkownika. Drugie to była cerkiew i mieszkanie Popa Kocałowa (? niewyraźnie zapisane).
Ulica duża "Wileńska" z północy na południe. Druga na zachód "Kamionka" też dość duża i gęsto zabudowana.
Paralelnie do Wileńskiej ulicy od zachodniej strony była ulica "Krzywa", szła od rynku koło rozwalin zamku aż na Fermę (To dzisiejsza ul. Mackiewicza).
Niedaleko od zamku, przy placu kościelnym był murowany, ładny domek. To było "Kaznaczejstwo" (Kasa Skarbowa). Od tego Kaznaczejstwa o kilkadziesiąt metrów była ul. "Zamkowa" szeroka może 8 metrów, do lewej tego błota i na tym to wzgórzu stał zamek, a dokoła niego bagna (błoto i staw młyński, młyn ten wodny stał nad rzeką Lidziejką przy Trakcie Nowogródzkim, który łączył się z ul. Wileńską). Rzeka Lidziejka opływa miasto od strony wschodniej. Poza rzeką są wsie: Roślaki i Zarzecz. Zarzecz dziś jest przyłączona do miasta.
To jest Południowo Wschodni Kraniec Miasta Lidy. - Na tej to Zarzeczy przy ulicy "Górzystej" róg "Mostowskiej" jest nasz plac ziemi. 40 sążni długi po ul. Mostowskiej i 18 sążni szeroki po ul. Górzystej. - Idąc dalej na północ dochodzimy do ul. Wyzwolenia, która łączy się na moście z ul. Wileńską.
Idąc dalej w kierunku Wilna będziemy mieli : plac Kościelny (dziś plac Wolności), na lewo domy prywatne i zajazd Lenskiego. Przy nim uliczka , przejazd na ulicę Krzywą.
Dalej domy żydowskie (między nimi hotel "Wileński" Wileńczyka) za nim klasztor Bernardyński i ogród oraz do ulicy Kamionka (dziś 3-go Maja), po lewej zaś stronie ulicy Wileńskiej jak raz naprzeciwko hotelu jest kościół parafialny, cmentarz i ogród fruktowy; za nim place i domy p. Andruszkiewicza, potem poczta konna, dom żydowski i dalej aż do ulicy Lidzkiej, która wiodła do wsi Roślaki (za rzeką).
Teraz wrócimy do lewej strony ulicy Wileńskiej dalej z powrotem od ulicy Kamionka, tu będzie cały kwartał domów prywatnych żydów, potem idą Sukienice czyli kramy (sklepiki z towarami przeważnie łokciowymi), z tyłu za nimi: rynek, który łączy się poza apteką z ulicą Wileńską. Apteka była w domu pana Piaseckiego, dom murowany piętrowy.
Na tym kawałku rynku, który przylegał do ulicy Wileńskiej był odgrodzony nieduży plac a na nim nieduży dom strażniczy - "Karaulnoe zdanie", przed nim przy samej ulicy stała pochodna wojskowa "Kasa" i pułkowy sztandar. Był to placyk brukowany i bardzo czysto utrzymany. Co prawda to i cała ulica Wileńska od Kaznaczejstwa i do poczty listowej była brukowana i tu przed cerkwią w wszelkie święta i paradne dni odbywały się wszystkie parady i prezentacje wojskowe.
Naprzeciwko placu, koło rynku po lewej stronie ulicy był plac i dom drewniany, ale bardzo piękny i duże podwórko w kwiatach i różach, był też tam u niego i prawdziwy, żywy, nawet ni uwiązany wilk, postrach dla wszystkich dzieci, szczególnie żydziaków.
Był to dom pana Budkiewicza. Marszałek Dworzanskiej Opieki.
Urząd policyjny mieścił się w domu Kamienieckiego, akurat przeciwko apteki, to był też budynek piętrowy, duży murowany.
Szkoła powszechna (prychodskoe uczyliszcze) mieściła się naprzeciw cerkwi w domu pani Krahelskiej.
Dalej jeszcze za listową pocztą w drugim domu Budkiewicza była Dwożanska Opieka i Woinskoe Prisudstwie.
Szkoła powiatowa (Ujezdnoe Uczyliszcze) było przy ulicy Kamiońskiej w domu pana Rudnickiego.
Było także i więzienie przy tejże ulicy Kamiońskiej tylko dalej na zachód, prawie na końcu miasta - budynek państwowy i dziś istniejący.
Żadna ulica oprócz Wileńskiej i części Kamiońskiej były niebrukowane. Domy małe drewniane.
Błota i śmieci gdzieniegdzie po kostki, reszta po kolana.
W tej to Lidzie w tę porę stał pułk Kozaków Dońskich. Rozumie się , że w mieście mieścił się tylko sztab, a żołnierze z końmi stali poza miastem po gospodarzach, zajmując gumna i stodoły dla koni i siebie.
Z tego powodu dużo zostało kozackiej natury w naszych wsiach.
Taki obraz Lidy był do pożaru miasta, który wybuchł w roku 1888-89.
Napisał mój dziadek Jan Seheń syn Nikodema ur. W 1875 r. zmarły w 1973 r.
Uwaga - pisane prawdopodobnie około 1960 roku (chociaż możliwe, że i dużo wcześniej), podane daty i szczegóły mogą być trochę nieścisłe.
Redakcja tekstu - Janusz Seheń
Warszawa 12.10.2002
ELEMENTARZ
Maj, dzień był śliczny i wesoły
Dzieci poszły już do szkoły.
Mnie też trzeba - do panienki,
Siostry Balukiewicza Anielki.
Anielka to tajna nauczycielka,
Co po kryjomu polskich dzieci
Po polsku czytać i pisać uczyła.
Choć niewiele z tego miała ,
Ale na chleb zarabiała.
Praca ta przez rząd zaborczy
Srodze prześladowana była,
A takich nauczycieli i nauczycielek
Bardzo starannie łowiła.
Toteż przez matki nasze
Nam uczniom nakazane było
Byśmy nikomu nie mówili
Gdzie i u kogo się uczyli.
My naszą Annę też kochali
I tajemnicy przestrzegali.
Więc chodziliśmy pojedynczo
Okólnymi uliczkami.
Aby się nie spotkać z policjantami.
Otóż idę po Zamkowej,
Czapeczka nad uchem,
Elementarz za pazuchem .
W ręku kawał obwarzanka,
Co dostałem go od brata Adamka.
Wtem przede mną staje Kieblis
Kieblis ten to policjant (gorodowoj)
Stary był to już jak świat.
Nos ogromny i czerwony,
Jak bordowej róży kwiat.
Wódka mu jak z kufy bucha,
Uśmiech od ucha do ucha.
Śmiech i strach ! Nie wiem co czynić ?
Stać czy uciekać - w koło błoto.
Na zad już za późno trochę,
A tu łapa Kieblisowa
Spadła już na moją głowę.
Nie kręć się, bo wpadniesz w błoto.
Mów mi lepiej moje złoto
Dlaczego rzuciłeś elementarz w błoto.
Ja nie rzucałem, pan wytrząsł
Mi go zza pazuchy !!!
Zza pazuchy, znam was dobrze
Moje zuchy.
No, dość tego tu gadania !
Choć do sprawnika, mój panie.
Urząd policyi mieścił się
W domu Kamienieckiego na parterze
Po wielkiej ulicy przeciwko
Kamienicy pana Piaseckiego
(później apteka Stabińskiego)
Przed tym budynkiem,
Jak przed szafotem
Zemdliło mnie w piersi
A potem? Ja nie wiem.
Pan Kieblis wprowadził mnie do gabinetu piłata,
Isprawnika , naszego kata (Laudański)
Sprawnik zza stołu wstaje
I na inne krzesło siada.
Drżę, myślę : tu będzie mi biada.
Aż tu pan sprawnik po polsku
Grzecznie mnie woła do siebie -
Nie bój się, powiada,
Ja nie skrzywdzę ciebie.
Po głowie mnie głaszcze,
Cukierkiem ugaszcza
I tak przymilnie, nieznacznie
Mnie się wypytuje:
Gdzie i dokąd szedłem,
Czemu w błocie wywalany?
Ja mu też spokojnie i śmiało
Odpowiedzi daję.
Ja nie byłem umorusany,
Ale jak Kieblis mnie prowadził
To sam szedł chodnikiem
A ja obok po błocie łaził.
A dlaczego mnie zabrał bez winy ?
Ja szedłem spokojnie
Nic złego nikomu nie zrobiłem.
Hym! A po cóż tam tym błotem łaził ?
Tam są położone deski i można iść,
A szedłem tędy bo to było bliżej,
Bom ja szedł na Krzywą ulicę
Do Stacha Berdowskiego, tam żyje.
Wiem gdzie żyją p. Berdowskie
Ale któż tam uczy was ?
Nikt nie uczy nas tam nie !
A przecież miałeś elementarz.
AA!!! Elementarz (mocno ze łzami)
To ja go wziąłem żeby pochwalić się przed Staszkiem,
Że mam nowy piękny elementarz.
A Kieblis targając mnie
Wytrącił z rąk do błota.
U,U... proszę mi oddać elementarz.
I tu rozbeczałem się na dobre.
A czasu już upłynęło sporo
Tu widocznie Sprawnikowi
Cierpliwości i czasu zabrakło,
Bo kazał wyrzucić mnie
Do czułanu, a śledztwo poruczył
Stróżowi Rabikowi!. . .
Rabik był znajomy z moim ojcem
I w ogóle był dobry człowiek,
Toteż wpychając mnie do czułanu
Mówił mi " nie bój się, my rychło
Tę sprawę załatwimy.
Czułan to był skład na drzewo,
Ale tam było dużo starych rzeczy.
Okna nie było, ale i ciemno nie było
Bo był stary, dziurawy.
Nie było też bardzo smutno
Gdyż było dużo czego do oglądania.
Głodny nie byłem, więc się bawiłem
Toteż czasu więzienia też nie obaczyłem
Wtem drzwi się otwarły
I wszedł mój dozorca.
Mówi : Uważaj dobrze
Co ci powiem mój chłopcze -
Oto już koniec zajęć nadchodzi,
Ja muszę iść pytać
Co mam z tobą robić.
Na pewno, jak zwykle,
Każą dobrze obić -
Tedy jeśli będę wchodził z batem
To wrzeszcz, krzycz, wyrywaj,
Ale długo nie opieraj się,
Abyś mnie nie zmęczył.
No, przygotuj się, ja idę ...
Nie długo czekałem,
A skóra swędziała,
Bo jak można bić,
Żeby nie bolało ?
Aż słyszę idzie, buciorami stuk,
Sapie i burczy, już zamek odmyka
A nasz zuch Janek do kąta umyka,
Bo przecież nie lada strach jego przenika.
Wchodzi i krzyczy - chodź tu huncwocie,
Gdzie się to schowałeś ?
Dobrego słowa słuchać nie chciałeś !
Za to teraz nagrodę dostaniesz.-
Złapał mnie i szepcze- krzycz silniej jak można,
Chwycił jakiś kożuch stary
Okrył mnie niby chciał zadusić
Me jęki i wrzaski, a nahaj
Po kożuchu tak bije,
Że zda się żelazo, nie kożuch przebije.
A tu słyszę zza drzwi głos Sprawnika :
Puść go, jeszcze zabijesz, do licha !
Bat poszedł pod stołek
A kożuch do miecha,
Ja zaś siedzę na stołku i pękam od śmiechu.
Prosiłem o elementarz
Rabik mnie choć nie ten, inny dał
I do domu mi umykać kazał.
Tak się to skończyła ta przygoda mała
Chociaż strachu wiele
Ale ciało całe.
28/I-65r. Jan Seheń
Jan Seheń, najmłodszy syn Nikodema i Izabeli z domu Wilkaniec urodzil się w 1875 roku w Lidzie. Zmarł w 1972 roku w Podkowie Leśnej koło Warszawy. Mniej więcej do 1905 (od 1897r) roku służył w carskim wojsku (był podoficerem). W 1910 roku ożenił się z Czesławą Chrul a w 1911 urodził im się syn Jan. W czasie wojny japońskiej jednostka wojskowa w której służył została wysłana do Mandzurii. W walkach nie zdążyli wziąć udziału, bo szczęśliwie wojna się skończyła, ale powrót nastąpił droga morska, przez ocean Spokojny, Indyjski ... itd. do Odessy. Do sierpnia 1915 roku pracował w Magistracie miasta Lidy. Był urzędnikiem niskiego szczebla - jak mówił "stołonaczalnikom". O ile wiem zajmował się waga miejska. 21 sierpnia (augusta) 1915 magistrat został ewakuowany do Moskwy i w ten sposób Jan Sehen z żoną i synem rozpoczęli dziewięcioletni pobyt w głębi Rosji. Dwóch starszych braci pracowało - jeden w Krasnojarsku, a drugi w Błagowieszczeńsku. I kolejno do nich udał się Jan z rodzina. Żeby uniknąć poboru do wojska Jan zdał eksternistycznie rosyjska maturę i został nauczycielem dzieci polskich bieżeńcow (w okolicach Aczyńska). Był tez budowniczym, urzędnikiem leśnym, poszukiwaczem złota. Ciekawe są wspomnienia z okresu "zamieszek politycznych" w Rosji - czyli rewolucji. W 1924 roku powrócił do Lidy i w dzielnicy Wyzwolenie kupił plac i postawił dom. W czasie II wojny dom spalił się (dwukrotnie). Co robił w okresie 1924-39 - nie wiem. Po wojnie, w 1946 roku wyjechał do Polski. Mieszkał najpierw w Tulowicach koło Niemodlina (opolskie), a od 1959 r. w Podkowie Leśnej k. Warszawy.