|
Polacy w Kościele katolickim na Wschodzie - czego oczekują?
Kościół katolicki obrządku łacińskiego na tzw. Wschodzie, który zaczyna się 200 km od Warszawy, jest nam równie bliski geograficznie i kulturowo, co mało znany. Przeciętny Polak wie zapewne cokolwiek na temat prześladowań religijnych w ZSRS, lec o tym, że na obecnej Białorusi i Ukrainie Polacy stanowią nadal ogromną większość wiernych tego Kościoła, liczącą w sumie ponad dwa miliony osób, wie już rzadko kto. Ponad 40 lat braku jakiejkolwiek informacji na temat Polaków i Kościoła katolickiego w ZSRS za czasów PRL zrobiło swoje. Ich problemy są dziś w Polsce nieznane i - poza nieliczną grupą osób - nie budzą większego zainteresowania. Najważniejszym z nich jest obecnie sprawa języka polskiego w kościołach obrządku łacińskiego na Białorusi i Ukrainie.
Bywając na tzw. Wschodzie, łatwo się przekonać, że określenie "Polak" obejmuje tam różne kategorie osób. Polaków obywateli II Rzeczypospolitej, którzy już szybko odchodzą, tych, którzy nimi nie byli, lecz czują się Polakami, mówią po polsku i mają w paszporcie zapis "narodowość polska", oraz takich, którzy zostali zapisani do innej narodowości i bardzo często nie znają języka polskiego, lecz uważają się za Polaków. Przyjmuje się obecnie na Białorusi i Ukrainie, że istnieją Białorusini i Ukraińcy rosyjskojęzyczni. Analogicznie można stwierdzić, że na Białorusi są Polacy białoruskojęzyczni i rosyjskojęzyczni, a na Ukrainie ukraińskojęzyczni. Utrata znajomości języka ojczystego jest u nich skutkiem tych czasów w ZSRS, gdy warunkiem przeżycia, a w okresie po II wojnie światowej - uniknięcia dyskryminacji i zdobycia awansu zawodowego, było posiadanie wpisu innej niż polska narodowości lub jej nie eksponowanie. Jest to również skutek braku polskich szkół i odcięcia od kultury polskiej. Po rozwiązaniu ZSRS w 1991 r. Polacy w państwach ościennych na Wschodzie zyskali, dzięki traktatom zawartym z tymi krajami przez Polskę na początku lat 90., formalnie korzystny dla nich status prawny, dający pewne możliwości zachowania własnej tożsamości narodowej. Umożliwiło to organizację oświaty polskiej, kontakt z Macierzą j korzystanie z jej pomocy.
Nieco liczb i historii
Poza Litwą i Łotwą, gdzie liczba Polaków według oficjalnych danych wynosi łącznie 330 tyś. osób, brak jest dokładniejszych i niebudzących wątpliwości danych o liczbie ludności polskiej na pozostałych terenach byłego ZSRS. Spis ludności z 1989 r. wykazywał w tym państwie 1380 tys. Polaków. Na Białorusi miało ich być wówczas 417 tys. Wyników tych nie można uznać za w pełni wiarygodne. "Ilu jest Polaków na Białorusi, tego nikt dokładnie nie wie, ale na pewno jest nas kilka razy więcej, niż głoszą oficjalne dane z sowieckich statystyk" - mówią Polacy w tym kraju. Największe skupisko ludności polskiej, według urzędowych danych liczące ponad 330 tys. osób, istnieje w obwodzie grodzieńskim. Ocenia się, że w rzeczywistości jest ich dużo więcej.
Na Białorusi, Ukrainie, Litwie i Łotwie Polacy są autochtonami i tworzą często zwarte skupiska. Istnieją jednak między nimi duże różnice, gdy chodzi o znajomość języka polskiego. Jeśli w dwu pierwszych krajach zaledwie kilkanaście procent Polaków zna czynnie język polski, to na Litwie taką znajomość deklaruje niemal 90 proc Jedynym i najważniejszym elementem wspólnym, łączącym wszystkich Polaków - niezależnie od miejsca zamieszkania i znajomości języka polskiego, jest przynależność i głębokie przywiązanie do Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego. Znacznie ponad 2 miliony osób w swoim życiu religijnym korzysta w nim z języka polskiego. Jest on także najważniejszym czynnikiem obecności kultury polskiej na Wschodzie. Dlatego kwestia jego obecności lub braku w Kościele zasługuje na pilną uwagę i zainteresowanie. Po II wojnę światowej władze Związku Sowieckiego, dążąc do likwidacji Kościoła katolickiego, co zrealizowały w tym państwie w okresie międzywojennym, w zasadzie nie zwracały większej uwagi na sprawę używanego w nim języka. Na Białorusi, Ukrainie, w Moskwie i w Leningradzie, aż do lat 80. używany był w kościołach - obok łaciny - wyłącznie język polski, i jedynie w kościołach mógł on wówczas publicznie rozbrzmiewać. Pozwalało to, przez cały bagaż skojarzeń z nim związanych, zachować polską odrębność kulturową wiernych. Ukryte, bardzo intensywne życie religijne w rodzinach opierało się na języku polskim. Poza Polakami nie ujawniały się w tych ostatnich dwóch krajach w tym czasie żadne inne grupy narodowe katolików.
Historyczne zmiany
W końcowym okresie istnienia ZSRS, to jest w czasie tzw. pierestrojki i później, parafie katolickie na Białorusi czy Ukrainie odradzały się na zrębach dawnych parafii polskich, a życie religijne opierało się, w sposób niejako naturalny, o język polski, ponieważ w nim przekazywano wiarę kolejnym pokoleniom. Jako pierwszy został on wprowadzony do liturgii Mszy św., ponieważ istniały już tłumaczenia ksiąg liturgicznych. Niebawem jednak rozpoczęte się historyczna zmiana w dziejach Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego na Wschodzie, polegająca na wprowadzeniu innych jeszcze niż polski języków narodowych. Stopniowo weszły więc do liturgii, a następnie i paraliturgii (nabożeństwa poza Mszą św.), języki: rosyjski, białoruski i ukraiński. Proces ten rozpoczął się na początku lat 90. i trwa do dziś. Jego rezultatem jest szybkie kurczenie się zasięgu języka polskiego, a na wschodnich terenach Białorusi i na niektórych Ukrainy -jego już często całkowity zanik.
Pierwszymi, którzy ku zaskoczeniu wiernych wprowadzili do liturgii nowe języki - rosyjski, ukraiński i białoruski - byli księża z Polski, którzy z braku miejscowego duchowieństwa udawali się na Wschód (obecnie pracuje ich tam nadal ok. 400). Jako uzasadnienie podawano, że ogół wiernych na co dzień nie mówi po polsku. Było to zgodne z prawdą, lecz nie mogło być w tym względzie żadnym argumentem. Taki stan bowiem istniał tam od bardzo dawna, pomimo znajomości języka polskiego. Ten ostatni był niejako językiem sakralnym, ograniczonym do życia religijnego, gdzie go doskonale rozumiano. Był też jednocześnie najważniejszym znakiem tożsamości wyznaniowej i narodowej Polaków.
Argumentem za wprowadzeniem innych jeżyków mogła być natomiast w wielu parafiach, nawet w większości polskich, obecność wiernych innej niż polska narodowości. Był to wynik małżeństw mieszanych, wynarodowienia niemałej części Polaków i innych przyczyn. Jednak forma realizacji tych zmian świadczyła często o nieznajomości miejscowej specyfiki religijnej, kulturowej i narodowej u duchownych z Polski. Wyrażała się ona w tym, i nadal tak jest, że na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej żywe poczucie polskości oparte jest nie na używaniu języka polskiego w życiu codziennym, lecz na religijnej i duchowej odrębności, której znakiem jest używanie języka polskiego w kościele. Była to w przeszłości jedyna dostępna dla wiernych forma utożsamiania się z narodowością polską. Tak jest przeważnie nadal, pomimo ogromnych zmian w tej dziedzinie. Podobną rolę pełniły języki ojczyste w Kościele i modlitwie w wypadku innych nacji w Rosji carskiej i ZSRS, np. Litwinów, Łotyszy, Niemców, Koreańczyków, Asyryjczyków, Żydów i innych. Nie można utożsamiać języka używanego na co dzień i narodowości.
Pomimo dramatycznych wydarzeń historycznych i zmian narodowościowych większość wiernych Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego na Białorusi i Ukrainie czuje się nadal Polakami. Dlatego jeśli gdzie indziej na Wschodzie język rosyjski jest w liturgii w zróżnicowanych narodowościowo wspólnotach parafialnych czynnikiem jedności to we wspomnianych krajach języki białoruski i ukraiński w liturgii nie mogą spełniać takiej roli. Język polski w życiu religijnym był i jest tu najczęściej nadal językiem większości lub dużej części wiernych i są oni do niego głęboko przywiązani. Jest on dla nich nie tylko językiem serca w tym życiu, lecz także ostatnim już znakiem ich duchowej i narodowej odrębności w przeważającym społeczeństwie ruskim i prawosławnym.
Konieczna depolonizacja
Należy zwrócić uwagę na jeden jeszcze ważny argument za wprowadzeniem różnych miejscowych języków narodowych w Kościele na Wschodzie. Była nim konieczność zmiany panującego tam powszechnie stereotypu utożsamiającego Kościół katolicki z narodowością polską i polskością. Wyrażały go funkcjonujące tam od dawna w życiu codziennym określenia: "polski kościół", "polska wiara", "katolik-Polak" itp., używane na określenie kościołów katolickich, katolicyzmu i katolika, bez jakichkolwiek zresztą negatywnych konotacji. Wynikało to z faktu, że Kościół katolicki obrządku łacińskiego od początku, w Rosji carskiej i ZSRS, w przytłaczającej większości reprezentowali Polacy. Ten stereotyp nie pozwalał niektórym, słabo zorientowanym ludziom, dostrzegać jego uniwersalnego i ponadnarodowego charakteru. Obecność innych języków niż tylko polski ukazuje ten charakter i eliminuje wspomniany stereotyp. W tym sensie konieczna była "depolonizacja" Kościoła. Dość szybko jednak doszły w niej do głosu nie tylko cele duszpasterskie i kościelne, ale i narodowe, które mogą prowadzić do pozbawienia praw tych wiernych, którzy pragną mieć język polski w kościele.
Postulat uniwersalizmu czy samolikwidacji etnicznej?
W ostatnim czasie, po okresie równoległego używania w liturgii różnych języków w parafiach w większości etnicznie polskich lub mających wielką cześć wiernych narodowości polskiej, pojawiło się przybierające na sile dążenie do eliminacji języka polskiego. Nie tyle na zasadzie realnych potrzeb religijnych wyrażanych przez wiernych, co w imię pewnych koncepcji kościelnych i narodowych przyjmowanych przez duszpasterzy. Dokonuje się to w nawiązaniu do zasady uniwersalizmu Kościoła, lecz w taki sposób, który jej zaprzecza.
Niektórzy przedstawiciele hierarchii kościelnej obrządku greckokatolickiego słusznie np. podkreślają konieczność, wzniesienia się ponad partykularyzmy narodowe, kierując ten postulat pod adresem Kościoła obrządku łacińskiego. Ksiądz kardynał Lubomyr Huzar, głowa Kościoła greckokatolickiego, z okazji wizyty Ojca Świętego Jana Pawła na Ukrainie w czerwcu 2001 r. postulował określenie się Kościoła obrządku rzymskokatolickiego, "czy chce on być na Ukrainie Kościołem katolickim obrządku łacińskiego, czy Kościołem polskim", a relacjonujący tę wypowiedź dziennikarz polski pisał, że Kościół ten stoi tam przed podstawowym dylematem "wyboru pomiędzy wiernością swej dawnej polskiej tradycji a ewangelizacją społeczeństwa ukraińskiego w jego własnym języku" (KAI, 2001, nr 25).
Czy jednak bardzo słuszny postulat uniwersalizmu nie oznacza w tym wypadku, wbrew swojej treści, całkowitego pomijania obecności w nim katolickich społeczności polskich, a w konsekwencji także i odmowy im prawa do własnego języka w Kościele i do przekazywania go własnym dzieciom w życiu religijnym? Czy tak pojęty uniwersalizm nie służy jedynie ukrainizacji, a gdzie indziej białorutenizacji Kościoła, która pośpiesznie odcina go także od jego historycznych i wypróbowanych w najcięższych próbach korzeni? Z kolei postulat eliminowania języka polskiego ze względu na potrzebę, jak pisze dziennikarz polski, "ewangelizacji społeczeństwa ukraińskiego" - co w tym wypadku może oznacza jedynie społeczeństwo prawosławne, bo przecież nie greckokatolickie - jest przykładem nieznajomości problemu, niesłychanie drażniącej Cerkiew prawosławną.
Dylemat wyboru miedzy polskością a uniwersalizmem w Kościele, o którym mowa w cytowanych wypowiedziach, w rzeczywistości nie istnieje. Polacy na Ukrainie nigdy bowiem nie wnosili i nie wnoszą sprzeciwu wobec języka ukraińskiego lub białoruskiego na Białorusi w kościołach dla tych wiernych, którzy go sobie życzą. Oczekują jedynie respektowania należnego im podstawowego prawa ludzkiego do własnego języka w liturgii i nauczaniu. Żądanie, by zrezygnowali z niego w imię rzekomego uniwersalizmu, jest w rzeczywistości żądaniem popełnienia przez nich samobójstwa etnicznego. Jest to zarówno przeciwne nauczaniu Kościoła, jak i ogólnoświatowemu dążeniu do respektowania języka ojczystego mniejszości narodowych w ich życiu religijnym. Wspomniane opinie nie wynikają z motywacji religijnej.
Najważniejszy jest obecnie kierunek zmian dotyczących języka liturgii i duszpasterstwa, widoczny w nastawieniu znacznej części duszpasterzy pracujących w skupiskach Polaków. Znajduje on często poparcie w Polsce wśród mało zorientowanych lub zupełnie nieznających tego problemu publicystów katolickich i innych. Dlatego warto się z nim nieco bliżej zapoznać.
"Kościół nie jest od konserwowania świadomości narodowej Polaków"
W dyskusjach na temat poruszanych tu problemów można usłyszeć na Wschodzie opinię pracujących tam księży polskich i innych, że zadaniem Kościoła nie jest służenie zachowaniu świadomości narodowej Polaków i uczenie ich języka polskiego. Jest to oczywiście słuszne stwierdzenie. Lecz zadaniem tym nie jest także zmienianie tej świadomości przez tenże Kościół na inną świadomość narodową.
Znana jest opinia, że nauczaniem języka polskiego powinny zajmować się na Wschodzie szkoła polska i stowarzyszenia polskie, a nie duszpasterze. Znów jest ona jak najbardziej słuszna. Wierni jednak nie oczekują żadnego nauczania języka, jak nie oczekiwali go dotychczas, lecz jedynie zwykłego duszpasterstwa w ich języku, na równi z językami innych grup narodowych, w porównaniu z nimi często nielicznych. Dodajmy, że poznawanie języka polskiego w szkołach i stowarzyszeniach na Wschodzie ma zasięg minimalny, a nauka szkolna pozbawiona głębszej motywacji wewnętrznej, jaką było od pokoleń zwracanie się do Boga w języku polskim, będzie dawała bardzo ograniczone rezultaty, zupełnie nieporównywalne z tymi, jakie przynosiła obecność języka polskiego w kościołach.
Na argument o konieczności używania innych niż polski języków w duszpasterstwie dzieci i młodzieży, gdyż nie zna ona języka polskiego, rodzice odpowiadają, że nie będzie go znała, jeśli nie będzie go dla niej w kościołach. Zostanie bowiem pozbawiona jedynego najczęściej kontaktu z językiem polskim, jaki one zapewniają. Słuszność tej odpowiedzi potwierdza doświadczenie wielu pokoleń Polaków na Wschodzie. Nie wynosili oni zwykle z domu rodzinnego znajomości języka polskiego i nie mówili nim na co dzień, lecz doskonale weszli w życie religijne i w sposób heroiczny je zachowali w czasie ciężkich prześladowań religijnych.
Tak więc w sytuacji języka polskiego w wymienianych tu krajach ościennych na Wschodzie nowym, bardzo ważnym i budzącym niepokój czynnikiem są motywacje narodowe i polityczne dalszych, odgórnych i radykalnych zmian językowych w Kościele, które przedstawiane są jako motywacje o charakterze religijnym i duszpasterskim. W stolicy Białorusi można usłyszeć zdanie: "raz przymusem zrobić i będzie spokój". Chodzi o wprowadzenie do kościołów "języka państwowego", białoruskiego lub ukraińskiego, w zależności od kraju. Tego rodzaju zmiany sugerują niektóre ugrupowania polityczne i niektórzy duszpasterze. Zrealizowana już, skądinąd uzasadniona, białorutenizacja języka w kościołach we wschodnich parafiach archidiecezji mińsko-mohylewsldej i części witebskiej, może służyć jako argument dla postulowaniu podobnego procesu również tam, gdzie sytuacja językowa i narodowościowa jest całkowicie inna, ponieważ większość wiernych stanowią Polacy - jak to ma miejsce np. w diecezji grodzieńskiej.
Duże znaczenie ma sprawa terminologii. Określenia typu "Kościół białoruski" i "Kościół ukraiński" mogą bowiem przybierać znaczenie niekatolickie, bo wykluczające obecność w nim innych niż białoruska czy ukraińska narodowości, wbrew teoretycznie głoszonym postulatom uniwersalizmu. Właściwe rozumienie Kościoła, który ma być domem dla wszystkich, wyrażają określenia: "Kościół na .Białorusi" czy "Kościół na Ukrainie".
Nietrudno przewidzieć skutki dokonujących się i postulowanych zmian językowych dla społeczności polskich na Wschodzie. Kościół, modlitwa, liturgia i święta religijne bez języka polskiego, jak się to już zdarza, będą służyć ich szybkiemu wynarodowieniu. Wierni utracą bowiem możliwość publicznego manifestowania swojej przynależności narodowej w życiu religijnym, z której korzystali przez wieki. Obecne zmiany językowe w Kościele na Wschodzie są bez precedensu. Ich kontynuacja w dotychczasowym stylu sprawi, że w stosunkowo niedługim czasie zniknie wiele skupisk polskich na Białorusi, Ukrainie i gdzie indziej, które przetrwały pomimo różnych burz dziejowych jedynie dzięki obecności języka polskiego w życiu religijnym.
Uwagi końcowe
Kościół katolicki obrządku łacińskiego na Wschodzie szybko zmienia swój dotychczasowy charakter. Z Kościoła niegdyś kulturowo polskiego staje się szybko także kulturowo rosyjski, białoruski i ukraiński. Przemiany te wynikają z uniwersalnego charakteru jego misji. Wiąże się z tym problem przyrodzonych praw ludności polskiej do liturgii i katechezy w jej języku ojczystym.
Używanie nowych języków narodowych w liturgii i duszpasterstwie na dawnych Kresach Wschodnich II RP jest koniecznością. Takie same prawa jak te języki ma jednak w Kościele katolickim na Białorusi i Ukrainie także język polski, którego używa w swoim życiu religijnym największa grupa wiernych tego Kościoła w tych krajach, jaką są nadal Polacy. Im zawdzięcza on tam swoje przetrwanie w czasach prześladowań i odrodzenie. Oni też stanowią nadal jego najważniejsze oparcie religijne, społeczne i ekonomiczne. Uznanie ich praw i oczekiwań dotyczących języka polskiego, tam oczywiście, gdzie go sobie życzą, jest wymogiem sprawiedliwości, szacunku dla praw człowieka, dla uczuć religijnych i duchowego dobra wiernych. Wynika to z samej natury Kościoła. Nie akceptuje on bowiem metody odgórnego decydowania o języku wiernych w życiu religijnym lub podobnego decydowania o ich przynależności narodowej przez władze świeckie czy kościelne i stawiania motywacji etnicznej nad etyczną.
Ks. prof. Roman Dzwonkowski SAC
Nasz Dziennik, 2 września 2003 r.