|
List
Do Lidy przyjechałem późnym wieczorem 25 kwietnia 2003 roku. Wysiadłem na dworcu autobusowym i pieszo udałem się do cioci mieszkającej na ulicy Tawłaja. Już po kilkunastu krokach odczułem zimno. Lida przywitała mnie chłodem, który przenikał całe ciało, był dokuczliwy. W Polsce jak wyjeżdżałem było cieplej, a wiosna śmiało pukała do naszych bram, dodając pierwszych, zielonych kolorów gałęziom drzew i krzewów. Dlatego też w podróż ubrałem się lekko, a tu w Lidzie niespodzianka. Jak mi powiedziano, niedawno były nawet kilkustopniowe przymrozki. Ja sam podczas krótkiego pobytu obserwowałem uśpioną jeszcze przyrodę, bezlistne krzewy i drzewa.
W naszą katolicką Wielkanoc, prawosławni obchodzili Niedzielę Palmową. Przynosili do cerkwi gałązki wierzby do poświęcenia. Kiedyś na wsi nadawano tym gałązkom cudowne właściwości. Ozdabiano nimi chaty, groby, wyganiano przy ich pomocy bydło na pierwszy wypas.
Sobota 26 kwietnia była Wielką Sobotą chrześcijan prawosławnych. Tego dnia nasi bracia w wierze tak samo jak my katolicy, nieśli potrawy do poświęcenia. Po południu poszedłem ulicą Tawłaja w kierunku cerkwi, kiedyś kościoła pijarów na ulicy Sowieckiej. Przede mną szło dwóch chłopaków w wieku około 18 lat. Nieśli wiklinowe koszyki przykryte ozdobnymi serwetkami. Hej, wierniki! Krzyknął w ich kierunku rówieśnik z okna mijanego bloku. Oni nie zwracając na to uwagi szli spokojnie dalej.
Ulica Tawłaja jest długa. Po drodze mijałem osoby w różnym wieku, które wracały z cerkwi z poświęconymi już potrawami. Ludzie byli odświętnie ubrani. Nieśli wiklinowe koszyki trzymając je za pałąk, lub zrobione z wikliny płytkie koszyczki trzymane na dłoni. Przed świątynią stała grupa wiernych. Dochodzili kolejni, wchodzili do środka, zapewne modlili się, zapalali świeczki.
Po pewnym czasie, wszyscy ustawili się przed cerkwią w długim rzędzie. Za chwilę wyszedł z niej batiuszka z ministrantem. Podszedł na początek szeregu i rozpoczął święcenie potraw. Krótkie i szerokie kropidło zanurzał w wiaderku trzymanym przez chłopca i soczyście zraszał święcona wodą odkryte potrawy, wymawiając przy tym słowa modlitwy. Po zakończonej ceremonii, ludzie powoli rozchodzili się do swoich domów. Z kolei nadchodzili inni i cały obrzęd powtarzał się kilkukrotnie.
Podobał mi się ten ceremoniał, chociaż brakowało w nim smakowitych zapachów świeconego, jakie się rozchodzą gdy odbywa się on wewnątrz świątyni.
Wielka Sobota jest też dniem, w którym zawieranych jest wiele małżeństw. Mknęły ulicą Sowiecką ustrojone balonami samochody wiozące nowożeńców i ich najbliższych. Niektóre zapewne już po głównej ceremonii, zatrzymywały się w pobliżu skrzyżowania z ulicą Kirowa. Młodzi wraz z swatami szli do pobliskiego zakładu fotograficznego, aby zrobić pamiątkowe zdjęcia.
Za kilka dni w czwartek, prawosławni odwiedzając cmentarze będą wspominać swoich zmarłych rodziców.
Kazimierz Niechwiadowicz