|
Nad Dunajcem
Każdy mieszkaniec równiny zawsze marzy o pobycie w górach. Ja nie jestem wyjątkiem. Marzenie moje ziściło się dzięki Towarzystwu Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej i Anny Pochwalskiej z Fundacji "Polonia".
Nasza wędrówka rozpoczęła się zwiedzaniem Warszawy. Mieliśmy trochę czasu, aby pobłądzić uliczkami starego miasta, gdzie indziej wpaść w wir współczenego dużego miasta. Później z centrum cywilizacji przenieśliśmy do obozu namiotowego (miejsca naszego zamieszkania w najbliższe 10 dni) nad brzegiem Dunajca niedaleko od Polsko-Słowackiej granicy.
Ranek pierwszego dnia spotkał nas deszczem i początkiem mistrzostw świata juniorów w kajakarstwie. Patrząc jak 14-16-letnie dziewczyny i chłopcy z łatwością przechodzą wszystkie wiry, omijają kamienie jakby przelatując z fali na fale, nie wierzyliśmy instruktorom Szkoły Kajakarstwa Górskiego "Retendo", którzy obiecywali, że i my wkrótce z prawie taką samą łatwością nieraz przebrniemy tę trasę.
Ale już następnego dnia przeszliśmy 12 kilometrów Dunajcem na pontonach (wielkich dmuchanych łodziach na 6 osób). Nie byliśmy sami, ale oczywiście pod pilnym nadzorem instruktorów i ratowników. Dalej - jeszcze bardziej interesująco. Zorganizowaliśmy zawody drużyn pontonowych. Byliśmy najlepsi. Wieczorem ci, co byli ostatni na mecie, szykowali uroczystą kolację.
Prawdziwe góry zobaczyliśmy tylko na piąty dzień. Wycieczkę w Tatry będę pamiętała przez całe życie! Na własnych nogach wleźliśmy na górę ponad tysiąc metrów, po drodze zwiedziliśmy górski kościółek oraz serownię, gdzie mogliśmy poczęstować się wspaniałymi góralskimi oscypkami. W dół również szliśmy na piechotę z jednym niewielkim dodatkiem ... deszczem. I chociaż byliśmy wszyscy zmęczeni i wymoknięci znaleźliśmy siły, aby zwiedzić i dyskotekę.
Przez kilka następnych dni uczyliśmy się pływać na dwóosobowych dmuchanych łódkach, tzw. palawach. Wrażenia nie do wypowiedzenia. Zwłaszcza, gdy wzlatujesz na grzebień fali, a następnie razem z nią lecisz w dół.
Ćwiczenia praktyczne na wodzie odbywały się równolegle z nauką ratowniczą. Uczyliśmy się rzucać specjalną linę dla wyciągnięcia tych, co wpadli do wody. Sukcesy w tej nauce były bardzo zróżnicowane: ja naprzykład "potopiłam" wszystkich.
Poznanie polskich gór kontynuowaliśmy podczas podróży po Pieninach. Zdobyliśmy Trzy Korony, Sokolicę, Bramę Zamkową. Z tej wysokości Dunajec, którym przepłynęliśmy już kilkadziesiąt kilometrów, wydawał się cieniutką błękitną wstążką.
Każdy wieczór naszej nauki-wypoczynku kończył się "okrągłym stołem", na którym robiliśmy podsumowania pracy za dzień oraz planowaliśmy następny. Wszyscy, i instruktorzy, i uczniowie mieli możliwość wypowiedzieć się o zadowoleniu lub żalu, rozczarowaniu lub satysfakcji.
Jako sprawdzian zdobytych umiejętności, w ostatni dzień pobytu zostały zorganizowane zawody w pokonywaniu toru przeszkód na "dwójkach". I naprawdę, trasa, która w pierwszy dzień wyglądała wyłącznie ciężką, obecnie kładła się pod łódką prawie jako równiutka dróżka, co i obiecali instruktorzy w pierwszy dzień naszego pobytu. Podsumowując wyniki zawodów organizatorzy stwierdzili, że byliśmy dobrymi uczniami.
Podczas pożegnalnego ogniska obiecaliśmy nawzajem kontynuować naszą wspaniałą i przyjemną współpracę. A wspomnienia z pobytu będą jeszcze przez dłuższy okres podnosić nam nastrój.
Natalia Budziszko
SZ "Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej" składa serdeczne podziękowania Fundacji Polonia za zorganizowanie pobytu młodzieży z Lidy na Dunajcem.