|
Śladami męczeństwa i wiary
Wyjazd na północny wschód drugiej Rzeczpospolitej, zorganizowany przez TKPZL w końcu sierpnia 2000 r. miał nie tylko charakter religijny, o czym już wspominałem w tekście o Mosarzu. Byliśmy w miejscach, które miały szczególne znaczenie w martyrologii Polaków, zwłaszcza w okresie ostatniej wojny. Takim właśnie miejscem jest Berezwecz, nieduże miasteczko, dziś praktycznie już w granicach Głębokiego.
Pięknie usytuowany nad jeziorem Wielkim kościół i klasztor pobazyliański stał się w latach II wojny światowej miejscem cierpień i śmierci wielu tysięcy ludzi różnych narodowości. Zaraz po wybuchu wojny i zajęciu tamtych terenów przez Związek Radziecki władze sowieckie utworzyły tu obóz, w którym później przebywało tysiące więźniów.
Gdy zaczęła się wojna niemiecko-sowiecka NKWD wymordowało tam ponad 700 ludzi. Resztę popędzono "drogą śmierci" w kierunku Witebska. Na tej drodze śmierci - zdaniem niektórych badaczy - wymordowano około 2 000 ludzi, a po nalocie niemieckich samolotów, 26 lub 27 czerwca 1941 r. wymordowano w Nikołajewie koło Ułły pozostałych przy życiu następnych około 2 000 więźniów. Wśród nich byli księża archidiecezji wileńskiej, ks. dziekan i proboszcz miorski Franciszek Kuksewicz oraz proboszcz Idołty ks. Stanisław Eliasz.
Po zajęciu tych ziem przez Niemców, utworzyli oni we wrześniu 1941 r. w Berezweczu obóz dla jeńców wojennych z sowieckiej armii. Trzymano ich tu w strasznych warunkach i ginęli tu masowo z głodu i zimna. Od końca 1943 r. trzymano tu także jeńców z armii włoskiej. Jeńców mordowano na miejscu, a także wywożono do lasku zwanego Borkiem, za jeziorem. W lasku tym rozstrzeliwano także ludzi, przetrzymywanych w więzieniu w Głębokiem oraz aresztowanych w całym tym regionie. Oblicza się, że hitlerowcy wymordowali w tym lasku oraz w samym Berezweczu około 27000 osób: Rosjan, Polaków, Białorusinów, Żydów, Włochów i innych. Wśród rozstrzelanych w tym miejscu było co najmniej 8 księży, pracujących w tej części archidiecezji wileńskiej.
Trzej kapłani: Mieczysław Bohatkiewicz, proboszcz z Pelikan, Władysław Maćkowiak, prób. Ikaźni i Stanisław Pyrtek, wikariusz z Ikaźni, zostali rozstrzelani w lasku Borek koło Berezwecza około godz. 6-ej rano 4 marca 1942 r. wraz z 4 żołnierzami sowieckimi, złapanymi po ucieczce z obozu jenieckiego i Żydówką. Ginęli ze słowami "Niech żyje Chrystus Król!" na ustach.
Zasypani zostali w dużym dole wraz z wieloma innymi rozstrzelanymi tam więźniami. Ekshumacji po wojnie nie było i nie wiadomo dokładnie, gdzie znajdują się ich ciała. Tradycja miejscowa pokazuje grupę sosen w pobliżu pomnika ofiarom zbrodni hitlerowskich jako miejsce śmierci i pogrzebania księży. Ze słów ks. Pyrtka, napisanych w celi śmierci, wyraźnie wynika, że zginął on za nauczanie religii. To samo oczywiście odnosiło się też i do jego proboszcza, ks. Maćkowiaka. Śmierć natomiast ks. Bohatkiewicza wielu łączy z jego odważnymi kazaniami. Czy tylko takie były przyczyny ich rozstrzelania?
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że w okupacyjnej rzeczywistości, gdy chodzi o kapłanów, już to, że byli księżmi katolickimi i cieszyli się szacunkiem w społeczeństwie, było nieraz wystarczającym powodem do aresztowania, a często i do rozstrzelania. Niemcy po włączeniu północno-wschodnich terenów przedwojennej Polski do Generalnego Okręgu Białoruś szczególnie tępili Polaków i katolików, głosząc, że to mają być tereny białoruskie i prawosławne. Próbowali w ten sposób przeciągnąć na swoją stronę nacjonalistów białoruskich. Katolickość i polskość były razem szykanowane i wszelkie przejawy działalności w tym względzie były surowo karane. Nauczanie dzieci religii, podnoszące na duchu kazania, a jeszcze bardziej zaangażowanie patriotyczne i pomoc eksterminowanym Żydom groziło księżom karą śmierci lub tylko więzieniem. Wielu też kapłanów za to oddało życie.
W męczeńskiej śmierci występuje też motyw oddania życia za uwięzionych parafian. Ksiądz Bartoszewicz mówił, że gdy wyprowadzano kapłanów na rozstrzelanie, parafianie z Ikaźni, prawdopodobnie ci, którzy zaprzęgali konie do sań, płakali. A oni mieli wówczas do nich powiedzieć: "Nie płaczcie, nasza śmierć będzie dla was uwolnieniem, będziecie wolni wszyscy. Ofiarujemy naszą krew za was." Zapiski w "Dzienniku" ks. Bolesław Gramza poświadczają, że parafianie z Ikażni następnego dnia zostali zwolnieni.
Kapłani ci poszli na śmierć dobrowolnie. Mogli przecież uciec po otrzymaniu ostrzeżeń. Nie chcieli jednak opuścić swoich wiernych. Mogli też skorzystać z propozycji ucieczki ze szpitala. Wtedy z kolei nie chcieli, by przez ich ucieczkę ucierpieli inni ludzie. W związku z możliwością ucieczki, ks. Bohatkiewicz w celi śmierci do Matki i rodzeństwa napisał: "bałem się, żeby wola Boża nie była pogwałcona i żeby później przy śmierci nie mieć wyrzutów sumienia." Pozostali do końca wśród swoich parafian, wierni swemu powołaniu głoszenia Ewangelii i posługi sakramentalnej.
Natomiast przebywający w tym czasie w więzieniu w Głębokim Żyd Pejsach (Peter) Smuszkowicz, któremu udało się przeżyć, w swoim liście do ks. prof. Zygmunta Zielińskiego z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego napisał, że kapłani ci, zostali uwięzieni i rozstrzelani za udział w ratowaniu Żydów przed nazistami. Nie można też pominąć daty śmierci. Wybór dnia 4 marca na egzekucję może świadczyć o chęci okazania wzgardy dla wiary katolickiej, dla kapłanów i wiernych tych ziem. Być może tę datę naziści wybrali celowo. Był to bowiem dzień uroczystości św. Kazimierza, patrona prowincji kościelnej wileńskiej, bardzo czczonego na naszych terenach.
Wierni z obu parafii otaczają czcią swoich kapłanów, rozstrzelanych w Berezweczu. Ich świątynie parafialne w okresie sowieckim przez wiele lat były zamknięte, zamienione na magazyny, w Pelikanach nawet przez jakiś czas trzymano w kościele kołchozowe świnie, a wokół świątyni dobudowano garaże na maszyny. Dopiero po odzyskaniu kościołów wierni zaczęli publicznie mówić także o swoich dawnych duszpasterzach, modlić się za nich i wspominać ich jako męczenników i bardzo dobrych kapłanów. Podczas ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny Ojciec Święty Jan Paweł II wyniósł na ołtarze 108 męczenników, a wśród nich również księży M. Bohatkiewicza, W. Maćkowiaka oraz S. Pyrtka, którzy zginęli w Berezweczu.
Berezwecz kojarzy się z przepięknym kościołem i klasztorem pobazyliańskim. W klasztorze mieści się jedne z najsurowszych więzieni na Białorusi. Kościoła już dziś nie ma. Przetrwał zawieruchy wojenne i został zniszczony przez władze komunistyczne około 1970 r. Odrodził się jednak w innym miejscu, w Białymstoku. Kościół Zmartwychwstania Pańskiego na Wysokim Stoczku wita wjeżdżających do Białegostoku od strony Warszawy i zachwyca swoim pięknem architektonicznym.
Głębokie - stare miasteczko (pierwsze wzmianki pochodzą z 1514 r.) historię swą zawdzięcza właścicielom - przedstawicielom znakomitych rodów magnackich: Radziwiłłom, Korsakom i Zenowiczom.
Przez Głębokie przechodził znany w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów szlak handlowy łączący Wilno z Połockiem. Nie brakowało więc powodów do rywalizacji o ten zakątek ziemi. Spór o Głębokie trwał właściwie nieprzerwanie aż do czasów Stefana Batorego, który zamienił papierowy układ na trwały rozejm w Jamie Zapolskim (1582). Dzięki niemu niepewni jutra właściciele Głębokiego znów mogli wrócić do swoich posiadłości. Południowa część miasteczka należała wtedy do Jerzego Zenowicza, kasztelana połockiego (od 1566), a następnie smoleńskiego (od 1579). Północna część Głębokiego istniała również co najmniej od XVI wieku i w końcu tego wieku należała do Eliasza Korsaka. Do Korsaka należał również pobliski Berezwecz, gdzie magnat osadził bazylianów fundując im klasztor, a w końcu przekazał samo miasteczko. Nie inaczej stało się z Głębokim. Wojewoda mścisławski umierając 7.VII.1643 roku pozostawił testament, w którym Głębokie zapisał karmelitom bosym. Postawił tym ostatnim jednak pewne warunki. Karmelici mieli obowiązek utrzymywania w Głębokim szkoły i konwiktu szlacheckiego dla niezamożnych uczniów. Testator zabezpieczył też finansowo proboszcza fundowanego w 1628 roku kościoła.
Nowi właściciele Głębokiego - karmelici bosi - zgodnie z wolą dobrodzieja prowadzili szkołę oraz szpital dla ubogich. W ciągu XVII wieku zakon ten, przybyły na ziemie polskie w 1605 roku, powołał do życia dwie prowincje: polską i litewską. Głównie instalował się w dużych miastach np. w Krakowie. Karmelici szczególnie licznych opiekunów znaleźli na Litwie. Właśnie Głębokie stanowiło centrum obszernego kompleksu dóbr karmelickich.
Losy miasta - tak części radziwiłłowskiej, jak i karmelickiej - zmieniły się radykalnie w połowie XVII wieku. W Głębokim mieszczanie zapamiętali szczególnie najazd moskiewski z 1654 roku. Po podpisaniu rozejmu w Andruszowie (1667) granica z Moskwą stała się bezpieczniejsza choć wojna toczyła się na południowo-wschodnich rubieżach kraju. Głębokie nadal przeżywało kryzys. W 1700 roku radziwiłłowska część miasta spaliła się. Około 500 mieszczan zostało bez dachu nad głową.
Dopiero nadchodzące stulecie przyniosło mieszkańcom nadzieję na lepszą przyszłość. Mieszczanie obu części miasta, a szczególnie radziwiłłowskiej, znów mogli zająć się handlem. Ten ostatni znajdował się w XVIII wieku w rękach Żydów, których przybywało z roku na rok. W końcu tego wieku na około 3 tysiące mieszczan (w tym w części radziwiłłowskiej około 950), w Głębokim mieszkało "u samych Radziwiłłów 785 dusz żydowskich." Najlepiej rozwijały się karczmy i handel skierowany bardziej na zachód Rzeczypospolitej, w stronę Królewca, a nie jak dawniej do Wilna i Połocka.
W wyniku II rozbioru Rzeczypospolitej Głębokie znalazło się w rękach Katarzyny II. Ale ludność miasteczka i okolic buntowała się przeciw nowej rzeczywistości. W trakcie powstania kościuszkowskiego wojska carskie zdławiły zamieszki w Głębokim, po czym w maju 1794 roku wyruszyły stamtąd na Brasław i spaliły całe miasto.
Historia Głębokiego w wieku XIX - zarówno jego części, która należała do Wittgensteinów, jak i karmelickiej - zazębia się z najważniejszymi wydarzeniami na Litwie: z powstaniem listopadowym i wojną polsko-rosyjską oraz powstaniem styczniowym. Wiosna 1831 roku komendantem powstańczym w Głębokim został Ignacy Korsak, zapewne potomek właścicieli. Musiał on jednak pod naporem wojsk rosyjskich ścigających Giełguda i Dembińskiego, uciekać z okolic miasteczka. 12 maja przybył tutaj naczelnik sił zbrojnych powiatu wileńskiego, a potem dowódca 26 pułku liniowego w korpusie Giełguda, pułkownik Stanisław Radziszewski. Po krwawej bitwie pod Głębokim, która rozegrała się 13 maja 1831 roku, oddział wileński pośpiesznie wycofał się. Dowódca, weteran wojen napoleońskich, przebił się do stolicy, a po upadku Warszawy wyemigrował do Francji.
Po klęsce powstania na Litwie zapanował terror zwycięskiego zaborcy. Do Głębokiego zawitał osławiony generał Murawiew, który przeprowadził w klasztorze karmelitów bosych śledztwo, w jego wyniku osądzono zakonników biorących czynny udział w powstaniu. Upadek insurekcji 1863 roku pociągnął za sobą falę represji. Wśród dotkniętych prześladowaniami ponownie znaleźli się karmelici bosi, których klasztor uległ kasacie. Tym samym zlikwidowano szkołę i konwikt oraz fabrykę sukien i aptekę, prowadzone przez zakonników. Resztki cennej biblioteki przewieziono do Wilna. Wśród tego zbioru znalazła się cenna kolekcja map przeznaczonych do muzeum. Kościół pokarmelicki przebudowano na cerkiew, a gmachy klasztorne oddano w ręce duchowieństwa prawosławnego. Świątynia uległa w tym czasie licznym deformacjom i przeróbkom. Malowidła ścienne zostały zakryte szarą farbą, organy usunięto, podobnie konfesjonały i ołtarze boczne. W końcu XIX wieku obniżono dach, zmieniając tym samym bryłę kościoła, a w 1895 roku dobudowano centralnie położoną kopułę prawosławną. Mogliśmy podziwiać ten piękny, lecz zeszpecony kopułkami zabytek. .
Dzięki zwycięstwu pod Warszawą i traktatowi ryskiemu z 1921 roku Głębokie znalazło się w granicach II Rzeczypospolitej. Było jednym z ważniejszych ośrodków komunikacyjnych i kulturalnych w województwie wileńskim. Przez miasto przechodziła jedna z nielicznych na tym terenie linii kolejowych łączących Polskę z miastami Rosji Radzieckiej. W Głębokim działało nadal, powstałe przed wojną, Towarzystwo Dobroczynności. W 1927 roku karmelici bosi podjęli starania, zmierzające do odzyskania bezprawnie zabranej im przez carat własności. Niestety wojna uniemożliwiła im podjęcie działalności.
We wrześniu 1939 roku wschodnie tereny II Rzeczypospolitej dostały się pod okupację radziecką. Mimo licznych wywózek, szczególnie w miesiącach wiosennych 1940 roku, w powiecie głębockim pozostało wielu Polaków. Głębokie i okolicĺ stały się swojego rodzaju polską republiką w morzu ludności białoruskiej. Jednak działalność struktur państwa podziemnego i Armii Krajowej na tych obszarach była bardzo utrudniona. Wiadomo jedynie, ze na terenie miasteczka, znajdowali się członkowie organizacji sabotażowo-dywersyjnej "Wachlarz" powstałej w 1941 roku między innymi w celu komplikowania walki oddziałom niemieckim w Rosji. Oddziały polskie miały też przygotować się do powstania, które, zgodnie z dyrektywami Londynu, miało wybuchnąć na ziemiach wschodnich. Żydzi głeboccy zostali wymordowani w pobliskich Berezweczu przez okupanta niemieckiego.
Kościół parafialny zawdzięcza swoje powstanie, jak i świątynia karmelicka, Józefowi Korsakowi, żyjącemu w pierwszych dziesięcioleciach XVII wieku. Początkowo była to budowla drewniana, dopiero w połowie XVIII wieku ks. Antoni Jaszczołt rozpoczął budowę murowanej świątyni. Kościół parafialny pod wezwaniem Św. Trójcy został ukończony przez następnego proboszcza w 1782 roku. Jest to piękna budowla rokokowa, z fasadą ujętą w dwie wysmukłe, nakryte hełmami wieże. W początkach XX wieku świątynię gruntownie rozbudowano. Powstały wtedy dwie nawy boczne i prezbiterium, a wieże podwyższono. W 1908 roku po raz wtóry świątynię konsekrował ksiądz Jan Kurczewski, prałat kapituły wileńskiej - znany historyk.
Kościół parafialny w Głębokim przetrwał wszelkie burze i zmieniające się fronty. Głębokie pozostało stolicą dekanatu kościoła katolickiego, który ma pod swoją opieką dziewięć pobliskich parafii. Opiekę duchowa nad parafianami Głębokiego i okolic pełnili po wojnie kolejno księża: Antoni Zienkiewicz (1945-1951), Józef Fronckiewicz (1951-1985), Władysław Zawalniuk (1986-1989), następnie ksiądz Cyryl Klimowicz, który pełnił tę funkcję do mianowania biskupem pomocniczym.
Obecnie w miasteczku mieszka około 20 tysięcy mieszkańców.
Aleksander Kołyszko
Runą i w łunach zginą pożarów
Krzyże kościołów, krzyże ofiarne
I w bezpowrotnym zgubi się szlaku
Z Lechickiej ziemi Orzeł Polaków
O słońce jeszcze wodza Stalina
Niech słowa twoje nigdy nie zginą
Niech jako orłów prowadzi z gniazda
Partia i Kremla płonące gwiazdy
Na ziemskim globie flagi czerwone
Będą na chwałę grały jak dzwony
Czerwona armia i wódz jej Stalin
Odwiecznych wrogów swoich obali
Zmienisz się rychło w wielkie spaliny
Polsko i twoje córy i syny
Wiara i każdy krzyż na mogile
U nóg nam legną w piachu i pyle.
Czesław Miłosz
Wiersz napisany w 1939 r. we Lwowie po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną i wydrukowany w tamtejszej gazecie za zgodą cenzury. Został przychylnie przyjęty przez władzę radziecką.