|
ROK 1919
czyli pieśń o dywizjach litewsko-białoruskich
I
Wojna!!! Świst przykry zerwanej struny!
Łoskot kanonad, - śmierci pioruny
Krwawych widm ludzkich orszak ponury
Miast obumarłych cmentarne mury!
Aż z tych oparów krwi rozbestwienia,
Jak dziecię grzechu i siew płomienia,
Powstał, z kultury we krwi omyty,
Człowiek Pierwotny - mordu niesyty.
Wszelkie umowy, prawa, przymierza
Zostały martwe hen na papierze,
A z bitwy zgiełku, krwią przesiąknięta
Tarza się bestia z bestią spięta
Bada ciał wnętrza źrenicą krwawą
A z praw światowych zna jedno prawo:
Prawo zwycięzcy nad zwyciężonym.
... Milczy świat, czeka oszołomiony,
Który z pomiędzy dwóch zapaśników
Żywy się dźwignie wśród zwycięstw krzyków...
Czeka, by kornie, jak zimne płazy
Swą zimną piersią całując głazy,
Do nóg podpełznąć zwycięzcy świata.
Ile sił ducha trzeba sprząc w sobie,
By w splugawionym, zhańbionym grobie
Uczuć chrześcijańskich i człowieczeństwa
Podnieść zachwiany sztandar męczeństwa,
Nieść jak Monstrancję, Cel święty w duszy
I strzec, by szum krwi go nie zagłuszył,
By wśród tych orgii Bóstw nienawiści
Wytrwać - jak chłopcy - mali i czyści.
Lub paść, wśród całej świata szpetoty,
Jako kłos pada, zbożny, a złoty
Co go kmieć niesie do swej zagrody
Z uśmiechem w twarzy cichej pogody.
***
Iluż ich, ilu pod śniegu bielą
Po ziemi naszej cicho się ściele
I - jeśli prawdą stare podanie,
Że z krwi żołnierzy idzie wołanie
W noce zimowe przed Tron Najwyższy,
To by najświętszy hymn i najczystszy
Z naszych pól głuchych biłby w przestworza
Jak jednostajny, głuchy szum morza.
(A ją nocami, gdy wicher świszcze,
A skier tysiące na śniegu błyszczy)
To by krzew każdy i grudka ziemi
Pieśni by drżała tony srebrnymi
I taki zew by szedł wzwyż potężny,
Że duchem swoim, każdy syn mężny
Ten przekazany słyszał testament.
I choćby wkoło wrzał myśli zamęt,
Krwi przodków swoich czcząc przykazanie
Tam by szedł tylko - skąd szło wołanie.
II
Jak nawałnicy lot poentańczy
Żarłoczne chmury groźnej szarańczy
Spadły na Lidę groźne zastępy.
Wzrok pod skudłanym łbem dziki, tępy,
Gardło klątw pełne, nieład, zgiełk, wrzawa
I dzikość tępa - wesołość krwawa.
Ciągnęły ciężkie ładowne wozy,
Skrzypiały w śniegu od sanek płozy,
Kwiczały konie brudne i bite,
W tą ciżbę zwartą - auta zakryte
Parły - złowrogie, głuche, tajemne,
Jak wnętrza więzień sowieckich - ciemne.
Z tym tłumem groźnym wszedł w nasze progi
Krwawego wschodu podmuch złowrogi,
Widma Iwanów Groźnych krwią zlane,
Podania gwałtów światu nieznane.
Wszystko - co w duszy było promienne,
Gasło w złym wiewie jak mary senne,
A Grzech rozpuścił swe czarne skrzydła,
Że ludziom własna dusza obrzydła.
***
Zamknięte w domów bielone klatki
Szeptały pacierz swój - Polki - matki.
Te nasze drogie, najcichsze matki:
Twarze spokojne, włos siwy, gładki,
A w każdej zmarszczce na drobnej twarzy,
Zrobionej ręką Wielkich Kreślarzy
Bólu i Troski - ślady wyrzeczeń
Spełniały cicho - bez skarg, złorzeczeń.
Słały więc modły nad synów głowy,
A taki serc ich był hart surowy,
Że żadna syna nie zatrzymała,
Żadna u piersi jego nie mdlała,
Bo wśród niewoli w ciężkiej potrzebie
Katechizm powstał taki sam z siebie,
A przestrzegany pilnie w rozterce:
"Gdzie nakaz święty - tam ucisz serce".
III
A ziemia nasza jękła jak kowadło,
Gdy weń uderzy młot!
Tysiące iskier do serc młodych spadło.
Zahuczał czynu grzmot.
Jęknęły lasy - sił naszych skarbnice,
Kresowiak ostrzył broń,
I szły młodzieńczych hufców nawałnice.
Do czynu drżała dłoń.
Rżał niecierpliwie koń - wierny przyjaciel,
Z płuc leciał raźny śpiew,
A od chat szarych, po dróg grząskich szmacie,
Szedł wojenny zew:
"Trąbka do boju wzywa nas!
Aż wszystkie ścięgna w ciele drżą!
Nastał odwetu krwawy czas!
Za krew zapłacimy krwią!
Widma powstańców wiodą nas,
Szarzeje w mgle szubienic sznur
Z szczytów Ponarskich Gór!
Już czas, już czas, już czas!"
IV
Skupiony w sobie z twarzą kamienną
Wyruszył oddział w dal jutra ciemną.
Była ich garstka, lecz pełne siły
Młodzieńcze dusze święcie wierzyły,
Że kędy przejdą z szczękiem oręża
Powstaną wszyscy - i mąż do męża,
W siłę potężną oddział urośnie.
Dłoń zaciskała oręż miłośnie.
Znali się wszyscy i już kochali,
Tym wielkim, mocnym uczuciem z stali
Tych, co złączeni wspólnością czynu,
Razem sięgają po liść wawrzynu.
Wspólnie się krzepią wśród poniewierki,
Wspólnie przechodzą życia rozterki,
Czy dola przyjdzie jasna czy sroga,
Jednego mają w swej dusz? Boga.
Kapral Mokrzecki, młody Szukiewicz,
Mejłun, Szkop, Blacha, Szneam, Szalewicz
Cały zalążek tej siły zbrojnej,
Co pośród różnych kolei wojny,
Taką zyskała sławę i chwałę,
Że na jej imię serca truchlały
I nieprzyjaciel drżał jak spłoszony,
Gdy wieść przyniosła, że z tamtej strony
Stoją niezłomne i groźne wizje:
Litewsko-białoruskie dywizje.
W mroźną, srebrzystą noc Noworoczną
Anioł przepływał nad ziemią mroczną,
Na serca wyschłe w życiowej walce
Kładł swoje białe, promienne palce
Aż dreszcz ożywczy przeniknął duszę.
Płynął nad cichą wioskową głuszą,
Zbierał modlitwy rzewne i pobożne
I chęci szczere i czyny zbożne.
Zbierał, b? zanieść Je do sto? Boskich.
Lecz lica smutne miał pełne troski,
Bo coraz ciemniej było na ziemi.
Otchłań dyszała krzyki groźnemi.
I wszędzie - kędy nie zwrócił oczy -
Pożarów łuną i krwią świat broczy.
Skrzydła mu zwisły jak białe żagle,
Gdy wiatr okrętu naprzód nie nagli.
... Z wałów chmur ciemnych, z kłębowisk cieni
Strzelił snop złotych skrzących promieni
Z serc rozpalonych żądzą ofiary;
- I rozpłomienił się przestwór szary,
I rozpaliły się wkoło tęcze..
A Anioł zbierał te mgły pajęcze,
Te różnobarwnych świateł zasłony
I zwijał wolno w cudne festony,
Aż się usłała promienna droga
Od serc żołnierskich aż do stóp Boga.
VI
Łączyły się w oddziały, hufce, bataliony
Zdobywali rynsztunek krwią, raną blizną
Za koszary im była naszych pól szarzyzna
Albo bór niedostępny, lub dwór oszroniony.
Ciężka to była praca powiązać ogniwa
By stworzyć łańcuch zbrojny i niezwyciężony,
Sprawiać o jednej porze i siejbę i żniwa!
Raniły stopy bose zmarznięte zagony
Ale z każdą trudnością siła w nich tężała,
A od tej młodej werwy ziemia wkoło drżała.
Nie na musztrze ćwiczyli swe kroki i ruchy
Ale w nocnych zasadzkach i dziennych atakach
... Bogate żniwo miały kruki na ich szlakach,
A o czynach wieść niosły zimowe podmuchy.
...Aż dotarli do serca głównej siły zbrojnej
Urodzeni wśród wojny i spragnieni wojny,
Teraz już nie batalion, nie oddział, nie wizja
Litewsko-białoruska potężna dywizja.
Czy wiecie co im wtedy w piersi młodej grało,
Kiedy sen wreszcie przywdział to ziszczalne ciało?
Co w takich chwilach małe serce ludzkie czuje?
Grała im pieśń prastara słodka "Alleluja",
Słyszeli szepty modlitw w rodzinnych kościołach,
Szelest wiatru gdy biegnie po pachnących ziołach
Aby zamrzeć gdzieś w bujnem, złotokłośnem życie
Słyszeli powitalne wielkich dzwonów bicie
Czuli u ramion skrzydła, dziś już wniebowzięci,
Jak po Komunii Świętej sami nawpół święci.
Przeszli granicę życia - śmierć mając w pogardzie
Powracali do swoich v butnej awangardzie
Mię znając ni zmęczenia ni krwawej przeszkody.
Tak powraca z zdobyczą pierwszą orzeł młody.
(zakończenie w nr 42)
Grodno, 1926 r.
Kamila Emilia Mokrzecka