|
Batalion Zaniemeński (lipiec-grudzień 1943)
W połowie 1943 r. Nowogródzki Okręg AK dysponował kilkoma silnymi oddziałami partyzanckimi w Ośrodkach Szczuczyn i Lida, stale powiększającymi własne stany osobowe. Zdobyły one dużą popularność wśród ludności polskiej i białoruskiej, widzącej w nich obronę przed samowolą band i partyzantki sowieckiej. Ochotnicy zgłaszali się masowo do oddziałów AK. Rozwój liczebny oddziałów hamowała jedynie ograniczona ilość broni, jaką organizacja mogła przeznaczyć dla partyzantki. Najczęściej bron trzeba było zdobywać w akcjach na Niemców i bolszewików.
W czerwcu 1943 r. ppłk "Borsuk" zdecydował się na utworzenie dwóch dużych zgrupowań partyzanckich. Jedno z nich powstało w Ośrodku Stołpce (Polski Oddział Partyzancki - Batalion Stołpecki AK). Drugie utworzono z większości oddziałów partyzanckich Ośrodków Szczuczyn i Lida. Był to Batalion Zaniemeński AK, dowodzony przez por. Józefa Swidę "Lecha". W obu przypadkach utworzenie zgrupowań batalionowych wiązało się z planami Komendy Okręgu użycia ich do akcji dywersyjnej i bojowej przeciwko niemieckim siłom okupacyjnym, jak również z pojawiającą się wówczas perspektywą uregulowania stosunków z partyzantką sowiecką w drodze pertraktacji - dzięki czemu powstałe zgrupowania mogłyby z nią współdziałać. Ppłk "Borsuk" oceniał w czerwcu 1943 r., że z regularną partyzantką sowiecką da się zawrzeć porozumienie na gruncie wojskowym, zaś luźne bandy i grupy przetrwania, o ile ich działalność nie zostałaby ukrócona przez dowództwo sowieckie, byłyby zlikwidowane lub wyparte przez partyzantkę polską. Warunek zachowania "wolnej ręki" w stosunku do band i rabujących ludność grup przetrwania stawiał bardzo wyraźnie ppłk "Borsuk" podczas czerwcowych rokowań z dowództwem Brygady im. Lenina i szczuczyńskiej strefy partyzanckiej.
Ppłk "Borsuk" pozytywnie oceniał możliwość uregulowania stosunków z partyzantką sowiecką i w związku z tym planował założenie bazy partyzanckiej dla oddziałów AK w Puszczy Lipiczańskiej. Zagadnienie to poruszał podczas czerwcowych pertraktacji z bolszewikami, określając tereny w jakich chciałby zlokalizować bazę AK (nadniemeńską cześć Puszczy Lipiczańskiej). Zamierzał wprowadzić tam polskie oddziały partyzanckie w sile pułku i tam też ulokować swój punkt dowodzenia oraz miejsce postoju "sztabu" (Komendy Okręgu). Koncepcja uruchomienia tak masowej partyzantki i przeniesienie ciężaru działalności AK z pracy konspiracyjnej na walkę oddziałów w polu była swego rodzaju ewenementem w skali całej AK w owym czasie. "Borsuk" sygnalizował Komendzie Obszaru Białystok, a poprzez nią KG AK, że planowana rozbudowa polskiej partyzantki jest uzależnioną od dostarczenia odpowiednich ilości broni, której Okręg nie posiadał. Informował, że istnieje możliwość dostarczenia jej drogą lotniczą, gdyż ma przygotowane pola zrzutowe i lotniska polowe, na których mogłyby lądować samoloty z zaopatrzeniem. Możliwości takie istniały też na terenie Puszczy Lipiczańskiej; szeroko korzystali z nich bolszewicy, mający stały kontakt lotniczy z tzw. wielką ziemią, czyli terenami za frontem. Niestety, Okręg AK "Nów" nie otrzymał ani jednego zrzutu z Zachodu.
Planowana przez ppłk. "Borsuka" rozbudowa polskiej partyzantki na Nowogródczyźnie wiązała się z koniecznością zapobieżenia prowadzonej przez władze okupacyjne "mobilizacji" ludności w wielu od 15 do 45 lat życia, wysyłanej na roboty do Rzeszy lub wcielanej przymusowo do białoruskich formacji kolaboranckich. Jak oceniał "Borsuk" "prawie wszyscy uchodzą do lasów". Należało się tymi ludźmi zaopiekować i zapewnić im możliwość służby w polskich oddziałach partyzanckich AK, bowiem w przeciwnym wypadku skazani byli na zagarniecie przez partyzantkę sowiecką.
W przypadku otrzymania odpowiedniej ilości broni ze zrzutów, Okręg "Nów" był w stanie na bazie Batalionu Zaniemeńskiego w ciągu kilku tygodni sformować jednostkę partyzancką w sile pułku. Ponieważ otrzymanie zrzutów ani jakiejkolwiek poważnej pomocy ze strony KG AK nie było możliwe, Okręg skazany był na własne siły. W tej sytuacji rozwój partyzantki musiał być wolniejszy, niż początkowo planował ppłk "Borsuk" (i tak okazał się znacznie bardziej intensywny niż w innych Okręgach - w 1943 r. można porównywać go tylko z Okręgiem Lubelskim AK).
Nie była to jedyna zmiana, do jakiej doszło w stosunku do planów ppłk. "Borsuka" z czerwca 1943 r. Nadzieje pokładane w pertraktacjach z dowództwem sowieckiej szczuczyńskiej strefy partyzanckiej okazały się iluzją. Już po podpisaniu wstępnych protokółów, w końcu czerwca 1943 r., S. Szupienia, komendant strefy szczuczyńskiej, otrzymał rozkaz od gen. "Platona" nakazujący przerwanie pertraktacji z Polakami i przystąpienie do rozpracowania i zwalczania Armii Krajowej. Nastąpiła zatem zasadnicza zmiana sytuacji. Batalion Zaniemeński, który miął bazować w Puszczy Lipiczańskiej i podejmować ewentualną współpracę z partyzantką sowiecką, od chwili swego powstania skazany był na walkę z bolszewikami. Tak właśnie relacje stosunków polsko-sowieckich określiło dowództwo partyzantki radzieckiej.
Koncepcja wykorzystania Puszczy Lipiczańskiej jako polskiej bazy partyzanckiej pozostawała jednak jeszcze przez jakiś czas aktualna. Tyle, że wiadomo już było, że bazę tę należy sobie zdobyć w walce z partyzantką sowiecką. Informując o działaniach w sierpniu 1943 r. ppłk "Borsuk" meldował w jednym z raportów:
"Batalion po koncentracji w rejonie Zblany n/Niemnem otrzymał zadanie oczyszczenia Puszczy Lipiczańskiej z band sowiecko-żydowskich, jako przyszłej bazy Okręgu".
Dowódcą Batalionu Zaniemeńskiego mianowany został przez ppłk. "Borsuka" przysłany z Warszawy por. Józef Swida "Lech" (hubalczyk, a następnie pracownik wywiadu AK na Wschodzie). Ppłk "Borsuk" przekazał pod jego komendę oddział nr 301 z Ośrodka Szczuczyn oraz oddziały nr 312 "Ragnera" i 314 "Krysi" z Ośrodka Lida. W lipcu 1943 r. por. "Lech" był już nad Niemnem i organizował swój batalion. W pierwszej połowie lipca przejął oddział nr 301. Dowództwo nad nim powierzył ppor. Tadeuszowi Brykczyńskiemu "Kubusiowi", który przybył wraz z nim z Warszawy. Pierwsza koncentracja oddziałów Batalionu Zaniemeńskiego miała miejsce jeszcze w tym samym miesiącu, prawdopodobnie w rejonie Krasnej. Przybył na nią także ppor. "Krysia" z oddziałem. Po kilku dniach odszedł jednak na swój macierzysty teren w północnej części Ośrodka "Bór".
Organizacja Batalionu Zaniemeńskiego w lecie 1943 r. wyglądała następująco:
Dowódca Batalionu - por. Józef Swida "Lech.
Adiutant - ppor. Kazimierz Popkowski "Michał".
Oficer BIP - ppor. Wojciech Stypula "Bartek" (pełniący jednocześnie funkcje oficera do zadań specjalnych).
1 kompania (oddział 301) - ppor. Tadeusz Brykczynski "Kubuś",
2 kompania (oddział 312) - ppor. Czesław Zajączkowski "Ragner",
3 kompania (oddział 314) - ppor. Jan Borysewicz "Krysia",
zwiad konny - pchor. Jerzy Bakłazec "Pazurkiewicz", ppor. Stanisław Baranowicz vel Józef Klukiewicz "Bartek",
patrol dywersyjno-saperski - NN.
Batalion Zaniemeński na początku sierpnia 1943 r. liczył około 300 partyzantów, w pełni uzbrojonych i umundurowanych. Najliczniejsza była 2 kompania "Ragnera", z niej też wydzielony został liczący 20-25 ułanów zwiad konny, najmniejszą była 3 kompania "Krysi". Łącznie trzy kompanie liczyły 270 żołnierzy. Patrol saperski składał się z 6 żołnierzy.
Trzeba dodać, że zarówno ludność cywilna, jak i szeregowi żołnierze AK, nie posługiwali się numerami oddziałów i kompanii. Oddziały określano od pseudonimów dowódców, mówiło się więc nie o oddziałach 301, 312, 314 czy l, 2 i 3 kompanii, lecz o oddziałach "szczuczyńskim" (tak określano dawny oddział 301), "Ragnera" i "Krysi".
Oddziały Batalionu Zaniemeńskiego operowały na ogól oddzielnie, łącząc się jedynie na czas koncentracji i większych operacji bojowych.
W trzeciej dekadzie lipca 1943 r.1 kompania ppor. "Kubusia" przeszła w rejon Żołudka, na tereny nad Lebiodą. Podczas pokonywania torów linii kolejowej Mosty-Lida stoczyła potyczkę z Niemcami z oddziału ochraniającego ten szlak. Okresowo przesunął się tutaj także oddział "Ragnera" (lub jego cześć). Na rozkaz por. "Lecha" grupa wydzielona z obu pododdziałów uderzyła na posterunek niemiecki w majątku Dzikuszki pod Żołudkiem. W wyniku nie starannego przygotowania akcja powiodła się tylko częściowo. Rozbrojono i uprowadzono policję białoruską (9 policjantów wcielono do oddziałów). Natomiast żandarmi zajmujący piętro murowanego budynku nie dali się zaskoczyć, stawili opór prowadząc ogień z broni maszynowej i rzucając granaty. Oddział AK wycofał się, zabierając policjantów, bron i zaopatrzenie zdobyte w majątku.
Nie powiodła się natomiast całkowicie zasadzka przeprowadzona na Niemców z załogi Stutzpunktu w Mostach, zrobiona na drodze pod Mostami. Brak jest dokładnej daty, wiadomo jednak, że latem 1943 r. 1 kompania rozbroiła posterunek niemiecki w majątku Papiernia. Ochrona poddała się. Zdobyto 4 MP, kilka karabinów, 3 skrzynki granatów i amunicji. Z majątku zabrano skórzane pasy transmisyjne. Zwiad konny Batalionu miął potyczkę z oddziałem niemieckim w jednej z wiosek nad Lebiodą, zmuszając Niemców do wycofania się.
Na przełomie lipca i sierpnia 1 kompania przesunęła się z Jasielewicz nad Lebiodą nad Niemen, a następnie w kierunku zachodnim, ku Orli i osadzie Perekop. W operacji, polegającej na oczyszczeniu tego terenu z band sowieckich grabiących ludność i niszczących Polaków, uczestniczyła tez kompania "Garnera". W trakcie tych działań osiągnięto okolice Mostów. Już pierwszego dnia marszu doszło do potyczek z bandami. Na polnej drodze napotkano kilku bolszewików uciekających z Przecimia, gdzie usiłowali dokonać rabunku, lecz samoobrona odparła ich. Zostali ostrzelani i 2 z nich poległo. Następnego dnia natknięto się pod wsią Pietraszki na bandę "Griszki", złożoną z dezerterów z partyzantki sowieckiej, która pierwsza otworzyła ogień do nadchodzących żołnierzy AK. W wyniku szybkiej akcji banda została zmuszona do ucieczki, tracąc 3 zabitych. Por. "Lech" i ppor. "Kubuś" wysunęli się na czoło polskiego pościgu, uniemożliwiając erkaemiście likwidację reszty uciekających bolszewików.
Na terenach miedzy Orlą i Mostami oddziały 1 i 2 kompanii przeprowadziły kilka operacji przeciw bandom, partyzantce sowieckiej i jej informatorom. Już 1.08.1943 r. oba oddziały weszły do Orli, gdzie zniszczyły łodzie służące sowietom do przepraw przez Niemen. Ponieważ z kilku domów otworzyły ogień "jaczejki" bolszewickie, podczas kontrakcji spalono 5 zabudowań. W czasie potyczki poległo 3 partyzantów sowieckich. Zdobyto 1 rkm, kb i pistolet. Podczas oczyszczania terenu wykonano 13 wyroków śmierci na osobach będących informatorami wywiadu sowieckiego lub konfidentami niemieckimi. W następnych dniach miały miejsce na tym terenie dalsze potyczki z bolszewikami. Walczono miedzy innymi z oddziałem "Borba" i bandą "Saszki". Straty przeciwnika wyniosły 7 ludzi. Kolejna akcja 1 kompanii w Orli miala miejsce 18.08.1943 r. Zginęło wówczas 16 osób pracujących na rzecz Niemców lub bolszewików. Spalono tez 14 zabudowań.
Kompania "Ragnera" w końcu listopada i w sierpniu 1943 r. operowała głównie w gminach Bielica, Białohruda i Żołudek, całkowicie blokując partyzantce sowieckiej i bandom przejście przez Niemen na prawy brzeg. W dniu 20.07.1943 r. stoczono w Mociewiczach potyczkę z częścią oddziału im. Woroszyłowa Brygady im. Kirowa (Rosjanie przyznawali się do straty 1 zabitego), zaś 23.07.1943 r. doszło do walki z sowietami w Piaskowcach.
Komendant Okręgu nadal zamierzał założyć bazę partyzancka w Puszczy Lipiczańskiej. W tym celu zarządzona została w końcu sierpnia 1943 r. koncentracja wszystkich oddziałów Batalionu Zaniemeńskiego, które miały przejść na lewy brzeg Niemna i rozpocząć działania w kierunku na Puszcze. Oddziały zbierały się na terenie pomiędzy Bielicą i Zblanami. Jak informował ppłk "Borsuk": "Oddziały domaszerowując na koncentrację dozbrajały się po drodze - wykonały napady na punkty omłotu zboża, Forstschutz, niszczenie telekomunikacji przez spiłowanie słupów i palenie mostów".
Dnia 17.08.1943 r. oddział "Krysi" natknął się na sowieckich spadochroniarzy. W krótkim starciu zabito 3 spośród nich, ze strony polskiej poległ st. spierz. W. Krugły "Cichy". Zdobyto 3 PPD i bron krótka.
Nocą 21/22.08.1943 r. oddział 314 por. "Krysi" stoczył walkę z niemiecką załogą majątku Sukurcze Kolo Krupowa. Niemcy ponieśli porażkę i wycofali się, zabudowania majątku ze zbiorami spłonęły.
Dnia 22.08.1943 r. oddział ppor. "Krysi" wycofując się po akcji w Sukurczach został zaatakowany przez niemiecki pościg z Lidy podczas przeprawy przez Dzitwę. W kilku utarczkach oddział 314 oderwał się od pościgu.
Nocą 25/26.08.1943 r. oddział 312 ppor. "Ragnera" spalił most na Dzitwie na ważnej trasie Lida-Nowogródek.
Dnia 28.08.1943 r. grupa wydzielona z kompanii "Ragnera" urządziła pod wsią Zamojdź (kilka kilometrów na płn. od stacji Niemen) zasadzkę na oddział Forstschutzu, przejeżdżający na kilku furmankach. Niemcy podjęli walkę, w której zostali rozbici, tracąc około 10 poległych, w tym dowódcę kpt. Wulfa. Poległo 2 partyzantów - Aleksander Kuzmiaczenko "Szurka" i Witold Sokołowski "Zamry". Zdobyto 1 rkm, I MP i około 10 kb.
29/30.08.1943 r. grupa żołnierzy z kompanii "Ragnera" i placówki Bieńkiewicze rozbiła posterunek policji w majątku Zapole. Zabito żandarma i komendanta policji białoruskiej, rozbrojono policjantów (6 spośród nich zostało włączonych do oddziału "Ragnera"). Zdobyto 2 rkm, 2 pm, 6 kb, granaty i amunicje. Dowódcą akcji był chor. Jan Kwiatkowski "Czarny Sęp". Akcję przygotował od wewnątrz Józef Kowalewski "Ziutek".
Brak dokładnej daty, lecz można sądzić, że miało to miejsce w końcu sierpnia I943 r. - pododdział kompanii "Ragnera" spalił most na Lebiodzie.
W końcu sierpnia 1943 r. oddziały Batalionu Zaniemeńskiego skoncentrowały się w okolicach Bielicy. Kompania "Ragnera" stała w Krasnej. Przybył też oddział spod Bieńkiewicz i Żyrmun, przyprowadzony przez chor. "Czarnego Sępa", liczący około 40 żołnierzy (grupa 311 ). Por. "Lech" wysłał patrole dla zbadania przepraw przez Niemen i sytuacji na lewym brzegu rzeki. Wykazały one silne ruchy jednostek niemieckich, obejmujących także "polską" stronę Niemna. Rozpoczynała się wielka niemiecka operacja przeciwpartyzancka. Patrole Batalionu stoczyły wówczas kilka potyczek z Niemcami. Zwiad konny Batalionu podczas przygotowywania łodzi i rozpoznania przeprawy z jednej z nadniemeńskich wiosek został zaatakowany przez oddział niemiecki wsparty wozem pancernym, i wycofał się ulęgając częściowemu rozproszeniu. Natychmiast drużyna "Natana" z kompanii "Krysi" ostrzelała jednostkę niemiecką przeprawiającą się przez Niemen.
O podjęciu planowanej operacji na lewym brzegu Niemna nie mogło być w takich warunkach mowy. Por. "Lech" zarządził szybkie wycofanie Batalionu na północ.
"Akcja na Puszczę Lipiczańską została przerwana po działaniach rozpoznawczych na skutek obławy niemieckiej na puszczę (od I IX) z kierunku Nowojelnia-Zelwa. Batalion Zaniemeński odskoczył na północ. W działaniach niemieckich bierze udział lotnictwo i czołgi. Zbombardowano 4 wsie - główne kryjówki partyzantki sowieckiej."
Natomiast w kolejnym meldunku ppłk "Borsuk" tak charakteryzował zaistniałą sytuację:
"Na skutek urządzonej obławy przez dywizję SS na teren Puszczy Lipiczańskiej i teren powiatów Szczuczyn, Lida, Nowogródek - zmuszony byłem wydąć rozkaz Batalionowi Zaniemeńskiemu, który operował w tych terenach, odskoczenia na północ, tj. na teren Puszczy Rudnickiej, położonej obecnie na terenach tzw. Litwy. Rozkaz ten uzasadniłem tem, że batalion nie mógł przeciwstawić się silnemu npl. z braku odpowiedniego uzbrojenia i większej ilości amunicji.
Pomimo silnego pierścienia npla batalion wymknął się z obławy i znalazł się na terenie Wileńszczyzny dnia 10.9. br., gdzie rozpoczął działalność partyzancką poszczególnymi kompaniami".
Oddziały Batalionu szły na północ kilkoma niezbyt oddalonymi od siebie kolumnami (marsz rozpoczęto w dniu 01.09.1943 r.). Po drodze rozbrajano napotkanych Niemców i ostrzeliwano mijane posterunki. Lidę ominięto od strony zachodniej. Na wysokości Wasiliszek żołnierze zwiadu konnego z kompanii "Ragnera" rozbroili 3 napotkanych Niemców z administracji. Dnia 08.09.1943 r. z marszu uderzono na posterunek niemiecki w majątku Szalewo. Bezpośredni atak przeprowadził pluton ppor. "Bartka" z 1 kompanii i zwiad konny Batalionu. Zabito 2 żandarmów i uprowadzono 9 policjantów białoruskich, którzy zostali następnie wcieleni do kompanii "Krysi". Zdobyto bez strat własnych 2 rkm, 3 SWT, 9 kb, 2 pistolety i amunicje.
Na nocleg zatrzymano się w dużej wsi Pielasa. Niestety, ktoś z mieszkańców zawiadomił o tym Niemców, którzy wysłali z Lidy kilka samolotów. Już po odejściu partyzantów zbombardowały one wioskę.
W dalszym marszu stale dochodziło do drobnych walk i potyczek. Podczas przemarszu przez wieś Litwica, gm. Bieniakonie, kompania "Krysi" natknęła się na zmotoryzowany oddział policji litewskiej. W wyniku starcia Litwini uciekli, porzucając kilku zabitych, w tym oficera w stopniu kapitana. W innym przypadku ubezpieczenie kompanii "Ragnera" podczas przechodzenia linii kolejowej Lida-Wilno rozbiło napotkany na przejeździe samochód z Niemcami, z których kilku poległo.
Do potyczki doszło także podczas jednego z postojów. Do wioski, w której zatrzymała się kompania "Ragnera", nadjechało kilka ciężarówek z żandarmerią. Ostrzelani z broni maszynowej przez ubezpieczenia polskie - żandarmi zawrócili i odjechali nie przyjmując walki.
W dniu 10.09.1943 r. Batalion Zaniemeński znalazł się na terenie Generalnego Komisariatu Litwy, osiągając południowy skraj Puszczy Rudnickiej nad Solczą. Doszło do kilku interwencji wobec band komunistyczno-rabunkowych. W jednym przypadku żołnierze 2 kompanii ostrzelali uciekających ze wsi rabusiów, zabijając około 10 z nich. Nocą 10/11.09.1943 r. do wsi, w której zatrzymała się 3 kompania, weszła pięcioosobowa grupa rabusiów, którą zatrzymano i rozbrojono.
Noc z 10 na 11.09.1943 r. pododdziały Batalionu spędzały w Brazelcach i Posolczy. Rankiem 11.09.1943 r., podczas apelu, oddziały AK w Posolczy zostały zaatakowane przez oddział partyzantki sowieckiej w sile około 60 ludzi uzbrojonych w broń najnowszej produkcji. Bolszewicy wracali zapewne do Puszczy z nocnego wypadu w teren, a napotkawszy oddział AK skorzystali z okazji i uderzyli. Rosjanie zostali odparci ze stratą 13 zabitych, ilość rannych jest nieznana. Strona polska strąciła 3 poległych (śmiertelnie ranny ppor. T. Brykczyński "Kubuś", Wiktor Burdziej "Ponton" i NN "Zając") oraz 3 rannych. Zdobyto 1 kb ppanc. (PTR) z 70 nabojami,1 moździerz, 2 rkm, 2 PPSz,12 kb i trochę amunicji. Ponieważ o śmierci ppor. "Kubusia" sporo pisano w różnych publikacjach, nie zawsze zgodnie z rzeczywistością, warto przytoczyć relację naocznego świadka, kpr. R. Modzelewskiego "Żbika": "W czasie porannej modlitwy oddział w dwuszeregu był na zbiórce, lecz nie wiem dlaczego bez broni, która kazano pozostawić w gumnach, gdzie spaliśmy. Zostaliśmy ostrzelani silnym ogniem w plecy. Dobrze pamiętam, że dopadliśmy z dowódcą drużyny "Sołowjowem", "Słowikiem" [...] do broni, w tym czasie wyskoczył "Kubuś" z domu, w którym kwaterował z "Lechem", z połową ogolonej twarzy a drugą namydloną, w granatowej jedwabnej koszuli, z pistoletem w ręku. Zaraz za naszym gumnem zlikwidowaliśmy obsługę pięciostrzałowej rusznicy przeciwpancernej produkcji sowieckiej i "Słowik" prowadził drużynę naszą do natarcia z okrzykiem - hura! Szedł wraz z nami "Kubuś". W pewnym momencie z kartofliska uniósł się mężczyzna podnosząc ręce do góry. Ppor. "Kubuś" kazał nam brać go żywcem i w tym zgiełku bitewnym zrozumiałem, że jest to jego znajomy. Człowiek ów, kiedy byliśmy już blisko niego, opuścił raptownie ręce i pochwyciwszy granat, który musiał leżeć koło niego, rzucił w "Kubusia". Jednocześnie "Słowik" wypalił z dziesiątki, aż czapka cywilna owego osobnika poleciała wysoko w górę, a sam padł z roztrzaskaną głową. Byli to spadochroniarze sowieccy. "Kubuś" niestety leżał na ziemi trzymając się za okolice nerek. Po długim (tak nam się wydawało) wołaniu lekarza "Kreczetowa" Goebla, on już zaopiekował się "Kubusiem"."
Konający "Kubuś" został wywieziony furmanka, prawdopodobnie do Lidy, gdzie zmarł. "Ponton" poległ w podobnych okolicznościach - gdy w biegu przewrócił kolbą karabinu bolszewika, ten zdetonował trzymany w ręku granat. Obaj zginęli. Rzeczywiście mogli to być spadochroniarze, jak mówiło się wśród partyzantów, gdyż zachowywali się fanatycznie.
Przez kilka następnych dni kompanie Batalionu Zaniemeńskiego operowały na terenach Generalnego Komisariatu Litwy, chwilami docierając na odległość 20 km od Wilna. Pojawienie się tak dużego oddziału polskiego na tym terenie wywołało panikę wśród litewskich władz policyjnych i administracyjnych. Doszło w tym czasie do spotkania z kilkunastoosobowym zawiązkiem partyzantki wileńskiej, prowadzonym przez T. Sawickiego "Otto", przy czym wzięto początkowo Wilniaków za grupę bolszewicką, zatrzymano i rozbrojono. Nieporozumienie zostało po kilku godzinach wyjaśnione i broń oddano.
W dniu 16.09.1943 r. oddziały Batalionu Zaniemeńskiego kwaterowały w rejonie wsi Koniuchy, gm. Bieniakonie. Stojący w Lubartach pluton "Lwa" napotkał 2 policjantów litewskich maltretujących ludność, których zlikwidował. W kilka godzin później przybyła ekspedycja przeciwpartyzancka złożona z żandarmerii i policji, w sile co najmniej kompanii. Ppor. "Lew" oceniał, że całość sił niemieckich, użytych w operacji w tym rejonie, sięgała 600 ludzi (jeden z raportów KO mówi o 17 samochodach). Pluton "Lwa" przyjął walkę z Niemcami, skupiając na sobie ich uwagę. W międzyczasie do boju weszła cała kompania "Ragnera", rozbijając przeciwnika. Poległo 22 żandarmów i policjantów, liczba rannych jest nie znana. Wobec wejścia do akcji dalszych sil niemieckich oraz ze względu na ograniczoną ilość amunicji, oddziały polskie musiały wycofać się nie zebrawszy zdobyczy z pobojowiska.
Ponieważ operacja niemiecka na terenach nadniemeńskich zakończyła się, por. "Lech" wydał rozkaz powrotu Batalionu do południowej części powiatu lidzkiego. Oddziały rozpoczęły marsz na południe, tym razem omijając Lidę od wschodu. Podczas nocnego marszu przez jedną z wiosek w rejonie Hermaniszek oddziały polskie zostały ostrzelane przez oddział sowiecki, nie poniosły jednak strat. Nocą 18.09.1943 r. Batalion Zaniemeński przeszedł przez tory linii kolejowej Lida-Mołodeczno na wysokości Berdówki. Doszło wówczas do walki z jednostką niemiecką ochraniającą ten szlak kolejowy. Niemcy zaatakowali Batalion, otwierając ogień z broni maszynowej i moździerzy, które mieli wstrzelane w szereg punktów na wizjerze lasu. Oddziały polskie po krótkiej utarczce oderwały się wraz z całym taborem od przeciwnika, lecz wkrótce ponownie wpadły w niemiecką zasadzkę, zastawioną przy równoległej do torów szosie Lida-Berdówka-Lipniszki. Do ataku rzucono pluton "Pazurkiewicza" z 2 kompanii, który rozbił Niemców i zmusił do wycofania się. Ponieśli oni przy tym straty w ludziach i porzucili sporo broni, m.in. 2 rkm. Po raz trzeci oddziały Batalionu zostały ostrzelane przez Niemców już o świcie. Jeden z plutonów związał się z nimi w walce ogniowej, zaś całe zgrupowanie maszerowało dalej na południe, w stronę Niemna.
Podczas całonocnych walk oddziały polskie strąciły zaledwie 2 rannych, w tym 1 ciężko (J. Krawczyk "Popiołek" z 1 kompanii, który miął zerwana czaszkę i odkryty mózg). Nie utracono żadnego z wozów taborowych, zdobyto natomiast podczas drugiej potyczki wiele broni. Straty niemieckie według ocen uczestników walk sięgały 20 poległych. Niestety w zamieszaniu zgubił się por. "Lech" z grupką żołnierzy, tak że komendę nad zgrupowaniem przejął ppor. "Ragner". "Lech" dołączył dopiero w ciągu dnia w Dokudowie, dokąd zmierzał Batalion.
"Ragner" dla rozpoznania trasy dalszego marszu wysłał zwiad konny przez Siahły i Filonowce do Dokudowa. Tam kawalerzyści natknęli się na oddział "Borba" z Brygady im. Kirowa, z którym mieli krótką utarczkę. Sowieci uciekli, porzucając 6 zabitych (zdobyto 6 kb). W Dokudowie oddziały Batalionu Zaniemeńskiego zatrzymały się na postój. Tak zakończył się "rajd wileński" zgrupowania. Koncentracja oddziałów została zakończona. Rezultaty działań prowadzonych przez Batalion Zaniemeński w lecie 1943 r. okazały się nader pomyślne. Stworzono silne zgrupowanie, prowadzące skuteczne działania dywersyjne i bojowe przeciwko niemieckim siłom okupacyjnym, które jednocześnie oczyściło nadniemeńskie tereny powiatów szczuczyńskiego i lidzkiego z band komunistyczno-rabunkowych i swą obecnością uniemożliwiło tu penetrację partyzantki sowieckiej. Tak Komendant Okręgu oceniał działalność oddziałów por. "Lecha" we wrześniu 1943 r.:
"W czasie rajdu na teren Wileńszczyzny, który przypadkowo wypadł w okresie represji w Wilnie (rozstrzelanie 10 Polaków z prof. Pelczarem na czele, branka zakładników), batalion dotarł do m. Czarny Bór ( 20 km na płd. od Wilna), przeprowadzając szereg egzekucji na wrogach Narodu Polskiego. Podczas tej wyprawy w utarczkach zostało zabitych 22 żandarmów litewskich, 8 żandarmów niemieckich, 40 bolszewików. Batalion wycofał się z terenu Wileńszczyzny d. 18.9. br.
Pojawienie się naszego batalionu na Wileńszczyźnie napełniło przerażeniem Litwinów i Niemców, którzy zaczęli gremialnie uciekać, zabierając najcenniejsze rzeczy i swe rodziny na teren Litwy Kowieńskiej. Stan Batalionu Zaniemeńskiego rozdmuchano do 8000, tłumacząc, że celem wyprawy jest Wilno, by odbić zakładników i pomścić rozstrzelanych Polaków. [...] Jednocześnie melduję, że oddziały partyzanckie własną swoją odwagą, bitnością i brawurą, oraz ludzkim i sprawiedliwym postępowaniem względem ludności miejscowej, wyrobiły sobie uznanie nawet u ludności wrogiej względem Polaków. Oddziały bolszewickie uciekają w panice przy pojawieniu się białych".
Z Dokudowa 1 i 2 kompania przesunęły się w rejon Bielicy. Tam oddział "Ragnera" pozostał, patrolując tereny wzdłuż Niemna, zaś I kompania odeszła w Szczuczyńskie, zatrzymując się za Lebiodą. Natomiast kompania "Krysi" odmaszerowała na swe macierzyste tereny w okolicach Radunia, Naczy i Bieniakoń. Zapewne w tym czasie z kompanii "Ragnera" wyodrębniony został pluton "Lwa" - jako "pluton wydzielony", czy tez "pluton specjalny" Batalionu Zaniemeńskiego. Oddział ten operował głównie w gminach Żołudek i Orla, chroniąc je przed rabusiami zza Niemna i wykonując powierzone zadania specjalne. Natomiast w miejsce plutonu "Lwa" w kompanii ppor. "Ragnera" sformowano nowy pluton - na bazie oddziału "Czapajewców", który na przełomie września i października 1943 r. przybył w Lidzkie zza Niemna, z terenu Ośrodka "Hart". Dowództwo tego plutonu powierzono sierż. NN "Zającowi", natomiast K. Murowickz "Narcyz", który przyprowadził "Czapajewców", jako podoficer żandarmerii został początkowo skierowany do UBK, a następnie do służby w żandarmerii przy dowództwie zgrupowania. Otrzymał zadanie zorganizowania patrolu żandarmerii.
Kazimierz Krajewski