|
Sny Mickiewicza o szczęściu z Marylą
Ktokolwiek wczytał się uważnie w utwory Mickiewicza, zostawał zawsze pod urokiem jednego imienia, które na kartach poezji Adama wywołuje całą kaskadę uczuć, począwszy od skromnego
"Pierwiosnka", co zakwitł w jego sercu dla "niebieskiej Maryli" aż do jęku rozpaczy w czwartej części "Dziadów". Żaden zaiste muzyk nie uderzał w tyle strun czułości i grozy na oddanie ogromu miotającego nim uczucia, żaden malarz nie zgromadził tyle kontrastów światła i cienia na wywołanie obrazu noszonego w duszy, ile poeta użył dźwięków słowa i barw fantazji na odmalowanie nam swego ideału. Z czarodziejską siłą poety i kochanka zaklął on postać Maryli w nieśmiertelne swoje rymy. Wystarczy przyjrzeć się ich brylantowej kaskadzie, aby oczom naszym wyłoniła się jak z wód Świtezi ta nieśmiertelna Rusałka.
W okolicach tej słynnej Świtezi, niemalże nad samym brzegiem jeziora rozegrał się ów najpiękniejszy w dziejach naszej literatury nieśmiertelny dramat serca poety. Któż to z nas nie zna Tuhanowicz z okresu szkolnego? Nowogródek, Świteź, Tuhanowicze - wymawialiśmy przecież z uczuciem jakiegoś wzruszenia, wiedząc, że w tych właśnie okolicach zrodziła się wielkość ducha geniusza narodowego. I serdecznym pragnieniem naszym było zobaczyć i zwiedzić te miejsca, związane z życiem i dziełem nieśmiertelnego wieszcza, który urzekł nas czarem tak niesamowitym, olśnił potęgą barwy krajobrazu, że zwiedzając te strony nowogródzkie na wszystkie pamiątki patrzymy zawsze z uczuciem nieodpartego nabożeństwa.
Prześliczne położenie tuhanowickiego dworu, rozległy ogród, a w nim owa altana, cieniste szpalery drzew lipowych, kaplica wzniesiona na pagórku, strumień na łące i szumiące w oddali sine lasy; wszystko to zachowało do dzisiaj swój romantyczny charakter i urok. Nieraz do późnej nocy błądzili oni sami we dwoje po ogrodzie, zajęci tylko sobą i nie dbający o resztę obcego im świata. Z rozkoszą przypomina sobie poeta te chwile słodkiego sam na sam z Marylą, w których często zadumany księżyc zastawał ich w altanie, wylewających wzajemne uczucia. Z Tuhanowicz odjeżdżał poeta zawsze z sercem przepełnionym miłością i nadzieją, oczarowany wdziękami Maryli, olśniony wystawnością zamożnego domu, rozkołysany marzeniami o błogiej przyszłości, która mu się uśmiechała przy boku ukochanej istoty. Naiwny młodzieniec, przywożąc w swe "strony rodzinne duszę czystą, myśl żywą i serce niewinne" nie przeczuł początkowo, że jeżeli życzono w Tuhanowiczach wydać Marylę za mąż, to z pewnością nie za ubogiego wierszopisa, który posiadał "jedną tylko duszę i włości gdzieś na Parnasie", który dochodów musiał dorabiać się piórem, a "rangę dopiero potomność miała mu przyznać".
Rywalizacja hrabiego Puttkamera z Mickiewiczem była więc nierówna, gdyż pan Wawrzyniec wystąpił do względów panny jako uznany przez jej rodzinę konkurent, który zarówno rodem jak i majątkiem odpowiadał wszelkim projektom Wereszczaków. Maryla początkowo broniła przystępu do swego serca nowemu wdziercy, ale ten wdzierca miał silne plecy całej rodziny. Uśmiechała się z nim do niej fortuna i tytuły, przyszłość dostatnia i beztroska, gdy tymczasem młody romantyk nic nie mógł jej oferować, prócz duszy, gorącego serca i skromnej pasterskiej chatki, do której ją przyzywał, aby zeszła z pałaców sterczących dumnie. Pięknie to brzmiało w poezji, ale rzeczywistość miała inne wymagania i dlatego zwyciężyła.
Nie odrazu jednak uległa Maryla osnutym zręcznie sidłom, obliczonym na próżność kobiecą. Mimo, że postąpiła zgodnie z wolą rodziny - serce rozpalone miłością do Adama, do ostatniej chwili wierne było swemu pierwszemu wybrankowi.
Po wyjściu za mąż Maryla zamieszkała w majątku swego męża w Bolcienikach, leżących opodal Bieniakoń. Park tuhanowicki opustoszał, osamotniona altana, w której podczas ostatniego pożegnania otrzymał Adam z rąk Maryli gałązkę cyprysu - ze słowami - oto jest, co nam tu zostaje, - stała się obiektem jedynie wspomnień i westchnień. O altanie Maryli pisał niegdyś Klimaszewski:
"Ile gałązek waszych wiatr listków pozwiewał.
Tyle tysięcy westchnień ich piersi wytchnęły,
Tyle on dla swej lubej piosenek wyśpiewał,
Co w jej dziewiczym sercu na wieki zasnęły.
Tyle echa, trącone skargą Wajdeloty,
Krążą w świecie na skrzydłach tęsknoty."
Majątek Bolcieniki obfituje również w liczne pamiątki po nich, gdyż Mickiewicz, mimo, że Maryla była panią hrabiną Puttkamerową, do czasu wyroku, skazującego poetę na wygnanie z kraju, bywał kilkakrotnie w Bolcienikach w towarzystwie swych najbliższych przyjaciół. Miewał nawet spotkania z Marylą w tajemnicy przed otoczeniem. Wiedział o tym tylko krewniak poety- ks. Paweł Hrynaszkiewicz, który jako proboszcz w pobliskich Wielkich Solecznikach, do pewnego nawet stopnia odgrywał rolę pośrednika w rzadkich chwilach spotkań zakochanych. Maryla wyznaczała terminy spotkań na doręczanych ukradkiem bilecikach Mickiewiczowi. Spotykali się oni najczęściej w gaju, o północy. Chwile te uwiecznił poeta w sonecie p. t. "Widzenie się w gaju":
"Ty żeś to, i tak późno?
- Błędną miałem drogę,
Wśród lasów przy niepewnym księżyca promyku.
Tęskniłaś? Myślisz o mnie?
- Luby niewdzięczniku.
Pytaj się, czy ja myśleć o czem innem mogę?"
Ale spotkania te skończyły się niebawem bezpowrotnie. Poeta wyjechał daleko na obczyznę:
"Bo tutaj wszelkie dla nas umarły nadzieje,
Tutaj ja się z mą lubą na wieki rozstałem"...
Maryla często odwiedzała miejsca samotne w "Gaiku", wyryła nawet krzyż na kamieniu, na którym kiedyś razem siadywali, a w chwilach wspomnień, których Mickiewicz nie słyszał jednak, mimo nadsłuchiwania w "stepach akermańskich" jakiegoś głosu z Litwy, siadywała Maryla do fortepianu i przy wtórze smętnych tonów dumki ludowej nuciła po białorusku:
"Da, czerez moj dwor,
Da czerez moj dwor,
Da cieciera lacieła.
Nie dau mnie Boh,
Nie dau mnie Boh,
Kaho ja chacieła..."
Życie Maryli w Bolcienikach schodziło w codziennych szarych troskach i utrapieniach. Romantyczna dama i sawantka bardzo prozaicznym musiała nieraz parać się krzątaniem, gdyż dobrobyt po wojnach napoleońskich był mocno nadszarpnięty, do tego stopnia, że pan Wawrzyniec nie miał nawet za co zrobić portretu swej małżonki.
Umarła ona w 1863 r. w dniu 24 grudnia, a więc prawie 75 lat temu, przeżywszy 64 lata. Na cmentarzu przykościelnym w Bieniakoniach stoi kamienny nagrobek pokryty mchem kwitnącym. To mogiła Maryli. Rzadko kto tu zagląda, gdyż podobno stacja rolnicza w Bieniakoniach cieszy się dziś większą popularnością, niż mogiła Tej, która potrafiła w duszy wieszcza narodu rozpalić znicz nieśmiertelny.
Władysław Abramowicz
(Z.L. 9/1938)