Polskie pismo historyczno- krajoznawcze
na Białorusi

 

Polonijne lato

Tydzień w Warszawie

 

Szkoła nr 26 przy ul. Miedzianej, 8 w Warszawie im. Mieczysła­wa Biernackiego, której dyrektorem jest pan Andrzej Jare - wspaniały Człowiek i wielki Przyjaciel dzieci - gościła grupę młodzieży ze szkoły nr 16 z klasy VII-ej z Lidy. Była to klasa, którą uczył pan Stanisław Maskiewicz (obecnie wykłada język rosyjski w Warszawie - przyp. red.). On to był inicjatorem i organizatorem przyjazdu dzieci do Warszawy.

W dniach od 2 do 8 czerwca 1997 r. 17-ro dzieci i dwóch opiekunów - pani Irena Samotyja i pan Zenon Cichno przebywali w Warszawie. Dzięki ludziom, którym los polskich dzieci na Białorusi nie jest obojętny, ludziom, którzy chcą aby, znały one Polskę nie tylko z opowiadań, ale zobaczyły na własne oczy. Oni to zorganizowali jak najbardziej urozmaicony program.

W dniu przyjazdu były witane występami m. in. zespołu "Wiolinek". Dzieci zwiedziły Belweder i Sejm, Łazienki i Pałac na Wodzie. Pan Kazimierz Kozłowski członek Klubu Przyjaciół Ziemi Lidzkiej odwiedził dzieci obdarowując je słodyczami i "kieszonkowym". Zorganizował im również wycieczkę do Zamku Królewskiego i na Stare Miasto. Dzieci były na międzynarodowym lotnisku gdzie z tarasu obserwowały przyloty i odloty samolotów, co dla nich było wielką atrakcją. Również wielką atrakcją był pobyt w cyrku. Wszędzie obok opiekunów towarzyszyli im harcerze - starsi warszawscy koledzy, służąc pomocą i radą.

Patriotyczny wieczór zorganizowało Koło Kombatantów, mających siedzibę w szkole nr 26. Pan Cezary Mickiewicz pseudonim "Bór" pięknie opowiadał dzieciom o Polsce i recytował swoje wiersze, mówiące o miłości i przywiązaniu do Ojczyzny. Było to bardzo miłe spotkanie wielu pokoleń.

Chociaż warunki zakwaterowania były "spartańskie", dzieci wyjechały zadowolone i szczęśliwe, że mogły zobaczyć Warszawę, a w Niej wszystko, co najpiękniejsze i najważniejsze. Iście królewskie było zakończenie pobytu. Kolację pożegnalną zorganizowała przeurocza pani, która przez cały czas pobytu dbała o wyżywienie dzieci. Pięknie ­zastawione i udekorowane stoły, niezapomniana rodzinna atmosfera. W części artystycznej każde dziecko udowodniło, że nie jest mu obcy język polski, a pan Stanisław Maskiewicz nie musiał się wstydzić swoich byłych podopiecznych. Śpiewy i deklamacje były przyjemnym akcentem wieczoru. Uroczystość tę swoją obecnością zaszczycili: pan dyrektor szkoły Andrzej Jare, Kombatanci AK, przedstawiciele Fundacji i członkowie KIubu Przyjaciół Ziemi Lidzkiej. To dzięki ich zaangażowaniu i wielkiemu sercu dzieci wyjechały z Warszawy wzbogacone o wiedzę o Polsce i obdarowane upominkami w postaci książek, przyborów szkolnych, słodyczy oraz pięknymi koszulkami z godłem Państwa i herbami polskich miast. Najmłodsza uczestniczka Jula Cichno wzruszona tuliła do siebie wspaniałą, przed chwilą otrzymaną lalkę.

Warszawa żegnała dzieci deszczową pogodą. Członkowie Klubu Przyjaciół Ziemi Lidzkiej zorganizowali transport na dworzec, a harcerze pomogli zająć miejsca w wagonie. Niezmordowany pan Stanisław Maskiewicz, "motor" opisywanej imprezy był szczęśliwy, że pobyt się udał, a dzieci do Lidy wracały zadowolone. Będą miały co opowiadać Rodzicom i koleżankom.

Wanda Bauman, Warszawa.

 

"Pan Dyrektor opiekował się nami jak swoimi dziećmi. Harcerze Adam i Andrzej pokazywali nam wszystkie najciekawsze miejsca miasta." Tania Zaleska.

"Wstawaliśmy bardzo wcześnie. Najpierw w ciemności porządkowaliśmy nasze pościele, później szybka zjadaliśmy śniadanie i szliśmy na zwiedzanie. ... Rano wyjeżdżaliśmy z Warszawy. Przyszło bardzo dużo dzieci nas pożegnać. Mnie się bardzo spodobało w Warszawie i nie chciało się wyjeżdżać do Lidy." Inna Bukorym.

 

 

 

Pożyteczny kurs

Miałam wspaniałą okazję uczestniczyć w letnim kursie metodyki nauczania języka polskiego w Krakowie, organizowanym przez Polonijne Centrum Nauczycielskie. Zajęcia odbywały się w Wyższej Szkole Pedagogicznej. W kursie uczestniczyli nauczyciele języka polskiego nie tylko z Białorusi, lecz również z Rosji, Ukrainy, Niemiec, Rumunii, Francji, Norwegii, Wielkiej Brytanii. Organizatorzy stworzyli bardzo dobre warunki do nauki oraz odpoczynku. Mieliśmy interesujący program kulturalny. Po zajęciach dydaktycznych chodziliśmy do teatru oraz na różne koncerty. Zwiedzaliśmy dużo kościołów, Wawel, Muzeum Czartoryskich. Poza tym wyjeżdżaliśmy na wycieczki do Częstochowy i Oświęcimia. Wieczorem zawsze dla chętnych była dyskoteka.

Do domu wróciłam mając duży zasób wiedzy i miłych wspomnień. Przyjazne i wesołe towarzystwo, miła atmosfera - tego nie da się zapomnieć. Chciałabym z całego serca podziękować organizatorom, opiekunom grup oraz pilotom, którzy prowadzili, wycieczki za troskę i opiekę.

Natalia Dudko

 

Międzynarodowy Zlot Harcerzy i Skautów Bałtyckich

W tym roku stare i sławne polskie miasto Gdańsk obchodzi 1000-lecie Chrztu. Z tej okazji Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej zorganizował Zlot Harcerzy i Skautów Bałtyckich, na który przybyli harcerze z Francji, Niemiec, Norwegii, Kanady, Holandii, Łotwy, Litwy, Rosji. Harcerze Społecznego Zjednoczenia Harcerstwo Polskie z Lidy reprezentowali Białoruś.

Obóz Zlotu został rozlokowany na poligonie w okolicach dawnego lotniska za Gdańskiem. Podobozy, czyli gniazda znajdowały się na odległości od siebie, dlatego cały obóz zajmował dosyć duży teren. Posiłki były dostarczane, jak również i woda. Gniazda miały łączność między sobą i z komendą za pomocą radiostacji. Każdy uczestnik Zlotu dostał identyfikator, który umożliwiał wstęp na teren obozu.

Program Zlotu był dobrze opracowany i bardzo interesujący. Były zorganizowane przeróżne wycieczki do Gdyni, Malborka, Łaby, Sopotu i innych miast. Ciekawa zabawa odbyła się w Sopocie. Najpierw na płycie w miejscu, gdzie przyjeżdżał Robert Baden Poweł były złożone kwiaty. Później organizowano zabawę, a na kolację każdy usmażył sobie na ognisku kiełbaskę.

Kolejna ciekawa impreza odbyła się w Wejherowie, niedużym miasteczku w 40 kilometrach od Gdańska. ZHR z pomocą władz miejskich zorganizował festiwal piosenki harcerskiej. Nasi harcerze również zaśpiewali kilka piosenek po polsku i jedną po białorusku.

Podczas Zlotu zwiedziliśmy nie tylko okolice Gdańska, lecz także i sam Gdańsk. Byliśmy w Muzeum w Ratuszu, zwiedziliśmy Starówkę, Muzeum Morskie. Podczas naszego pobytu w Gdańsku odbył się Festiwal, podczas którego zbierano pomoc dla powodzian. Na naszym obozie także była młodzież z terenów objętych powodzią. Kilka ciekawych imprez zostało zorganizowanych na terenie obozu. Zlot rozpoczął się Mszą św., celebrowaną przez księdza biskupa. Pod koniec Zlotu zorganizowano wesołą zabawę, polegającą na tym, że każdy wg. otrzymanej kartki z imieniem miał znaleźć swoją parę. Nie każdemu to się udało.

Na Zlocie mieliśmy piękną okazję zapoznać się z harcerzami i skautami nie tylko z Polski, lecz także z innych krajów, poznać miasto, uczestniczyć w ciekawych imprezach, poznać życie harcerskie.

Dhna Ola Nowokszczonowa

 

 

Wspomnienia z wakacji

Skończył się rok szkolny. Byliśmy szczęśliwi, że nie trzeba odrabiać lekcji. Ja i młodszy brat Jarek pojechaliśmy na wieś do babci. U babci paśliśmy krowy, zbieraliśmy trawę dla królików, jeździliśmy koniem i na rowerze. Jarek został na dłużej, ja wróciłam do Lidy, bo zawiadomił nas pan Kołyszko, że nasz szczep harcerski pojedzie na obóz do puszczy Nalibockiej. Byłam bardzo zadowolona. Po wykupieniu produktów i zabraniu wszystkich niezbędnych rzeczy, począwszy od łyżki i skończywszy na namiocie, ruszyliśmy autobusem w drogę. Nasz komendant Włodek był dobrym i wesołym druhem. Były starsze druhny Grażyna i Maria. Było ciekawie i wesoło. Uczyliśmy się żyć samodzielnie, spać w namiotach, prędko wstawać na pobudkę, gotować posiłek na ognisku, orientować się w terenie. Orientacja nie bardzo się nam udała. Zabłądziliśmy tak, że komenda musiała ogłosić alarm i tylko po paru godzinach nas odnaleźli. Mieliśmy różne zadania - szyć i wyszywać emblematy, wykonywać zadania na stopnie harcerskie. Każdy prawie wieczór zbieraliśmy chrust, a czasami zamiast chrustu czarne jagody, których w tej puszczy było bardzo dużo i były one słodkie. Ja znam i umiem zbierać grzyby, więc zbierałyśmy z Iwoną grzyby dla kuchni, a Grażyna ugotowała z nich smaczną zupę. Było wesoło - uczyliśmy na pamięć harcerskie piosenki i śpiewaliśmy ich. Komendant Włodek pilnował dyscypliny , ale często się śmiał i dlatego lubiliśmy go. Był u nas swój ksiądz, odprawiał nam polowe nabożeństwa, ale harcerzy było mało, znajdowali sobie inne obowiązki. Chętnie słuchaliśmy legendy puszczańskie, opowieści o polskich partyzantach. Dwutygodniowy pobyt przeleciał szybko.

Na obozie spisałyśmy się dobrze i nasza grupa dziewczyn została wysłana na obóz harcerski do Polski. Czekałyśmy na ten wyjazd, a dni się nam dłużyły. Nareszcie wyjeżdżamy. Zamiast Włodka z nami jechała wychowawczyni pani Irena. Najpierw autobusem, później pociągiem i przyjechałyśmy do Słupska, gdzie nas spotkała miła pani Maria Muzyka. U tej pani gościłyśmy do obiadu i wyjechałyśmy na obóz. Pierwszy dzień zapoznawałyśmy się z obozem, stawiałyśmy namioty i szykowałyśmy się do przedstawienia na ognisku. Wypadłyśmy dobrze. Cały pobyt był wspaniały - kąpałyśmy się w jeziorze, uczestniczyłyśmy w biegach harcerskich, w zawodach na orientację zdobyłam punkty dla lidzkich harcerzy odnajdując zaszyfrowany list. Jeździłyśmy autokarem i chodziłyśmy na pieszo na wycieczki do Tucholi i Chojnic. Na obozie poznałam dwie wspaniałe harcerki - Tosię i Kasię. One były starsze ode mnie, uczyły mnie pływać. Obóz szybko się skończył i musiałyśmy wracać do domu.

Dziękuję tym wszystkim, kto opiekował się nami, zrobił nasze wakacje takimi ciekawymi i pożytecznymi. Czuwaj!

Dhna Marta Januszkiewicz.

 

Bajka o wakacjach.

Myślę, że posiadam dar przewidzenia, dlatego mogę powiedzieć, że w przyszłości, mimo wszystko zostaną jeszcze bajki i żadne telewizory i komputery nie zastąpią ich dzieciom. O klasycznej bajce przyszłości można przeczytać już teraz. Chociaż żaden utwór, drodzy moi czytelnicy, cenzura nie przepuściła jeszcze do wydania w całości, dlatego moja bajka też będzie "w skrócie". Lecz ona już się zaczyna.

"A-a-a",- to wygłosiła swoje pierwsze przemówienie główna bohaterka. Później dziewczynka zaczęła wykazywać swoją samodzielność: nauczyła się chodzić "na własnych nóżkach" i mówić "swoim języczkiem". Później poszła do przedszkola, następnie - do szkoły i kółka języka polskiego, została harcerką... I nareszcie nastały długo czekane wakacje i obóz harcerski. Obóz ten był zorganizowany przez kilka "mądrych główek" i "złotych rączek". Jak "Oni" postanowili, tak harcerze i zrobili: zebrali swoje plecaki i wyruszyli w drogę (na pewno autobusem). Wreszcie jednym ciepłym lipcowym wieczorem zjawili się w puszczy, na brzegu pięknego jeziora nie to ludzie, nie to zwierzęta.

... I już namioty stoją, ogrodzenie z czerwonego sznurka zrobione, kolacja ugotowana. A po kolacji jak zawsze - cisza nocna!...

Zaczyna się "wszystko" następnego dnia. Wódz obozu razem ze swoją pomocniczką od rana wybierali sobie kadrę. To byli najlepsi i najwspanialsi obozowicze, i tak się stało, że główna bohaterka też była wśród kadry. W tym dniu szefowie obozu postanowili i zatwierdzili plan terenu obozu czyli "gdzie, co będzie". Wybrali miejsce dla publicznego "katowania" i już w krótkim czasie ogłoszono pierwsze surowe wyroki. Tu także odbywało się karmienie komarów, okazało się, że w lesie są KOMARY. Oprócz tego były zbudowane najgłówniejsze obiekty: kuchnia i stołówka polowa (to były miejsca, które przyciągały harcerzy jak przysłowiowy miód pszczoły). Wszystkie pytania organizacyjne były załatwione, tylko harcerze odetchnęli z ulgą, jak został wywieszony plan pracy na każdy dzień. A w tym planie:

1. Rozgrzewka - kiedy u człowieka nogi i ręce zamieniały się miejscami.

2. Śniadanie - czy ktoś kiedykolwiek będzie próbować coś dowiedzieć się na ten temat?!

3. ZAJĘCIA PROGRAMOWE - harcerze z dużymi uszami okręcone z nóg do głowy kocami (przeciw komarom) trzymają w buziach notatniki z pisakami.

4. Podróż za chrustem - zbieranie jagód i grzybów + (plus) 2-3 gałązki do ogniska.

5. Obiad - po tym punkcie programu człowiek zazwyczaj już się nie rusza.

6. ZAJĘCIA PROGRAMOWE (patrz p. 3).

7. Podwieczorek - "Gdy on jest, wtedy go od razu nie ma." (Winni Puch)

8. Patrz p. 3,4.

9. Kolacja - kto pracuje w kuchni - ten żyje!

10. Ognisko - kołysanka plus nirwana.

11. Cisza nocna - nogi są razem, ręce też.

Oczywiście plan nie jest takim doskonałym i dokładnym, jakim powinien być. Oprócz tego wszystkiego zaplanowanego na każdy dzień było jeszcze więcej: zwiedzanie lasu w nocy (spacer); rajd (część harcerzy przeszła nie mając czego robić 50 km pod deszczem - fajnie! nie?!; harcerskie biegi (zasady biegu: wdech - krok raz, krok dwa, wydech - krok trzy, krok cztery...); ostatnia noc to jest noc, która była ostatnią.

Ale naprawdę było jeszcze dużo czego, ale papier się kończy i dzieci nie lubią, kiedy bajki są zbytnio długie. Natomiast z bohaterką jest wszystko zupełnie w porządku i to już naprawdę jest koniec.

P. S. Kto tej bajki nie zrozumiał niech przeczyta jeszcze raz.

Maria Bielajewska

 

Moje lato

Lato już się skończyło i zaczął się nowy rok szkolny. Przykro, ale teraz tylko i zostaje wspominać i wspominać letni odpoczynek. Ale jeżeli tak popatrzyć, to odpoczynku prawie i nie było. W końcu maja miałam egzaminy, potem pogoda się zepsuła, a na dodatek musiałam siedzieć na działce i dopomagać swoim babci i dziadkowi.

W ubiegłym roku byłam na kursie zastępowych w Toruniu, w tym roku też planowano kurs, ale już drużynowych. Bardzo chciałam w nim uczestniczyć, ale nie wiedziałam czy zaproszą kogokolwiek z naszej drużyny. Jednak marzenia się spełniły i ja z dwoma koleżankami, które też uczestniczyły w kursie w ubiegłym roku, dostałyśmy zaproszenia. Ile było radości!

Trzeciego sierpnia byłyśmy w Toruniu. Miasto, gdzie urodził się wielki Mikołaj Kopernik jest pełne zabytków: Zamek Krzyżacki, Krzywa Wieża. Stare miasto otaczają mury, co zachowały się od dawnych wieków. Byłam już w Toruniu, ale bardzo miło było pospacerować znajomymi uliczkami. Niedługo cieszyłyśmy się Toruniem, na nas czekało nieduże prowincjonalne miasto Silno, gdzie miał się odbyć kurs szkoleniowy. Za rok nic się tu nie zmieniło.

Zaczął się kurs... Wykłady, wykłady z rana do wieczora. Czasami to bardzo nudziło! A na rozrywkę tańczyłyśmy w korytarzu makarenę! To było prosto super! Częstym gościem był u nas sanepid, coś wszystko sprawdzał i sprawdzał. I jednego dnia oświadczył, że musimy wyjechać stąd, ponieważ woda jest niezdatna do picia. Więc przenieśliśmy się do Wierzchowni. Nie byliśmy tu już sami. Obok był obóz "cywili". Niektórzy przeżyli prawdziwy szok, gdy dowiedzieli się, że będziemy mieszkać pod namiotami. Ale namioty nie były przeszkodą dla szkoleń i zabaw, może odwrotnie. Razem z cywilami mieliśmy kilka wspólnych dyskotek, a w ostatnią noc było wspólne ognisko. Podsumowaniem kursu był bieg harcerski. Kolejną ciekawą niespodzianką stał się alarm, urządzony przez kadrę w nocy, gdy tylko zaczęliśmy zasypiać po dyskotece. Alarm był poświęcony wręczeniu mundurów dla harcerzy, którzy ich dotychczas nie mieli. Trudno, ale kurs już jest skończony. Ale! Druhna Beata (druhna babcia) załatwiła trzydniowy pobyt w Gdańsku. Zwiedziliśmy Gdańsk, Gdynię, Malbork. To już były ostatnie dnie, co spędziliśmy razem. W Grodnie każdy jechał w innym kierunku. Wsiadając do pociągu jadącego do Lidy u mnie w uszach brzmiała piosenka: " Ten peron łez, tylko na nim pada deszcz..."

Dhn Grażyna Łukasz

Od redakcji: W konkursie wspomnień zwyciężyły Maria Bielajewska, Grażyna Łukasz (11 klasa), Marta Januszkiewicz (7 klasa). Gratulujemy!

??????.???????