|
"W jedności siła" (św. L. Grignion)
Refleksje wywołane rocznicą usunięcia pamiątkowej tablicy
Rok temu została usunięta pamiątkowa tablica z murów jednej ze świątyń w Lidzie...
Wracając pamięcią sprzed laty, kiedy, to, po udanych egzaminach, udawałem się do tak dalekiej i również tak mi bliskiej Rzeczpospolitej, to pierwszym znakiem-przypomnieniem o historycznej jedności ziem, na których się urodziłem i Polski stał się artykuł, przeczytany z przypadkowo wziętego w drogę czasopisma "Áĺëŕđóńü", o tym jak jeszcze w XVI wieku posyłano młodych ludzi z Lidy, Nowogródka i z wielu innych miast i miasteczek byłej Rzeczpospolitej Obojga Narodów na studia do najpiękniejszego miasta Europy - Krakowa, do którego właśnie jechałem.
Później, spacerując ulicami królewskiego miasta, podziwiałem wspaniałe gotyckie kościoły, zamki, pałace, podziwiałem witraże, freski i rzeźby ich zdobiące, które "mówiły" o niegdyś sławnej wspólnej historycznej przeszłości Rzeczpospolitej - Korony (Polski) i Wielkiego Księstwa Litewskiego (obecna Białoruś, Ukraina i Litwa (w tamte czasy - Żmudź)). Narody pojednane w znamiennym 1385 roku dobrowolną unią i od tego czasu wspólnie walczące o swoją niepodległość i wzajemnie wzbogacające się kulturowo. Zwiedzając prastare miasto Kraków, na grobach królewskich, pałacach szlachty, ratuszach i katedrach spotykałem obok Białego Orła liczne wyjawy Pogoni, które razem tworzyły godło Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Lata pobytu w Polsce pozwoliły mi spojrzeć na wiele rzeczy inaczej, wyzbyć się fałszywych mitów, wmawianych na setki sposobów przez proroków socjalizmu, czy "patriotów Wielkiej Rosji" i wielu innych fałszywych proroków naszych czasów. Dopiero tam głębiej odczułem własną tradycję, lepiej poznałem prawdziwą historię ziemi, gdzie się urodziłem, pisaną i potwierdzoną krwią i potem moich przodków. Mogłem lepiej poznać świat, w którym żyli moi dziadkowie, a nawet jeszcze rodzice. Świat, który za obecnymi wschodnimi granicami Polski pozostał jedynie w ruinach zamków i majątków szlachty, w zarośniętych i zaniedbanych parkach książęcych, w pożółkłych stronach przedwojennego "Rycerza Niepokalanej", odnalezionego u kogoś na strychu, w obrazach świętych, przywiezionych z pielgrzymek do Częstochowy czy Ostrej Bramy, w domach, co nie poddali się przymusowej ateizacji i oczywiście w sercach ludzi, szczególnie starszego pokolenia.
Chociaż i Polskę po II wojnie światowej planował zrobić Stalin kolejną republiką związkową, jednak to napotkało zdecydowany opór Narodu, zjednoczonego wokół kościoła katolickiego. Białoruś, jednak, ucierpiała nieporuwnanie. Została ona zrusyfikowana i zsowietyzowana, i jest to skutkiem okupacji kraju jeszcze przez carską Rosję (czasy rozbiorów 1772-1918, kiedy to nawet w Warszawie była zabroniona nauka języka polskiego, a wszystkie dokumenty, nawet w kościele musiały być pisane w języku rosyjskim), a po 1939 r. - przez teraz już stalinowską Rosję i Niemcy (mam na myśli pakt Rybbentrop-Mołotow). Następnie ta polityka była kontynuowana wskutek zdradzieckiej postawy Zachodu (Jałta 1945 r.) - Polska została oddana pod wpływy Związku Sowieckiego, a Białoruś pozostała republiką radziecką. Powracam do tych powszechnie znanych faktów historycznych by lepiej zrozumieć obecną sytuację, ponieważ z przeszłości rodzą się czasy współczesne. Przed I rozbiorem Rzeczpospolitej 80% mieszkańców WKL stanowiły katolicy obrządku wschodniego, a tylko 5% prawosławni. Piotr I, główny rozbiorca, własną ręką bez powodu zarąbał greckokatolickiego zakonnika, a ze świątyni Połockiej Sofii kazał uczynić stajnię. Odgłosy tej nienawiści do katolików wschodniego obrządku, męczenników pojednania można spotkać jeszcze i dzisiaj...
O roli wiedzy historycznej w świadomości narodu dobrze wiedzieli i jego wrogowie. Dlatego też już carski gubernator okupowanego Wilna Murawiow, który za swoją brutalność do powstańców 1863 r. otrzymał przydomek "wieszatiel", za zgodą cara kazał przepisać wszystkie podręczniki WKL, by ukazywały Rosję tylko w wygodnym dla niej świecie. Dlatego w obliczu tylu fałszerstw i kłamstw jest ważne zachowanie pomników historii, tych "milczących świadków" historycznych wydarzeń. Z tego również powodu niekiedy wyniszczano całe miasta, masowo przerabiano kościoły na cerkwie, a za czasów budowania "świetlanej przyszłości" burzono już i cerkwie, i kościoły oraz pomniki. Słowem wszystko, co było widzialnym przejawem duchu narodu. I tylko dzięki ofiarnej i bohaterskiej postawie wielu ludzi nie wszystko zostało zniszczone. Dzięki nim możemy obecnie cieszyć się pięknem Wilna i Grodna, skrawkami starówki Mińska, Witebska, czy Pińska.
Bardzo wycierpiało od tych burzycieli i moje starożytne miasto Lida. Nic nie pozostało od niegdyś upiększających miasto klasztorów i kościołów oo. karmelitów i oo. franciszkanów, częściowo zostały zniszczone posiadłości oo. pijarów. I dlatego tak ważny jest każdy pomnik historii tu pozostały.
Obecnie minął rok z czasu przekazania za zgodą hierarchów Kościoła Katolickiego (Nuncjusza Apostolskiego na Białorusi, biskupa diecezji grodzieńskiej i Generała zakonu pijarów) w ramach pojednania z Kościołem prawosławnym byłego kościoła oo.pijarów Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi na Białorusi. Świątynia ta sprzed 40 lat została odebrana pijarom i przez władzę sowiecką przerobiona na planetarium i muzeum. Bolesna to była utrata dla ludności katolickiej, która dłuższy czas przez wspólne modlitwy i pikiety pod drzwiami zabranej świątyni starała się o powrót kościoła, bolesna jeszcze i z tego powodu, że została przerwana tradycja Ojców Pijarów w Lidzie. A jednak przyjęły one tę decyzję bez dyskusji, bo ufają swoim pasterzom. Mówiono wśród lidzkich katolików o słuszności takiej decyzji, bo nie mieli prawosławni swojej świątyni w centrum miasta, chociaż sami muszą tłoczyć się w przepełnionych kościołach. A w zamian często słyszano od braci prawosławnych o agresywności katolicyzmu, o tym, że czasy Polaków już minęły. Aby udowodnić, że była toprawosławna cerkiew przez dłuższy czas wisiał w świątyni plan kościoła i klasztornych zabudowań, w którym nawet były pomylone strony świata. Przy wejściu do obecnej cerkwi do tego czasu wisi tekst o tym, że polskie żołnierze zamordowali popa. Nie jestem pewien autentyczności tego faktu, jako również nie wiem czemu takie teksty mogą służyć, napewno nie do wzajemnej miłości. Nie mogę wyobrazić sobie takiego agresywnego tekstu w katolickiej świątyni, chociaż było by o czym napisać. Chociażby o zamordowaniu księdza Falkowskiego i wrzuceniu go do jamy z wapnem w obecnym lidzkim parku przez żołnierzy rosyjskich, by zatrzeć po nim wszelką pamięć. Jednak pamięć nie zginęła i co roku na miejscu męczeńskiej śmierci księdza pojawia się krzyż, który ciągle jest niszczony, a ludzi, którzy przychodzą uczcić pamięć zamordowanego, są karane przez milicję wysoką grzywną. Jak by było tego mało wieczorem 17.06.1996 r., łamiąc prawo chroniące zabytki kultury, została wykuta z murów świątyni, bez wiedzy nawet miejscowej władzy, pod kierownictwem popa, tablica, ofiarowana w 1938 r.wdzięcznymi mieszkańcami Lidy kierownikowi styczniowego powstania na Ziemi Lidzkiej, L. Narbuttowi. Jeszcze wcześniej pod pretekstem remontu świątyni została usunięta, jak wówczas mówiono czasowo, kamienna tablica w języku białoruskim, umieszczona kilka lat wcześniej przez organizacje lidzkiej społeczności białoruskiej. Mówiono po usunięciu tablicy, że miejsce jej w muzeum, chcąc widocznie całą historię narodu sprowadzić do muzealnego eksponatu. Obecnie, kiedy zrodził się pomysł, by postawić w mieście chociażby pomnik z tą tablicą, trudno otrzymać na to pozwolenie.
Kolejnym kłamstwem, chciałoby się wierzyć że błędem, jest stwierdzenie w wyżej wspomnianym tekście, że kościół pijarów nie został zabrany przez władze radzieckie, a zamknięty przez nich wskutek braku wierzących, bo tamci podobno wszyscy wyjechały do Polski. Przypomina to bardzo czasy wojującego państwowego ateizmu, kiedy to władze sowieckie by stworzyć pozory praworządności tłumaczyły niszczenie świątyń, zamianę ich na sale dyskotekowe i magazyny właśnie brakiem wiernych.
Zastanawiającym i bardzo wymownym i symbolicznym jest fakt, czym oficjalnie starają się wytłumaczyć swoje postępowanie władze Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Nieduże dekoracyjne gwoździe, utrzymujące tablicę, stały się ich zdaniem sprzeczne z prawem białoruskim, w którym mówi się, że w miejscach kultu jest zabronione umieszczanie symboliki państwowej. A na tych gwoździach są umieszczone wyjawy Orła i Pogoni - godła nie istniejącego już od 200 lat państwa i starożytnego godła Lidy, którym miasto obecnie posługuje się.
Trzeba bronić swoją kulturę i historię, inaczej łatwo nam będzie wmówić, że jesteśmy przybyszami na własnej ziemi..O czym niekiedy możemy usłyszać u niektórych politykow i, co bardzo przykro, czasami u prawosławnych duchownych .
Zwracam się do Was, Polacy, Białorusini, Rosjanie, wszyscy ludzie dobrej woli, nie pozwalajcie niszczyć swoje dobra duchowe, brońcie własną kulturę. Nie bądźcie obojętni. Nie dajcie się uwieźć przez błędne ideologie czy kuszący pieniądz. Niech nasze sumienie nie śpi, liczy się obecna chwila. Możemy wytrwać tylko wspólnie stawiając czoło wszelkiemu złu. Nie dajmy się by nasze życie truła nienawiść. W prawdzie i miłości szukajmy to, co nas łączy, a nie dzieli. Niech Archanioł Michał, któremu jest poświęcona popijarska świątynia pomoże nam w tym. Słońce nam wszystkim świeci nie wybierając, tak i burza, kiedy przychodzi nie oszczędza ni jednych ni drugich. Prośmy razem, aby broniła nas od burz duchowych patronka naszej ziemi, ta " co w Ostrej świeci bramie - Matka Miłosierdzia".
P. S.
Nic nie jest w życiu przypadkowe, jak nie było przypadkiem to, że haniebne usunięcie pamiątkowej tablicy, symbolu bratniej jedności Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego, dokonało się akurat w święto królowej Jadwigi, która swoją postacią łączy te dwa państwa, o wyzwolenie których spod rosyjskiej okupacji w 1863 roku walczył właśnie Ludwik Narbutt. Królowa Jadwiga, poświęcając swoje osobiste szczęście, przez małżeństwo z Wielkim Księciem Jagiełło, kładzie podwaliny nowego państwa. To dzięki jej Lida została ochrzczona, dzięki jej w 1387 r. powstała diecezja wileńska, do której jeszcze do 1991 r. należała i Lida. Już za swego życia królowa Jadwiga była uważana za świętą, jako "opiekunka ubogich, chorych i potrzebujących". I chociaż proces beatyfikacyjny rozpoczął się tuż po jej śmierci, to jednak tylko teraz, w tym roku, po 600 latach oczekiwań zostaje ona ku ogromnej radości ogłoszona przez Papieża świętą. Czytamy u biskupa Świerżawskiego: "Pan Bóg zachował ją w szczególny sposób dla naszych czasów!" Ta kanonizacja w jakimś szczególnym wymiarze dotyczy także Lidy, Kresów i jest jakby zapowiedzią wiosny Kościoła na Białorusi i państwa białoruskiego. Nie sposób nie wspomnieć przy tej okazji o wydarzeniu, które miało miejsce 8 maja w Krakowie (Święto Wniebowstąpienia Pańskiego), równo miesiąc przed ogłoszeniem błogosławionej Jadwigi świętą. I chociaż komuś może wydać się, że za głośno nazywam niżej podany epizod wydarzeniem, to jednak za nim, moim zdaniem, jako za symbolem stoi głębsza rzeczywistość.
Otóż wracając z kościoła św. Floriana, po Mszy św., którą ofiarowałem za greko-katolików, którzy najbardziej ucierpiały wskutek prześladowań na Białorusi, przechodziłem obok pomnika, upamiętniającego słynne zwycięstwo pod Grunwaldem (w którym min. uczestniczył i pułk lidzki) jak nagle na koronie Jagiełły ukazuje się słowik. Na co z podziwem zwracam uwagę swojej znajomej. I słyszę od niej, że u Jana Długosza w kronice zanotowano, że Jagiełło bardzo lubił śpiew słowików i nawet przed śmiercią wyszedł na Wawel ich posłuchać. I oto teraz, niedługo przed kanonizacją królowej Jadwigi, z korony Jagiełły, rozweselając okolice królewskiego miasta w promieniach popołudniowego słońca roznosi się cudowna melodia. Odczułem i zrozumiałem wtedy, że ta słowikowa pieśń z korony małżonka obecnej świętej jest pieśnią miłości i pieśnią zwycięstwa, która swoją słoneczną radością napełni cały świat.
Czesław-Piotr