|
Jam ... utrącony - odtrącony.
Orzeł nadniemeński - Lidy
Polski - herbu Pogoń
zagubiony...
pomimo, że jestem już od dawna w Polsce mej najdroższej,
co mnie dzieckiem w potrzebie z rodzicami przytuliła i dalej
hołubi, kiedy to znalazłszy w niej miejsce wżyłem się tam
i dalej się wżywam, to jednak nie zaprzestałem jako chory ptak
błędnie kołować. Bo choć to wydaje się dziwne, ale ja wciąż
w niej czuje się obco - ja Kresów Orzeł Beznożny -
jakby duch inwalida tamtej Polski, szukający wciąż w Niej
siebie - jak ślepiec bez oczu zbrodniczo wyłupionymi,
by kata swym spokojnym przebaczającym
spojrzeniem grozy pustych oczodołów ... nie móc upokorzyć.
Wiesław Hryniewicz, Łomża
Umiłowanaś
Lido!
- a już płakałem,
że twój śpiew w kościele na Słobudce
jest tak zawodzący - co umierający
w polskiej mowie.
Nie czułem kolan dwugodzinnej mszy
Czułem łzy, słone łzy...
Trwożyłem się,
że nie słyszę na twoich ulicach białoruskiej mowy -
bliskiej - prostej - swojskiej.
Chciałem krzyczeć
Ludzie! Bracia!
Gdzie wasza tożsamość, świadomość,
korzenie, kultura?
Gdzie wy? Kto wy? Skąd wy?
Gorycz zdławiła mi gardło -
choć słyszałem słowa otuchy:
?? ????????????? ??? ??????? ??????? - ???? .
??? ????? ?????? ???? ?? ???????? .
???? ?? ????????? ???? .
(...)
Lido! - wybacz kochana,
że widziałem ciebie coraz bardziej tak nijako,
ale i taką ciebie miłowałem,
bo byłaś i jesteś na zawsze we mnie
I ja myślą obecny jestem zawsze na twoich ulicach.
Matko Lido! - ja jestem synem ziemi twojej
Stąd moja gorycz i ... przywiązanie.
Lido! Dręczony myślami o tobie -
Do bólu głowy męczony zawodem,
że ty masz być taka - nijaka:
ni polska, ni białoruska, ni rosyjska
a tylko jakaś tam nic-sobie - sowiecka,
?? ??? - ni co.
Lido! - czy musisz być taka?
Wiesław Hryniewicz, Łomża
Byłeś nam ojcem duchowym
Pasterzu...
Byłeś dla mnie ty w życiu
duchowym jakby moim kapelanem,
Komendantem placówki
społeczności polskiej Lidy i okolic
ostoją zniewolonych w swej wierze i polskości
stłamszonych i zepchniętych
w kościoły i cmentarze.
Byłeś oparciem dla odrzuconych przez Swoich
pozostawionych samym sobie - tu - na pastwę losu,
Kościół twój zaś był Termopilami
choć i aresztem domowym nieokiełzanej duszy.
Byłeś jak Mojżesz
wyprowadzający swój lud z panującej obłudy
prowadząc go drogą Bożą do bram słuszności -
Ku prawdzie i ludzkiej godności
Ku dobru moralnemu
i wolności wewnętrznej ducha i myśli,
do czystego sumienia i świętości duszy.
Szedłeś i szedłeś nie spoczywając - wciąż naprzód,
Kroczyłeś na czele tłumu topniejącego w piekielnej śpiekocie
lecz bardziej zwartego wiarą i hartem twojego ducha mocy,
ufając tylko w męczeński święty krzyż Chrystusowy
będący samym w sobie już drogi kierunkiem -
i torowałeś przez ciernie nim drogę jak mieczem,
herkulesem będąc siły ducha a pracy nabożnej tytanem.
Choć wilki szarpały
i kąsały żmije
i gryzło wszelkie robactwo,
Choć burze niszczyły swym ogniem i wodą,
poniewierały wichurą,
Choć duch łamał się w wielu idących za tobą ulegając słabościom,
Ty nadal kroczyłeś na czele - z uporem - znosząc najwięcej
I parłeś - wciąż naprzód i naprzód - ciągle do przodu
przed siebie - naprzód i naprzód, gdyż pewny celu -
Bo byłeś ducha Siłą całym swym życiem oddawszy się Bogu.
Nie do złamania byli obrońcy ostatniej reduty
co wiernie stali przy tobie w Bogu trwając do końca
A serca ich nie do zdobycia twierdzami były dla wroga
iż musiał ulec, odstąpić ich - niepyszny tym wszechmocarz.
Twoja to praca, oddanie, cierpliwość i poświęcenie
dziś święcą wielkie triumfy,
Gdyż to tyś przed zniszczeniem uchował tak mocny fundament
pod domostwa budowę...
Wiesław Hryniewicz, Łomża
List do brata w Polsce
Czy pamiętasz miły bracie,
Stary piec w rodzinnej chacie?
Biały stół pod Obrazami
I śmietankę tam z blinami...
Obok Matkę uśmiechniętą
Czy w powszechni dzień, czy w Święta
Ona zawsze coś robiła i nam żyć
Tak dobrze było.
Czarna klęska nadleciała
Życie nasze zmarnowała,
Owinęła niby mgła...
Całe życie giń do tła!
Czy ty wiesz, braciszku miły,
Że już cierpieć nie mam siły?
Chciałam tobie opowiedzieć -
Wiem, że musisz o tym wiedzieć.
Taką chęć do życia miałam,
Wojna wszystko mi zabrała,
To co bardzo ja kochała -
Za raz wojna zrujnowała!
Zrujnowała, przygnębiła
Całe życie me zgubiła.
Rozrzuciła nas po świecie
Jak wiatr liście suche miecie.
Wiem, że dobrze tak się stało
Że ty od nas wyjechałeś...
Miałeś życie tam spokojne,
Pracę, jak tą "krowę dojną".
Wyjechałeś w inny świat -
Lecz pamiętaj żeś nasz brat!
Choć żyjesz w wolnej krainie,
Pamiętaj nim życie minie,
Że tutaj był kąt nasz miły...
Rodziców tu są mogiły,
Jak będziesz miał wolny czas -
Przyjeżdżaj odwiedzić nas.
Tak bardzo chcę z tobą gadać,
O wszystkim ci opowiadać,
O krzywdach co w życiu miałam,
Jak dużo cierpieć musiałam,
Deptały nas wrogów buty -
Czerwony był ład, zepsuty...
Nie słychać ludzkiego słowa,
O życiu - jaka tam mowa...
Nie wolno mówić pacierzy,
U kościołów łamano wieży,
Z dzwonnicy zrzucano dzwony,
Płacz rozlegał się z każdej strony.
Przyjeżdżaj, bracie kochany,
Zobaczysz te nasze zmiany -
Jak stoją wioski spróchniałe,
W nich ludzie stare, zgrzybiałe.
A jednak usłyszysz mowę
Tą dawną, śpiewną kresową,
Powieje wiatrem polskości -
Będziesz miał dużo radości!
Radość ci będzie z tego,
Że mamy księdza polskiego,
Że w naszej starej kaplicy...
Trzeci maj - Święto Boga Rodzicy!
Lucyna Boboryk, Lida.