|
Wyprawa na Białoruś.
Na budynku stacji kolejowej w Lidzie zobaczyłem piękny stary herb Lidy (gryf i klucze), który świadczy o polskości tych ziem białoruskich. Stutysięczna Lida rozmieszczona jest na terenie obejmującym 5 x 13 km . W mieście są dwa kościoła katolickie i trzeci w budowie. W czasie panowania sowieckiego w kościołach tych były prawie wyłącznie starsze kobiety, a teraz w kościele farnym jest pięć Mszy św. zapełnionych wiernymi. Tym razem jest pełno mężczyzn, młodzieży i polskich dzieci. To obraz podnoszący na duchu. Przy okazji zauważyłem pewne zmiany liturgiczne, polegające na śpiewie i powtarzaniu niektórych zwrotów. Niema oczywiście żadnych zmian w samej liturgii, ale wydaje mi się, że matu znaczenie fakt "rywalizacji" w śpiewie z cerkwią prawosławną, która lubi śpiew.
O odradzaniu się polskości świadczy istnienie Związku Polaków na Białorusi, skupiając szereg organizacji lokalnych i specjalnych takich jak chóry, teatry, polskie harcerstwo itd. W Lidzie istnieje Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej. I tu jest kwartalnik "Ziemia Lidzka", o której pisałem już poprzednio.
Poznanie rodziny pp. Siemionowów to ciekawy obraz polskiego życia na tym białoruskim terenie. Małżeństwo mieszane: Aleksander, Rosjanin z pochodzenia, a Polak i Katolik z wyboru, Teresa, polska działaczka społeczna i polskie dzieci, 19 letni Andrzej i 13-letnia Diana. I rzecz ciekawa, że imię Andrzeja spowodowało "wojnę domową" (dosłownie), gdyż jego imię powinno brzmieć Andrej, a nawet miejscowa szkoła próbowała dać mu imię rosyjskie. Zwyciężył upór Aleksandra i jego syn ma polskie imię Andrzej. I ten że Andrzej przejął upór swego ojca w obronie polskiego imienia w szkole i u kolegów.
Troska o podtrzymanie odradzającej się polskości na KRESACH obejmuje coraz większe kręgi społeczeństwa polskiego w Kraju i zagranicą. Przykładem może być wyjazd 36 dzieci w wieku 12-15 lat na trzytygodniową kolonię wakacyjną do Polski. Grupa polskich Kombatantów z Armii Krajowej w Lesznie sfinansowała taką wyprawę. Dziewiątego lipca przybyły do Lidy autokary i przewiozły dzieci i dwie opiekunki (m.in. Teresa) do Santoka pod Gorzowem Wielkopolskim. Sądzę, że są to Kombatanci, którzy walczyli w polskiej partyzantce na Kresach jeszcze w czasie oficjalnego zakończenia wojny i panowania PRL. Ci, którzy uratowali się nie zapomnieli o swoich rodakach na Ziemi Lidzkiej, Nowogródzkiej i na kresach w ogóle. To są prawdziwi patrioci. Żyją i walczą o sprawę polską. Pismo Związku Polaków "Głos znad Niemna" pełne jest opisów martyrologii polskiej na tych ziemiach, ale jednocześnie opisuje odradzanie się polskości. Podobny charakter ma kwartalnik "Ziemia Lidzka".
Teraz kilka notatek o Lidzie. Pojechaliśmy miejscowym autobusem do ogromnego cmentarza w starym parku. Obraz całkowitego zniszczenia i zaniedbania. Aż dziw bierze, że pozostawiono Polakom ten zburzony cmentarz, a o jego utrzymaniu czy chowaniu zmarłych nie może być mowy. Takiego zdania są władze miejskie w Lidzie i wolały nie zawracać sobie głowy takimi problemami, których im nie brakuje. W jednym kącie cmentarza jest kwatera polskich lotników, bo był tam pułk lotniczy. Kwatera ogrodzona żelaznym i pomalowanym płotem i utrzymana przez polskich Kombatantów i polskich harcerzy w Lidzie.
Niedaleko od farnego kościoła jest cerkiew prawosławna, na jaką został zamieniony kościół OO. Pijarów. Otóż na ścianie tego kościoła-cerkwi znajdowała się tablica pamiątkowa Ludwika Narbutta umieszczona tam w roku 1938 i przetrwała dotąd i dopiero teraz została usunięta i jeszcze widać nowy tynk na tym miejscu, a sama tablica (duży kamień) znajduje się w kruchcie cerkwi i tam ją widziałem, przykrytą płótnem. Usunięcie tablicy zostało zadecydowane przez cerkiew jako niezgodne z kultem religijnym. To było oczywiście świadectwo polskości.
Na dużym placu przed wielkim budynkiem stoi pomnik Lenina i w obecnej sytuacji nie widać możliwości jego zburzenia. Poszliśmy na ulicę Mickiewicza i tam znajduje się wybudowany przed siedmiu laty jedyny pomnik Mickiewicza ufundowany przez miejscowych Polaków z jedynym złotym napisem po polsku. Jest to jedyne miejsce (poza kościołem) napisu alfabetem łacińskim. Reszta jest pisana wyłącznie cyrylicą. Na uroczystość poświęcenia pomnika przybyło pięć tysięcy Polaków.
To, że zagadnienie Kresów jest coraz bardziej postrzegane przez społeczeństwo polskie świadczy m.in. spotkanie z ekipą telewizyjną. Do Lidy przybył operator telewizyjny Józef Gębski, który ma już na swoim koncie 46 wypraw do Związku Sowieckiego, Katynia, Workuty itd.
Jego opowiadanie to rzecz straszna i trudna do uwierzenia, ale prawdziwa. Kierownikiem tej akcji jest Tadeusz Filipkowski z ramienia Fundacji czy podobnej instytucji Żołnierzy Armii Krajowej. Miałem szczęście ich poznać właśnie w domu Siemionowów. Znają się doskonale i z tego widać, że nie było to pierwsze spotkanie tego rodzaju.
Tematów byłoby wiele, ale nie uważam za stosowne wypowiadać jakichś opinii wobec praktycznej nieznajomości tego terenu. Wiem tylko, że sytuacja ekonomiczna jest bardzo trudna i z natury rzeczy rozmowy dotyczą w pierwszym rzędzie zagadnień pierwszej potrzeby.
Oczywiście Polska jest w oczach Białorusi w pewnym stopniu namiastką Ameryki, co widać na każdym kroku choćby na przykładzie polskiego zalewu towarowego na Białorusi. Sami Białorusini są bardzo pracowici i dbają o swoją gospodarkę rodziną. Ogródki przy ich domach to wzór tej pracowitości i zadbania choćby o taką skromną pomoc jak jarzyny w ogrodzie, a zapach kopru jest tu powszechny w tym sezonie.
Na odcinku politycznym czuje się zdominowanie przez mentalność sowiecką, gdyż praktycznie obowiązuje nadal zakaz myślenia i całkowita apatia. Sami Białorusini - duża część - nie chcą posyłać swoich dzieci do szkoły białoruskiej. Poprostu dobrowolnie poddają się w jarzmo rosyjskie. Całkowita obojętność polityczna i brak zrozumienia swej odrębności narodowej. Podobne niebezpieczeństwo grozi i tamtejszym Polakom i odradzanie polskości jest bardzo trudne. Potrzebna jest wszechstronna pomoc polska.
Jestem wdzięczny rosyjskiemu Polakowi, który wybrał polskość i walczy o nią na wszystkich frontach, Moje hasło: Niech żywi nie tracą nadziei.
Michał Więckowski
("Dziennik Polski", Buenos Aires, Argentyna).