|
Bielica prawie nad Niemnem
Nie bez powodu piszę, że Bielica leży prawie nad Niemnem, a nie nad samym Niemnem. By dojść nad tę rzekę "domową " trzeba w Bielicy nieźle się natrudzić. Bezpośrednią, prostą drogę do Niemna zagradzają domy bieliczan oraz ich ogrody. By dojść do mostu na Niemnie, należy przejść ponad półtora kilometra, mijając ostatnie domy w miasteczku. Niemna w Bielicy nie zobaczyłem więc z bliska. Zadowoliłem się tylko widokiem błękitnej wstążki rzeki, połyskującej pośród podbielickich łąk.
W zasadzie nie ma problemu, by w Lidzie dojechać do Bielicy. Wystarczy załapać się na któryś z autobusów odjeżdżających w kierunku Słonima, Pińska czy Brześcia. Trzeba jednak wykazać się dużą dawką spokoju, by zwłaszcza w upalne lato wytrzymać w tym autobusie niesamowity tłok i zaduch i jednocześnie zdzierżyć nerwowo fakt, że kierowca w żółwim tempie, ustawiwszy swój pojazd na działanie południowego słońca, sprzedaje bilety, nic sobie nie robiąc z wyzwisk niecierpliwych pasażerów. Taki początek podróży dany mi było przeżyć w tym roku.
Wreszcie wysiadamy na zakurzonym przystanku autobusowym w Bielicy. W ita nas senne miasteczko, bardziej przypominające obecnie większą wieś, niż osadę o charakterze miejskim. Puste ulice, cisza i świeże powietrze - wymarzone miejsce na letnią, kilkugodzinną wycieczkę.
Przy samym przystanku w oczy rzuca się cmentarz katolicki z drewnianym kościółkiem, bardziej wyglądającym na cmentarną kaplicę, niż na siedzibę parafii. Schludnie utrzymany budynek kościółka, stojący w centrum cmentarza, jest widocznym znakiem obecności w Bielicy Polaków i katolików. Później nieco okaże się, że jest to zupełnie nowy budynek. Dawny kościół bielicki, posiadający ponad 200-letnią metrykę, został zniszczony już po wojnie przez władze sowieckie. Początkowo przerobiono go na salę gimnastyczną dla pobliskiej szkoły, a następnie, gdy nikt nie dokonywał nawet niezbędnych remontów, po prostu rozebrano go. Podobno przy rozbiórce, gdy dokopano się do podziemi tego kościoła, natrafiono na dawne krypty, w których mieli być pochowani przedstawiciele miejscowego rodu szlacheckiego. Z owego grobowca miano wtedy wyjąć szable, które zachowały się przy szczątkach zmarłych. Dzisiaj jednak nikt już nie wie, co stało się z tymi szablami i z samymi szczątkami. Te ostatnie odnalazły zapewne miejsce wiecznego spoczynku na dnie Niemna. Bielica nie posiada zabytków. Zbyt mocno ucierpiało to miasto w czasie wojny. Żydowskie centrum, na które składały się piętrowe, charakterystyczne dla kresowych miasteczek domy, zostały spalone przez hitlerowców. Była też Bielica miejscem zaciekłych walk pomiędzy oddziałami AK, głównie z batalionu "Ragne ra" , który przez pewien czas miał tutaj swój sztab, a sowieckimi partyzantami, urządzającymi zza Niemna rabunkowe napady na miasteczko i okolice. Po dawnej Bielicy pozostały dzisiaj jedynie cmentarze, cerkiew prawosławna i miejscami bruk na ulicach - zwykłe, przedwojenne kocie łby. Czasami znajdzie się jeszcze w bocznych uliczkach stary dom lub stodołę, ale jest to bardziej zabudowa wiejska, niż miejska.
Ma za to Bielica bogatą przeszłość. Jako miasteczko znana była już w XVI wieku. Pierwszy dokument, który nazywa Bielicę miasteczkiem, pochodzi aż z 1486 r. Już wtedy istniała tutaj parafia rzymskokatolicka. Początkowo stanowiła własność możnej rodziny litewskiej I lliniczów, tych samych, którzy wybudowali pierwszy zamek w Mirze. Następnie, w 1553 roku przeszła w ręce Radziwiłłów. Dzięki nim stała się znanym ośrodkiem kalwinizmu na Litwie. Książęcy ród Radziwiłłów uchodził w tym czasie za podporę innowierców w całej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Będąc sami wyznania kalwińskiego, Radziwiłłowie wybudowali w XVI w. zbór kalwiński w Bielicy i aż do połowy XVII w. zbierały się w miasteczku synody kalwińskie. Wtedy też przeżywało miasteczko swoją największą świetność. W I połowie XVII w. w Bielicy było aż 16 ulic i odbywał się doroczny jarmark, prawdopodobnie na skalę lokalną, ale pozwalający się bogacić miejscowym mieszczanom. Jak przystało na prywatne miasteczko, pozostające w rękach Radziwiłłów, posiadała również Bielica rezydencję dla właścicieli.
W I połowie XVII w. najprawdopodobniej Radziwiłłowie wznieśli tutaj okazałą rezydencję, która stanęła na miejscu "starożytnego zamku " (czyżby jeszcze własności I lliniczów, a może pozostałość litewskiej warowni granicznej nad Niemnem). Swój pałacyk Radziwiłłowie wybudowali nad Niemnem, a z miasteczkiem łączył go most. Siedziba otoczona była czę stoko łem, a wjeżdżało się do niej przez drewnianą bramę, nad którym znajdowała się wieżyczka pokryta miedzianym dachem. Centrum tego dworu stanowił drewniany pałacyk w stylu renesansowym. Niestety, nie zachowały się nawet żadne rysunki tej rezydencji. Nie jesteśmy w stanie przedstawić naszym czytelnikom jej wyglądu. Uległa ona zniszczeniu podczas wojen XVII w., zwłaszcza najazdu moskiewskiego z lat 1655-1660, który spustoszył wtedy całą Ziemię Lidzką. Od tamtego czasu traci również swoje znaczenie i Bielica. Z pewnością, w większości drewniane miasteczko zostało spalone, zamarły jarmarki, a kalwini przestali zjeżdżać się na synody. Wszak sami Radziwiłłowie, ich możni protektorowie, przeszli wtedy na katolicyzm.
Największą jednak stagnację przynoszą Bielicy rozbiory. Położona na uboczu od większych szlaków handlowych, staje się ona sennym miasteczkiem ze znaczną liczbą ludności żydowskiej.
Zmieniają się również właściciele miasteczka. W XIX w. należała ona kolejno do Wittgensteinów, arystokracji bardziej niemieckiej niż polskiej, spowinowaconej z Czartoryskimi, a następnie do rosyjskiej rodziny książąt Trubeckich, którzy rezydując w Petersburgu lub w Moskwie z pewnością w znikomym stopniu interesowali się stanem swoich dóbr na dalekiej i prowincjonalnej Białorusi. W 1886 r. w miasteczku naliczono 100 domów i gospodarstw, w których mieszkało 883 mieszkańców, przeważnie Żydów. W Bielicy funkcjonowała wtedy elementarna szkółka, ale było miasteczko również ośrodkiem religijnym dla wyznawców aż trzech wyznań. Znajdowały się tutaj bowiem kościół katolicki, cerkiew prawosławna i synagoga.
Nie zmieniła się pozycja Bielicy i w okresie międzywojennym. Oddalona od linii kolejowych (najbliższa stacja kolejowa to Stacja Niemen, znajdująca się 6 kilometrów od Bielicy), pozostawała sennym miasteczkiem lidzkiego powiatu, będąc jednocześnie siedzibą gminy.
Podczas mojego pobytu w Bielicy udało mi się spotkać panią Krystynę Rudziewicz, która przekazała mi sporo wiadomości o międzywojennej Bielicy. O pani Krystynie warto wspomnieć jeszcze i z innego powodu. Mianowicie, pani Rudziewicz jest naszą stałą czytelniczką i mało tego, zapaliła do prenumeraty "Ziemi Lidzkiej " dodatkowe dziewięć osób w Bielicy. Chyba żadna mniejsza miejscowość Ziemi Lidzkiej nie posiada tylu naszych prenumeratorów, ilu jest w Bielicy. Za ten zapał i trud, w imieniu redakcji dziękujemy pani Krystynie.
Wracając do naszej opowieści o Bielicy. Przed samym wybuchem wojny mieszkało tutaj 2100 osób, z czego 660 było Żydów, kilka rodzin tatarskich oraz cztery rodziny białoruskie. Resztę stanowili Polacy. Białorusini natomiast w większej liczbie mieszkali w sąsiednich wsiach. W okresie II wojny światowej hitlerowcy rozstrzelali tutaj 36 Żydów, w tym miejscowego rabina. Resztę ludności żydowskiej przesiedlono w 1941 r. do gett w Lidzie i Zdzięciole, gdzie podzielili los swoich współwyznawców. Jedynym, ale za to okazałym świadectwem wielowiekowego trwania tutaj znacznej społeczności żydowskiej, jest malowniczy cmentarz żydowski, na którym zachowało się kilkaset nagrobków, głównie granitowych kamieni, ale wśród nich są również macewy wykonane z kamieni młyńskich.
Wielu Polaków wyjechało z Bielicy zaraz po II wojnie światowej. Wojenna tragedia miasteczka nie zakończyła się z chwilą wyzwolenia. Sowieci, którzy objęli te tereny po 1944 r. rozpoczęli nagonkę na żołnierzy AK. Wszak właśnie tutaj działał znienawidzony przez nich oddział "Ragnera " . Na czele swoich partyzantów walczył on przeciwko Sowie tom do g rudnia 1944 r. i wiele walk zostało stoczonych wtedy w okolicach Bielicy. Podobnie jak w Lidzie, w Bielicy Sowieci urządzili także pokazowe egzekucje. W święto Matki Boskiej Gromnicznej 1945 r. na rynku bielickim ustawiono szubienicę. Mieszkańców miasteczka spędzono na miejsce kaźni z mieszkań. Gdy podjechała ciężarówka, okazało się, że na szubienicy miał zawisnąć bieliczanin, Antoni Kuczyński, pseudonim "Trepik " , żołnierz AK. Pani Rudziewicz, która opowiedziała mi historię tej egzekucji, dodała również, że ludzie mówili, że na szubienicy powieszono wtedy już martwe ciało partyzanta, że miał on być wcześniej zamordowany w więzieniu w Lidzie podczas śledztwa. Jego ciało wisiało przez trzy dni. Nie wolno go było zdjąć. Na piersiach miał zawieszoną tablicę z napisem: "Bandyta. Zdrajca ojczyzny" . Gdy w końcu Sowieci zdjęli z postronka ciało Kuczyńskiego, wywieźli je do lasku na miejsce, gdzie wyrzucano padlinę zwierzęcą. Na szczęście rodzina Kuczyńskiego pilnowała ciała swojego syna i potajemnie przeniosła jego ciało na cmentarz w Bielicy, gdzie pochowano je w anonimowej mogile - była ona prawie zrównana z ziemią. Dopiero w 1994 r. koledzy z oddziału Kuczyńskiego, którzy przybyli do Bielicy z Polski, gdzie obecnie mieszkają, złożyli się i wystawili mu skromny nagrobek, stojący niedaleko kościółka na miejscowym cmentarzu.
Nic dziwnego, że w takiej atmosferze terroru wielu Polaków zdecydowało się na tzw. repatriację do Polski. Wielu jednak jeszcze pozostało w Bielicy.
Obecnie Bielica nie jest nawet administrac yjnie miasteczkiem. Ot, zwykła wieś, jakich wiele w rejonie lidzkim. Nie ma nawet 1000 mieszkańców. W1991 r. mieszkało tutaj dokładnie 852 mieszkańców, czyli praktycznie tyle samo, ilu ich było pod koniec XIX w. Nie ma też Bielica żadnego przemysłu. Istnieje jedynie kołchoz im. Gagarina, a ten z pewnością nie jest najatrakcyjniejszym miejscem pracy dla miejscowej młodzieży, zwłaszcza że kołchozy na Białorusi znajdują się chyba w jeszcze większej zapaści finansowej, niż zakłady przemysłowe w miastach. Na bielickiej ulicy rzadko widuje się osoby młode, dzieci owszem. Młodzież najprawdopodobniej przenosi się do Lidy, czy nawet do Grodna, gdzie łatwiej być może zrobić karierę. Polacy w Bielicy stanowią obecnie połowę mieszkańców. Nadal mieszka tu kilka rodzin tatarskich., jednakże cmentarz tatarski na skraju miasteczka jest strasznie zdewastowany. Na jego części wybudowano kołchozowe składy. Władza sowiecka nie uszanowała nawet umarłych. Pozostałą część bieliczan stanowią Białorusini i Rosjanie, posiadający w miasteczku cerkiew i własny cmentarz, na którym można znaleźć XIX-wieczne groby.
Polscy mieszkańcy mieszkańcy Bielicy wykazują nawet pewną aktywność. W dniu 22.IV br. w miasteczku powstało Koło ZPB, do którego należy ok. 150 osób. W miejscowej szkole, jej dyrektor p. Jan Zajączkowski, prowadzi zajęcia fakultatywne z języka polskiego. Bieliccy Polacy starają się dużo czytać. Pani Rudziewicz sama mówiła, że wiele osób prenumeruje polską prasę, przeważnie "Glos znad Niemna " i oczywiście naszą "Ziemię Lidzką " , o czym już wspominaliśmy. Koło ZPB w Bielicy, któremu prezesuje p. Feliks Szendryk, posiada trochę własnych książek polskich, które przywieziono tutaj z lidzkiej Biblioteki Polskiej.
Funkcjonuje również parafia. Co prawda, nie ma na miejscu własnego księdza, ale co niedzielę, z Niecieczy przyjeżdża tutaj ks. Tadeusz Kaczan. Istnieje więc nawet ożywione polskie życie kulturalne. Chociaż późno, ale zaczyna wreszcie ożywać lidzka prowincja i polskie organizacje starają się wychodzić w teren.
Po kilkugo dzinnym pobycie w Bielicy, staramy się powrócić do Lidy. Jeszcze tylko jeden wypad na cmentarz, by podziwiać interesujące drewniane nagrobki z XIX w., w kształcie niewielkich kapliczek i znów znajdujemy się na przystanku autobusowym. Okazuje się jednak, że wyjazd z Bielicy we wczesnych godzinach popołudniowych nie jest taki prosty. Gdyby nie wyjście na lidzką szosę i podróż okazją (zresztą za darmo - co nie jest bez znaczenia na Białorusi, gdzie bilety autobusowe są koszmarnie drogie), do Lidy powrócilibyśmy dopiero na wieczór. Z głodu w Bielicy z pewnością do tego czasu nie padlibyśmy. Jest tutaj, w samym centrum nawet schludna stołówka, gdzie niedrogo można zjeść. W dniu, w którym przybyłem do Bielicy był nawet pewien wybór dań. Mnie jednak skusiło jedynie wyborne piwo lidzkie, szkoda tylko, że nie schłodzone, bo upał tego dnia był nieznośny.
Pozostawiłem Bielicę za sobą i w drodze powrotnej wciąż nurtowała mnie myśl, że może przy innych uwarunkowaniach politycznych i gospodarczych, miasteczko mogłoby stać się miłą miejscowością letniskową, do której przybywaliby turyści spragnieni spokoju i kresowej atmosfery. Pobliski Niemen z pewnością i obecnie jest rajem dla wędkarzy, a krajobraz wokół Bielicy jest na tyle piękny, że warto przyjechać, chociażb y na spacer.
Robert Kuwałek
P.S. Autor artykułu dziękuje paniom Krystynie Rudzkiej z Bielicy i Neli Sołowiowej z Dzitryk za udzielenie informacji o najnowszych dziejach miasteczka.