|
Język polski przy świecach
Pani Irena Samotyja od roku pracuje jako nauczycielka jeżyka polskiego w szkole Nr 16 w Lidzie. Naukę tego przedmiotu prowadzi w klasach I-IV. Jest nauczycielką właśnie w tej szkole, w której podatny grunt znalazł się dla rozwoju polskiej oświaty, w której uczniowie pierwszej polskiej klasy poznają tajemnice wiedzy w języku swoich przodków. Pani Irena w latach 1991-1993 studiowała nauczanie początkowe w Studium Nauczycielskim w Zamościu, a w ubiegłym roku prowadziła zajęcia języka polskiego w lidzkich przedszkolach. Obecnie pracuje w szkole i zaocznie kontynuuje studia w filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku.
Miałam okazję obserwować lekcje pani Ireny i mogę stwierdzić, że jako nauczycielka ma stały kontakt z dziećmi, interesuje się ich warunkami domowymi, stosunkami z rodzicami, czyli środowiskiem, z którego pochodzą. Nie jest obojętna w stosunku do dzieci tzw. „trudnych”. Zresztą dzieci same wynagradzają jej pracę - są aktywne na lekcjach, chętnie w nich uczestniczą, odpowiadają na pytania.
Tłumaczenie polskich tekstów odbywa się na język białoruski (p. Irena bardzo dobrze zna ten język). Lekcje języka polskiego zostały specjalnie ułożone tak w rozkładzie zajęć, by znalazły się obok zajęć z literatury polskiej, co automatycznie pozwala pogłębić zarówno proces nauczania, jak i kontakty z klasą, utrwalić nowopoznane wiadomości teoretyczne na piśmie.
W trakcie pracy zadałam pani Irenie kilka pytań.
Cz. L.: Czy dzieci chętnie uczą się języka polskiego?
I. S.: To zależy od usposobienia ucznia, a także od rodziny, z której pochodzi. Jeżeli w rodzinie rozmawiają, a przynajmniej znają język polski od dziadków, to dziecko chętnie lgnie do polskości i wtedy stara się. Są jednak też dzieci i z takich rodzin, gdzie język polski uważany jest za drugorzędny i co najgorsze, zupełnie zbędny dla przyszłości dziecka, wtedy też widać i odpowiedni stosunek ucznia do przedmiotu. Na szczęście tych pierwszych dzieci jest o wiele więcej.
Cz. L.: Czy istnieją jakieś trudności w realizacji tematyki religijnej?
I. S.: W okresach przedświątecznych szeroko omawiane są święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Dzieci dużo już wiedzą o Bogu, bo większość z nich uczęszcza na katechezę do kościołów, a w pierwszej polskiej klasie lekcje religii są wprowadzone do rozkładu zajęć, więc żadnych przeszkód w nauczaniu o Bogu nie ma.
Cz. L.: Jakie jest podejście dyrekcji szkoły, grona pedagogicznego do Ciebie, jako nauczycielki języka polskiego?
I. S.: Bardzo dobre. Dyrektor interesuje się moją pracą, a nauczyciele klas, w których uczę, chętnie udzielają mi rad i współpracują ze mną.
Cz. L.: Nie jesteś jedyną nauczycielką języka polskiego w szkole Nr 16. Ilu jeszcze nauczycieli tego przedmiotu pracuje w tej szkole oprócz Ciebie?
1. S.: Oprócz nauczycielki z Polski, która zajmuje się pierwszą polską klasą, pracuje nas jeszcze trzy osoby: ja, p. Swietłana Fijaś, która prowadzi świetlicę w polskiej klasie i p. Halina Bienkiewicz, która oprócz swojego przedmiotu naucza polskiego w kółku języka polskiego dla czterech klas.
Cz. L.: Jaki realizujesz program nauczania?
I. S.: Jest to program języka polskiego i literatury, zatwierdzony przez Ministerstwo Edukacji Narodowej Białorusi w Mińsku. Mamy podręczniki, wydane w Mińsku i materiały pomocnicze dla nauczycieli.
Cz. L.: Czy otrzymujecie jakąś pomoc z Polski. Może udało się Wam nawiązać kontakt z polskimi dziećmi z Kraju?
I. S.: Przed świętami otrzymaliśmy z Polski prezenty dla dzieci na Gwiazdkę. Niedawno też do naszej szkoły przyjeżdżała dziecięca grupa artystyczna z Białostoczczyzny. Wystawiała dla naszych dzieci spektakl.
Cz. L.: Jak często odbywają się narady nauczycieli języka polskiego. Czy zawsze jesteś informowana o takim zebraniu?
I. S.: Z pewnością jakieś tego typu narady odbywają się, lecz o terminie żadnej z nich nie miałam informacji. Nawet nic nie wiedziałam o imprezie, która odbywała się w naszej szkole, gdyż zorganizowano ślubowanie pierwszej polskiej klasy. Także dopiero w przeddzień dowiedziałam się o terminie Choinki dla dzieci, organizowanej przez Związek Polaków na Białorusi. Dlatego też większość dzieci nie trafiła na święto i nie miała możliwości przedstawienia swojego programu - Szopki, do której przygotowywali się przez cały miesiąc.
Cz. L.: Chciałabym, żebyś teraz podała kilka konkretnych liczb. Ile w sumie dzieci przychodzi do Ciebie na zajęcia?
I. S.: W sześciu klasach jest to łącznie 142 osoby.
Cz. L.: Ile masz godzin tygodniowo?
I. S.: Pełny etat nauczycielski - 21 godzin.
Cz. L.: A jak wyglądają Twoje zarobki? Ile dostałaś pensji jako nauczycielka polskiego w ostatnim miesiącu?
I. S.: Ostatnio otrzymałam 160 tysięcy rubli białoruskich. Dla porównania podam, że obecny kurs dolara na Białorusi wynosi 11.600 rubli za jednego amerykańskiego dolara.
Cz. L.: Czy istnieją jakieś problemy w godzeniu ze sobą studiów w Białymstoku i pracą w szkole?
I. S.: Prawie co tydzień muszę jeździć do Białegostoku, ponieważ zajęcia odbywają się w soboty i niedziele. Tylko jedną niedzielę w miesiącu mamy wolną. W piątek nie mam lekcji w szkole, ponieważ muszę wyjeżdżać. Wracam w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek rano i przez cały dzień prowadzę jeszcze wtedy zajęcia z dziećmi. Na początku myślałam, że nie wytrzymam. Początkowo w Białymstoku nie miałam także możliwości noclegu, nie wydzielono nam żadnych akademików. Noclegu szukaliśmy gdzie kto mógł, u znajomych, u koleżanek studiujących na studiach stacjonarnych. Teraz sytuacja nieco się poprawiła. Wydzielono dla nas szkolną bursę, gdzie możemy zatrzymać się i przenocować. Jednak za noclegi trzeba płacić - 50 tysięcy starych złotych za noc. Pieniędzy ciągle brakuje. Mieszkam z mamą. Na razie mama wyręcza mnie bardzo często, chociaż jej też nie jest łatwo.
Cz. L.: Czy nie prościej byłoby kontynuować dzienne studia?
I. S.: Oczywiście i było to moim marzeniem, ale pierwszą sprawę, którą musiałabym załatwić, to stypendium z MEN w Warszawie, a to jest niemożliwe. Koleżanki, które kontynuują studia dzienne w Białymstoku już drugi rok, jeszcze nie otrzymały pełnego stypendium rządowego, a na I roku w ogóle nie otrzymywały żadnego stypendium. Miały tyle dobrze, że mogły się zatrzymać u swoich krewnych i bliskich, którzy mieszkają w Białymstoku i którzy chcieli je utrzymywać. Zwracałam się z prośbą o wsparcie i pomoc w załatwieniu studiów dziennych do naszego prezesa ZPB, Tadeusza Gawina, ale oprócz bezpodstawnych obelg pod moim adresem, a także pod adresem gości z Polski, którzy przywieźli podarki dla naszych dzieci, nic innego od niego nie usłyszałam. Więcej tego błędu nie popełnię i nie chcę nawet wspominać o spotkaniu z tym człowiekiem.
Cz. L.: Dziękuję za rozmowę i na koniec chciałabym zadać ostatnie pytanie. Zauważyłam, że dzieci przyniosły ze sobą do szkoły świece. Czyżby miały do przygotowania jakieś ciekawe zadanie z zakresu pracotechniki?
I. S.: Nie, jest to zupełnie inna sprawa. Po prostu, w związku z obecnym kryzysem ekonomicznym, od godziny piętnastej do siedemnastej wyłączany jest w części Lidy prąd w celach oszczędnościowych. Dzieci uczą się na drugiej zmianie, a zimą już po szesnastej zaczyna się ściemniać. Dlatego też dzieci mają przykazane przynosić ze sobą do szkoły świece. Nauka odbywa się więc, jak kiedyś, przy świecach.
Wywiad z Ireną Samotyją przeprowadziła
Czesława Lebiedziewicz.