|
Przywrócona pamięć o żydowskim Iwju
W upalne dni na przełomie lipca i sierpnia br., w Stoniewiczach, lesie pod Iwjem, przed przybywającymi z różnych stron Białorusi (ale nie tylko z Białorusi), grupami widzów i turystów, za sprawą międzynarodowej grupy artystów, zarówno profesjonalistów, jak i amatorów, odtworzone zostały symboliczne, pełne wzruszających momentów obrazy z życia żydowskiego miasteczka Iwje.
Idący widzowie przez las, posadzony na miejscu zagłady ponad 2500 iwjewskich Żydów, niczym cienie, w szarych opończach - wspaniały zamysł reżyserki całości, Tamar Rogoff z USA, której przodkowie pochodzili właśnie z Iwja - stykali się z jeszcze bardziej realnymi, niż my sami, będący jedynie przechodniami na ich przeminionej drodze życia i tragicznej śmierci, cieniami przeszłości.
Na zakurzonych, leśnych ścieżkach (susza była tak potworna, że zgrzytający między zębami kurz, pogłębiał jedynie wrażenie niesamowitości), oglądaliśmy sceny z nie istniejącego już życia codziennego. Oto Żydzi grający w karty, oto warsztat szewski, cheder, między drzewami mija nas para zakochanych. Jesteśmy widzami teatru w teatrze - mają grać "Dybuka". Po drodze witamy cadyka oraz nadchodzący szabas.
Tamar Rogoff odsłoniła nam poprzez nietypową opowieść o zagładzie, losy zwyczajnych ludzi, swoich krewnych i przodków, których może ożywić tylko pamięć i dalekie echo żydowskiej melodii granej na trąbce. Wszystko było bardzo ekspresyjne, między innymi poprzez połączenie wszystkich rodzajów gry scenicznej - od tradycyjnego teatru dramatycznego po pantomimę i teatr tańca. W spektaklu brało udział kilkadziesiąt osób, w tym amatorzy, występujący po raz pierwszy na scenie. Byli wśród nich mieszkańcy Iwja i Lidy. Niesamowite wrażenie zrobiła na wszystkich wspaniała gra najmłodszej artystki, 5-letniej Rity Gribowej z Iwja, która wystąpiła w ostatniej scenie, odgrywanej na pomniku ofiar iwjewskiego getta. To ona w rzeczywistości była tą postacią, która łączyła nasz świat żywych z żyjącym jedynie we wspomnieniach światem umarłych.
Spektaklu nie da się streścić. Trzeba było go obejrzeć osobiście. Potężne nagromadzenie symboli pozwalało jedynie na własne przemyślenia i przeżywanie całości w samotności. Należy jednak podkreślić niesamowity wkład pracy międzynarodowej ekipy artystów, scenografów, muzyków i tancerzy. Jako ciekawostkę podam jedynie, że muzykę do spektaklu skomponował znany amerykański kompozytor, Frank London, poprzez wujka powiązany z Iwjem. Takiego spektaklu zarówno Ziemia Lidzka, jak i prawdopodobnie cała Białoruś jeszcze nie widziała, stąd też ogromne zainteresowanie widzów. Ostatnie przedstawienie, nieco okrojone, odegrano w Lidzie, przy pomniku ofiar lidzkiego getta. My prezentujemy dzisiaj jedynie kilka fotograficznych migawek ze spektaklu "Projekt Iwje - życie i śmierć małego miasteczka". Jednocześnie obiecujemy, że w następnym numerze przedstawimy szerszy artykuł o dawnym i obecnym Iwju oraz relację o pobycie aktorów w miasteczku.
RK