|
Lidzianie, mieszkańcy Oszmiany, chłopi, szlachta - i wszystkie inne dziwne narodowości
(Historyczno-Krajoznawcza Sesja poświęcona historii Ziemi Lidzkiej)
Z okazji odsłonięcia w Lidzie pomnika Franciszka Skaryny, co miało miejsce 25 lipca b. r., w dniach 24-26 lipca, z inicjatywy lidzkiej Miejskiej Rady Deputowanych Narodowych, Białoruskiego Towarzystwa Krajoznawczego, Grodzieńskiej Obwodowej Rady Towarzystwa Ochrony Pomników Historii i Kultury oraz Grodzieńskiej Asocjacji Krajoznawczej zorganizowano Międzynarodową Historyczno-Krajoznawcza Konferencję, składającą się z trzech części: I pt. "Skaryniana", II część zatytułowaną "Historia i krajoznawstwo Ziemi Lidzkiej" i III część - "Archeologia Ziemi Lidzkiej, poświęcona pamięci Michasia Tkaczowa".
Pierwsza część poświęcona była oczywiście Franciszkowi Skarynie, pierwszemu białoruskiemu wydawcy, humaniście i lekarzowi epoki Odrodzenia. Jemu właśnie ufundowano obok farnego kościoła w Lidzie pomnik autorstwa Walerego Januszkiewicza. "Skaryniana" była interesująca, chociaż można ją było nieco skrócić, a jej kosztem przedłużyć czas drugiej części, poświęconej historii Lidy i Ziemi Lidzkiej. Referatów do II części sesji zgłoszonych było aż 31. W zasadzie powinno było się na ten temat zorganizować odrębną konferencję, trwającą 2-3 dni. Przeznaczenie na każdy z referatów 10-15 minut bardzo zubożyło sesję, która w zasadzie ograniczyła się do wygłaszania komunikatów, obejmujących całość dziejów Lidy i Ziemi Lidzkiej.
Jednym z najciekawszych wypowiedzi były te, dotyczące informacji o źródłach do dziejów Lidy i Ziemi Lidzkiej, znajdujących się w zasobach grodzieńskich, wileńskich i mińskich archiwów. Część lidzkich archiwaliów znajduje się również w archiwach na terenie Polski - w Warszawie i Krakowie, jednakoż główne zespoły akt przechowywane są w Archiwum Historycznym w Grodnie, w tym również akta parafii oraz księgi metrykalne i materiały genealogiczne (informacja dla tych Czytelników, którzy chcieliby odnaleźć swoje rodowe akta lub odtworzyć dzieje rodzin).
Jednakże chciałbym w tym miejscu poświęcić kilka zdań nie źródłom, ale temu, co mówiono na sesji. Pierwsza myśl jaka mi się nasunęła to, że historiografia białoruska nie może otrząsnąć się z marksistowskiej myśli i całego balastu historiografii sowieckiej. Historycy białoruscy próbują dopiero budować własną historiografię narodową, jednak sięgają po sowieckie wzorce, traktując źródła wybiórczo lub koniunkturalnie, wykorzystując je do celów politycznych. Myślę w tym momencie o wypowiedzi p. M. Wasiluczaka z Grodna, który omawiał temat "Ziemia Lidzka w okresie od września 1939 do czerwca 1941, wskazując jakież to dobrodziejstwa przyniosło zajęcie przez Sowietów Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej. Pan Wasilczuk mówił, że chłopi dostali od nowej władzy zapałki, machorkę i sól, ale nie dodał, że większość towarów z bardzo dobrze zaopatrzonych przed wojną sklepów polskich i żydowskich, w przeciągu września 1939 r., zniknęło na skutek sowieckiej gospodarki rabunkowej, opierającej się na zasadzie "dziel zagrabione". Podobnie rzecz się ma ze stwierdzeniem p. Wasiluczuka, że władza sowiecka stworzyła na Zachodniej Białorusi wiele nowych miejsc pracy, likwidując tym samym bezrobocie. Od razu nasuwa się pytanie - jakim kosztem? Najpierw trzeba było opróżnić istniejące miejsca pracy, a Sowieci zrobili to w sposób prosty i drastyczny - aresztowali i zesłali na Sybir tysiące ludzi: Polaków, Białorusinów i Żydów. Wielu już stamtąd nie powróciło, za to na ich miejsce napłynęło wiele osób z Rosji Sowieckiej, wydatnie przyczyniając się do rusyfikacji i sowietyzacji Białorusi. Nie wiem, czy jest to właśnie powód do chwalenia władzy sowieckiej, zwłaszcza w kraju, który dzięki przyłączeniu go do "państwa przodującego socjalizmu" praktycznie od zera musi odbudować swoją tożsamość i kulturę narodową.
Drugą kwestią sporną, zwłaszcza z polskiego punktu widzenia jest problem praktycznie negowania wkładu Polaków w dzieje i kulturę Białorusi. Udowadnia się na siłę, że ci, którzy tworzyli, mówili i czuli po polsku, tylko z racji urodzenia w Lidzie, Grodnie, Nowogródku, czy Oszmianie, w rzeczywistości byli Białorusinami, którzy poprzez katolicyzm spolonizowali się. Neguje się jednocześnie tradycje polskie na tych ziemiach, jak również piękną tradycję wielokulturowości Wielkiego Księstwa Litewskiego. By naciągnąć fakty do doraźnych celów politycznych i narodowych tworzy się nowe byty /narodowości?/ - "lidzian i mieszkańców Oszmiany". Tym terminem posłużył się p. A. Kachanouski w swoim referacie pt. "Społeczny i etniczny skład mieszkańców Ziemi Lidzkiej w końcu XIX wieku", powołując się na pochodzenie słynnego poety francuskiego I połowy XX w., z pochodzenia Polaka, Guillaume Apollinaire'a, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Wilhelm Apolinary Kostrowicki. Rodzina Kostrowickich była polskim rodem ziemiańskim, posiadającym majątek koło Białohrudy, pod Lida. W okresie okupacji hitlerowskiej właśnie ta rodzina działała w Armii Krajowej i to na dodatek w niezbyt lubianym przez Białorusinów oddziale "Ragnera". Nie sądzę, by Kostrowiccy uważali siebie za Białorusinów, a sam Apollinaire prawdopodobnie najbardziej czuł się Francuzem.
Wiem, że wiele kontrowersji wzbudziła moja wypowiedź na temat "Lida i Ziemia Lidzka we wspomnieniach dawnych mieszkańców, żyjących obecnie w Polsce". Zwłaszcza to, że wspomniałem o tym, że wielu ludzi żyjących na wsi lidzkiej, nowogródzkiej, czy oszmiańskiej nie posiadało przed wojną jasno określonej świadomości narodowej. Szum wybuchł na sali po moim stwierdzeniu, że sami ci ludzie określali się jako "tutejsi" i posługiwali się językiem "prostym".
Dotyczyło to zarówno prawosławnych (tak też określali swoją narodowość), jak i katolików, z tym że ci ostatni, a głównie ich dzieci, gdy trafiały do szkół w Lidzie, w polskie środowisko, z czasem zaczynali utożsamiać się z polskością - był to ich wolny, świadomy wybór.
Pozostałością tego podziału narodowościowego jest chociażby to, że do dzisiaj wiele osób na Białorusi, zwłaszcza starszych, chociaż nie brakuje i młodych, ma kłopoty ze swoją tożsamością narodową. Znam osobiście kilka takich przypadków, najdrastyczniejszy za Szczuczyna, gdy starsza kobieta powiedziała mi wprost, że nie wie kim jest naprawdę - Polką, czy Białorusinką, bo w paszporcie ma wpisaną narodowość rosyjską, ale chodzi do kościoła, jest katoliczką, rodzoną siostrę ma w Polsce, a na codzień posługuje się miejscową gwarą, która nie jest nawet językiem białoruskim, ani rosyjskim, a tym bardziej polskim.
Na koniec chciałbym wyrazić uznanie dla p. Swiatłany Pałuckiej z Grodna, która w swoim referacie o historii Cerkwi unickiej na Ziemi Lidziej udowodniła, że do historii można podchodzić bezstronnie, bazując na źródłach archiwalnych. Wystarczy tylko odrzucić tezę, że historia powinna udawadniać czyjeś racje polityczne. Z drugiej strony referat p. Pałuckiej jest dowodem na to, że czas najwyższy zająć się na Białorusi nie tylko badaniem dziejów politycznych, ale również historii kultury i religii, mocno wcześniej tępionych przez władze sowieckie.
Robert Kuwałek