|
Męczennicy
Wspomnienie o aresztowaniach księży Polaków w Lidzie i okolicach przez żandarmerię niemiecką i rozstrzelaniu ich przez gestapo
Od 1 września 1941 roku jako starszy ministrant zostałem zaangażowany przez księdza proboszcza Wincentego Łabana do pełnienia obowiązków zakrystiana i kościelnego w drewnianym kościele parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Lidzie na Słobódce. Byłem więc naocznym świadkiem aresztowania kapłanów w tym kościele oraz w miarę ograniczonych moich możliwości śledziłem wydarzenia związane z przebywaniem księży w więzieniu w Lidzie przy ul. Syrokomli. Ponieważ w dotychczasowych publikacjach znalazłem wiele nieścisłości pragnę w imię prawdy historycznej opublikować moje wspomnienie.
Kościoły lidzkie
1. Kościół parafialny pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego (farny) przy ul. Suwalskiej. Fundowany przez króla Władysława Jagiełłę w roku 1387, wymurowany w roku 1770 przez ks. sufragana Tomasza Zienkowicza. W kościele tym na środkowym lewym filarze wisi starodawny obraz Matki Boskiej Różańcowej sprowadzony przez oo. franciszkanów z Wizny na polecenie Władysława Jagiełły. Od okresu międzywojennego i w czasie okupacji hitlerowskiej dziekanem i proboszczem był ks. Hipolit Bojaruniec. Wikariuszem w tym kościele był ks. Stefan Śniegocki, wyświęcony na kapłana w 1941 roku.
2. Kościół ks. ks. Pijarów pod wezwaniem Św. Józefa Kalasantego przy ulicy Suwalskiej. W roku 1756 Ignacy del Campo Scipio, podstoli Wielkiego Księstwa Litewskiego, starosta lidzki przeniósł z Werenowa ks. ks. Pijarów, którzy wymurowali klasztor, szkołę i kościół. Obecnie w murach kościoła mieści się planetarium. W czasie okupacji hitlerowskiej posługę kapłańską w tym kościele pełnili księża: rektor Klemens (imię zakonne) Marian Czabanowski, Kalasanty (imię zakonne) Stanisław Rójek, magister, po wojnie doktor filozofii Leonard (imię zakonne) Józef Pujdak.
3. Kościół drewniany pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny przy ul. Polnej na Słobódce, budowany od września do grudnia 1932 r. Założycielem parafii i budowniczym kościoła był ks. Stanisław Możejko. W marcu 1933 roku konsekrowano dzwony: największy imieniem Św. Pawła, średni imieniem Św. Stanisława i sygnaturka imieniem św. Józefa. Od kwietnia 1937 roku proboszczem został ks. Wincenty Łaban. Wikariuszem był ks. Lucjan Mroczkowski.Życie religijne w okupowanej Lidzie i okolicach
Do wypalonego w dniu 23 czerwca 1941 roku przez niemieckie bomby zapalające śródmieścia Lidy, po stoczeniu krwawych walk z okrążonymi wojskami Armii Czerwonej, przed wieczorem 27 czerwca 1941 roku ulicami miasta przemieszczały się oddziały wojsk niemieckich podążających na Wschód. We wrześniu tegoż roku na plebani przy kościele na Słobódce zakwaterowane zostały oddziały hiszpańskie, udające się również wespół z sojuszniczymi wojskami hitlerowskimi na front wschodni. Trzej księża kapelani Hiszpanie uczestniczyli siedząc w stallach kościoła w czterdziestogodzinnym nabożeństwie dnia 8 września.
Zimą na początku 1942 roku władze okupacyjne w Lidzie i na terenie okręgu lidzkiego zabroniły odprawiania nabożeństw dla wiernych pod pretekstem kwarantanny dla zapobieżenia rozprzestrzeniania się epidemii grypy. Dozwolone było tylko udzielanie sakramentów: chrztu, małżeństwa, namaszczenia chorych, oraz odprawianie nabożeństw pogrzebowych. Przed Wielkanocą przypadającą na 5 kwietnia pozwolono na odprawianie z wiernymi rekolekcji i słuchanie spowiedzi oraz udzielenie komunii świętej. Pamiętam, że wieczorem 24 marca wypiekałem opłatki i przygotowywałem hostie i komunikanty na dzień 25 marca. Pozwolono także w Niedzielę wielkanocną odprawić Msze święte dla wiernych. Przez cały czas kwarantanny księża odprawiali codzienne Msze święte bez udziału wiernych przy drzwiach zamkniętych.
Wczesną wiosną 1942 roku w pobliżu Szpitala Garnizonowego w Lidzie nieznany sprawca ranił żołnierza Wehrmachtu. Prawdopodobnie na skutek odniesionych ran żołnierz zmarł. Niemiecki komisarz Okręgu Lidzkiego podał do wiadomości mieszkańców Lidy, że jeżeli sprawca zamachu nic zostanie schwytany, rozstrzelanych zostanie dziesięciu zakładników.
W kwietniu 1942 roku białoruski urzędnik Jan Pinkiewicz z lidzkiego magistratu przybył do plebani na Słobódce i przedstawił miejscowym księżom polecenie władz okupacyjnych, nakazujące oddanie dzwonów. Ręce świętokradzkie strąciły trzy spiżowe dzwony z drewnianej dzwonnicy. W kościołach farnym i ks. ks. Pijarów także zabrano dzwony. Ludobójczą decyzją władz hitlerowskich przeznaczone zostały na wykonanie armat - narzędzi śmierci i zniszczenia.Otwarcie kościołów dla wiernych i aresztowania księży
Na początku czerwca 1942 roku władze okupacyjne zezwoliły na otwarcie kościołów dla uczestnictwa wiernych. W dni świąteczne kościoły były szczelnie wypełnione.
Jest czwartek 29 czerwca 1942 r. w uroczystość świętych apostołów Piotra i Pawła. Drewniany kościół Niepokalanego Poczęcia N.M.P. w Lidzie na Słobódce zapełnił się ludem. Proboszcz, ks. Wincenty Łaban przygotowuje się w zakrystii do odprawienia sumy. Z plebani po śniadaniu powrócił do kościoła wikariusz, ks. Lucjan Mroczkowski. Oznajmił on księdzu proboszczowi, że w pierwszej zakrystii, do której wchodziło się od podwórza, czeka żandarm i chce rozmawiać z proboszczem. Można z nim mówić po polsku. Był to żandarm Kaletka pochodzący ze Śląska. Ksiądz proboszcz musiał krótko rozmawiać z żandarmem. Po chwili powrócił do zakrystii i oznajmił, że obaj z księdzem Mroczkowskim mają stawić się w żandarmerii. Pozwolono jeszcze odprawić cichą Mszę świętą.
Ksiądz Łaban od ołtarza powiadomił wiernych o tym, że władze wzywają obu duchownych do żandarmerii. Księża mieli nadzieję powrócić. Celebrans ksiądz Wincenty czytał werset z Introit, a potem tekst lekcji z Dziejów Apostolskich, rozdział 12 od wiersza 1 do 11 o pojmaniu przez Heroda i uwięzieniu świętego Piotra, o cudownym uwolnieniu przez Anioła zesłanego z nieba. "Teraz wiem prawdziwie, że posłał Pan Anioła swego i wyrwał mnie z ręki Heroda i z całego oczekiwania ludu żydowskiego." Jakąś nadzieję budziły czytane słowa Pisma Świętego. Może i oni - kapłani zostaną uwolnieni z rąk okrutnych żandarmów... Czytaniu Lekcji i Ewangelii towarzyszył szloch wiernych, a szept modlitw i brzmienia pieśni łączyły się z westchnieniami w jeden zespolony akord błagalnej modlitwy o wybawienie kapłanów z rąk nieprzyjaciół.
Po skończonej Mszy świętej ksiądz proboszcz wydaje polecenia, co należy ukryć, a co zostawić w zakrystii. Ze szczególną troską prosił o zachowanie ksiąg metrycznych, które z ogromnym wysiłkiem dziewczęta ze Słobódki i Piasków odtworzyły z ksiąg wypożyczonych w Kurii Metropolitarnej w Wilnie. Oryginalne księgi zostały zabrane przez władze radzieckie do Urzędu Stanu Cywilnego w Lidzie przy ul. Suwalskiej i spłonęły w dniu 23 czerwca 1941 roku w czasie pożaru Śródmieścia podpalonego bombami zapalającymi zrzuconymi z samolotów niemieckich.
Na ścieżce łączącej plebanię z kościołem oddalały się dwie postacie kapłanów: wysoka księdza Wincentego Łabana i niska księdza Lucjana Mroczkowskiego z żandarmem, aż zniknęły za węgłem plebani.
W dniu tym aresztowany został również rektor Kolegium Księży Pijarów, ks. Marian Czabanowski (w zakonie Klemens), przed wojną prowadzący Szkołę Handlową w Lidzie. Tego dnia aresztowano także pana Przewalskiego z ul. Polnej. Po południu pobiegłem do siedziby żandarmów kwaterujących w jednopiętrowych blokach kolonii urzędniczej przy ul. 29 Listopada. Wszedłem do jednego z budynków. Zamierzałem zapytać żandarmów
0 aresztowanych księży ze Słobódki. Otworzyłem drzwi, wszedłem do niedużej izby-poczekalni. W holu i w poczekalni nie zastałem żandarmów. Nie było możliwości zapytać o los księży. Wyszedłem z siedziby żandarmerii i udałem się na Słobódkę do kościoła. W drewnianej świątyni błagałem Pana Boga o uwolnienie uwięzionych księży.
W ciągu kilku następnych dni aresztowano innych katolickich duchownych okręgu lidzkiego. W kościele na Słobódce nie odprawiano nabożeństw. Parafianie z dzielnic Piaski i Słobódka, a także z podmiejskich wiosek w niedzielę i święta uczęszczali do kościoła farnego i do księży Pijarów. W farze lidzkiej dziekan, ks. kanonik Hipolit Bojaruniec był inwalidą poruszającym się z trudnością. Nabożeństwa i Msze święte celebrował siedząc na obrotowym fotelu. Przy kościele księży Pijarów na wolności pozostali księża: Stanisław Rójek i Józef Pujdak. Inni parafianie należący do kościoła na Słobódce, mieszkający w wioskach odległych od Lidy o siedem i więcej kilometrów uczęszczali do pobliskich kościołów w Krupowie i Białohrudzie.
Pomimo braku kapłanów w kościele pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny przez kilka tygodni w Głównym Ołtarzu pozostawał Najświętszy Sakrament. Ludzie wchodzili do kościoła przez boczną zakrystię, śpiewali pieśni religijne, modlili się oddając cześć Chrystusowi ukrytemu w tabernakulum.
Na polecenie księdza dziekana jego wikariusz, ks. Stefan Śniegocki przyjechał dorożką przed kościół na Słobódce aby zabrać z ołtarza Sanctissimum i przewieźć do Kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego. Obecni w kościele śpiewali pieśni eucharystyczne. Młody kapłan okrył welonem puszkę z Najświętszym Sakramentem, pobłogosławił wiernych i odszedł od ołtarza do drzwi wejściowych. Z głównej nawy popłynęła pieśń - błaganie, przerywana szlochaniem ludzi: "Nie opuszczaj nas, Jezu, nie opuszczaj nas! Tyś powiedział, że na ziemi nie zostawisz nas samymi..." Za drewnianą bramą kościoła, ulicą Polną oddalała się dorożka wioząca księdza Stefana Śniegockiego i Jezusa zabranego z kościoła na Słobódce.
W najbliższą niedzielę w Farze lidzkiej na sumie ks. Stefan Śniegocki w kazaniu pocieszył parafian ze Słobódki, wzbudził nadzieję powrotu uwięzionych kapłanów i polecił zaufać Panu Bogu. W najbliższy poniedziałek aresztowano najmłodszego kapłana dekanatu lidzkiego, księdza Stefana Śniegockiego.
Władze więzienia lidzkiego zezwoliły przynosić posiłki aresztowanym kapłanom. Pełniący służbę wartowniczą w więzieniu policjanci, często Polacy, niejednokrotnie kierowani do pracy w policji przez polskie organizacje podziemne podawali uwięzionym księżom żywność. Gosposia z plebanii na Słobódce, Genowefa Kozakiewicz codziennie obładowana koszykiem z garnkami napełnionymi gorącą strawą śpieszyła do więzienia przy ul. Syrokomlii, doręczała ją przez pełniących w więzieniu służbę policjantów księżom Łabanowi i Mroczkowskiemu.
W drugiej połowie sierpnia 1942 roku komisja gestapo z Baranowicz zwolniła z więzienia: rektora oo. Pijarów, księdza Mariana Czabanowskiego, dziekana z Wasiliszek, księdza Ignacego Cyryńskiego oraz mieszkańca dzielnicy Słobódka z ul. Polnej w Lidzie Przewalskiego (imienia nie znam). Fakt ten budził nadzieje zwolnienia pozostałych kapłanów z okupacyjnego więzienia w Lidzie.
Na początku września 1942 roku pociąg urlopowy (Urlaubszug) wiózł szlakiem kolejowym Wołkowysk - Lida żołnierzy Wehrmachtu wracających z urlopu na front wschodni. Skład pociągu stanowiły wagony osobowe oznaczone symbolami Czerwonego Krzyża. Niemcy w ten sposób chcieli zabezpieczyć jadących na front żołnierzy przed bombardowaniami. Miedzy stacją Białohruda a stacją Lida na wysokości wsi Dalekie odległej od Lidy około 8 do 10 kilometrów pociąg trafił na miny i na skutek eksplozji wyleciał w powietrze. Miny podłożyli na tory partyzanci. Z wiosek znajdujących się w pobliżu torów: Raklowce, Dalekie, Dud ary, należących do parafii w Lidzie na Słobódce władze okupacyjne aresztowały dorosłych mężczyzn. Jako parafianie księży Łabana i Mroczkowskiego dzielili ze swymi duszpasterzami tragiczne losy więźniów. Do trosk aresztowanych księży doszła obawa o losy rodzin uwięzionych parafian.
Rano dnia 23 grudnia 1942 roku moja kuzynka Maria Wolska, pracująca w lidzkim szpitalu miejskim jako pielęgniarka, po nocnym dyżurze powiadomiła mnie o tym, że do szpitala przywieziono z więzienia księży, wśród których był ksiądz Mroczkowski. W szpitalu nie byli oni pilnowani przez straż więzienną, ani przez żandarmów.
W szpitalu w trzyosobowym pokoiku na oddziale zakaźnym przebywali księża więźniowie: Józef Bujar, przełożony zakładu salezjańskiego w Kurhanie, staruszek okryty bielą włosów, o smutnym wyrazie twarzy, Lucjan Mroczkowski, oraz Stefan Dobrowolski, proboszcz z parafii Bielica, z dobrodusznym uśmiechem na twarzy. W godzinach porannych przybyłem do szpitala i odwiedziłem przywiezionych z więzienia księży. Ksiądz Mroczkowski prosił mnie, abym przyniósł paramenty mszalne z kościoła do szpitala oraz wino mszalne, hostie i komunikanty. Pomimo choroby i losu więźnia pragnął wśród chorych pełnić kapłańską misję przez słuchanie spowiedzi, udzielanie sakramentu namaszczenia olejami świętymi, przez odprawianie Mszy świętej i udzielanie Komunii świętej. Prośba księdza Lucjana została spełniona. Jeszcze w tym samym dniu 23 grudnia prezes Komitetu Kościelnego Jerzy Markiewicz przyniósł do szpitala z kościoła to o co prosił ks. Mroczkowski. Codziennie w pokoiku szpitalnym odprawiał Bezkrwawą Ofiarę Chrystusa, posilał chorych i pozostałych dwóch kapłanów Chlebem Aniołów, spowiadał, pocieszał cierpiących, niósł ludziom słowa nadziei, wiary w lepszą przyszłość. Był bardzo potrzebny chorym. Ks. Mroczkowski z radością mówił do mnie o tym, że aresztowani parafianie z wiosek przytorowych na skutek wysadzenia w powietrze pociągu z wojskiem - przed świętami Bożego Narodzenia 1942 r. zostali zwolnieni z więzienia do domów. Dzielił się też ze mną zasłyszaną wieścią o zwolnieniu kapłanów do domów na okres Świąt. Przyjąłem podaną mi wiadomość jako mało prawdopodobną pogłoskę.
W wieczór wigilijny z moim ojcem ustawialiśmy i dekorowaliśmy stajenkę w bocznym ołtarzu kościoła na Słobódce. Z cieniów zapadającego zmroku w świątyni wyłoniła się znana mi i niewysoka postać księdza Lucjana.
Jeszcze ciemności nocy otulały znękany wojną świat, a już w kościele na Słobódce, nad ranem pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia 1942 roku przy świetle dwóch świec odprawiali po trzy Msze święte kapłani - więźniowie: ks. Alfons Borowski, proboszcz parafii Lack i miejscowi księża, proboszcz Wincenty Łaban oraz wikariusz Lucjan Mroczkowski. Kilka wtajemniczonych osób w nawie kościoła modliło się cicho. Boskie Dzieciątko przed tysiąc dziewięćset czterdziestu dwu laty drżące z zimna i kapłani Chrystusa, pozbawieni wolności byli sobie najbliżsi teraz, w cierpieniu.
Po Świętach często odwiedzałem w szpitalu księdza Lucjana. W czasie naszej rozmowy ksiądz wyjawił mi zamiar udania się do plebanii wieczorem 6 stycznia 1943 r. w celu odprawienia Mszy świętej wczesnym rankiem w swoim kościele 7 stycznia w niedzielę w dniu imienin. Drogę ze szpitala do plebanii przeszedł ze mną pod osłoną zapadającego zmroku. Ja wyższy od księdza Mroczkowskiego szedłem przodem zasłaniając go przed spojrzeniami mijających przechodniów. W dniu swego Patrona ks. Lucjan odprawił Mszę świętą przy głównym ołtarzu kościoła na Słobódce. Już było widno, kiedy ksiądz Lucjan idący za mną wracał peryferyjnymi ulicami Lidy do szpitala miejskiego. Czekali na niego kapłani-współwięźniowie i chorzy spragnieni pociechy i praktyk religijnych.
Pozostanie zapewne tajemnicą co mogło skłonić naczelnika lidzkiego więzienia Bittnera do wydania zezwolenia aresztowanym kapłanom na opuszczenie więzienia i udanie się do domów w wieczór wigilijny i w święta Bożego Narodzenia. Nie wiadomo dlaczego naczelnik Bittner nie dopełnił obowiązku przydzielenia strażnika do pilnowania w szpitalu uwięzionych kapłanów. Mówiono, że Bittner proponował nawet księdzu Łabanowi ucieczkę, lecz ksiądz proboszcz nie zgodził się na opuszczenie więzienia bez wikariusza, z którym był aresztowany.
W połowie stycznia 1943 roku z więzienia do szpitala przewieziono księdza Wincentego Łabana oraz proboszcza (imienia i nazwiska nie znam) z parafii Pielasa. Ksiądz z Pielasy był Litwinem.
W święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego) 1943 roku kapłanów ze szpitala przewieziono do więzienia. Krążyły wieści o tym, że komisja gestapo z Baranowicz ma przyjechać do Lidy i rozpatrzyć sprawę aresztowanych księży. Z przyjazdem tej komisji wiązano nadzieję uwolnienia księży z więzienia. Faktycznie zwolniono kilku księży narodowości białoruskiej oraz księdza Litwina, proboszcza z Pielasy.
W kilka dni przed 10 marca 1943 r. zmarł w więzieniu lidzkim ks. Józef Bujar - salezjanin z Kurhanu. Zwłoki jego potajemnie przeniesiono z więzienia i pogrzebano na starym lidzkim cmentarzu katolickim przy ul. Grażyny w pobliżu cmentarnej kaplicy.Mieczysław Pujdak