|
Żydzi lidzcy
W powiatowym mieście Lidzie liczącym ponad 25 tysięcy mieszkańców było 62% chrześcijan i 38% Żydów. Do Lidy Żydzi przybyli znacznie wcześniej. Podany wyżej procent ludności żydowskiej w Lidzie dotyczy okresu międzywojennego dwudziestolecia a zaczerpnięty z przewodnika turystycznego wydanego w r. 1936. Żydzi mieszkali w Lidzie już za panowania króla Stefana Batorego. Podobno w r. 1579 zbudowano w Lidzie pierwszą synagogę na mocy przywileju tego króla. Synagogę obok rynku i w pobliżu ul. Szkolnej wymurowano w końcu XIX wieku.
W okresie międzywojennym społeczność żydowska w Lidzie składała się z bogaczy, średniozamożnych oraz z ludzi ubogich. Bogacze to przemysłowcy, właściciele fabryk: obuwia gumowego "ARDAL" przy ul. Fabrycznej, drutu i gwoździ "DRUTINDUSTRIA" także przy ul. Fabrycznej obok "Ardalu". Właściciele 2 fabryk maszyn rolniczych i odlewni żelaza "BENLAND" i "SZAPIRO" przy ul. Pułku Suwalskiego popularnie nazywanej ulicą Suwalską, w pobliżu torów do Mołodeczna. Właściciele 2 browarów przy ul. Suwalskiej M. Pupko i Papier-meister. Przy browarach były młyny i tartaki. Właściciele tartaków: przy ul. Kolejowej dużego tartaku "Kronika", nazwisko właściciela Gurwicz, a przy ulicy księdza Falkowskiego tartak Polaczka. Właściciele fabryki wyrobów gumowych "UNIGUM" przy ul. Zamkowej w pobliżu kościoła farnego, oraz fabryki wyrobów chemicznych "KORONA" przy ul. Krupowskiej. Właściciele lidzkich kin "NIRWANA", a po pożarze tego kina właściciel kina "ERA", kina "EDISON" i kina "MALEŃKIEGO". Kina te były po tej samej stronie co kościoły przy ul. Suwalskiej. Handel w Lidzie znajdował się w rękach Żydów. Nazwiska bogatych kupców żydowskich w Lidzie: Goldwasser - właściciel sklepu aparatów radiowych, patefonów, rowerów i innych, Bedzowski miał duży sklep, konfekcyjny Kaganowicz. Właściciele wielu innych sklepów przy ulicy Suwalskiej, Majora Mackiewicza (ulica równoległa do ul. Suwalskiej dochodząca do rynku). W rynku były sklepy większe i mniejsze różnych branży: obuwnicze, włókiennicze, metalowe i różne inne. Żydzi średniozamożni to drobni kupcy i rzemieślnicy. Uboga ludność żydowska trudniła się handlem domokrążnym, zbieraniem i przewożeniem odpadków użytkowych, jako ładowacze i woźnice ładunków masowych. Ładowali oni na platformy wozów konnych różne ładunki, przewozili je, załadowywali do wagonów, lub rozładowywali z wagonów na platformy - wozy konne przewozili te towary masowe do miejsca przeznaczenia i wyładowywali je. W Lidzie nazywano ich "bałagułami".
Większość Żydów lidzkich mieszkała w Śródmieściu a więc w kamienicach przy ulicach Suwalskiej i odchodzących od niej na wschód w kierunku rzeki Lidziejki przy bocznych ulicach: Lidzkiej, Komercyjnej, Szklanej, Berka Jeselewicza, w Rynku, przy ulicach: Majora Mackiewicza, Szkolnej, w części od Śródmieścia ulic 3-go Maja, Postowskiej. W narożniku ulic Suwalskiej i Postowskiej był Szpital Izraelicki a za szpitalem z wejściem od ul. Postowskiej cmentarz żydowski.
Była jedna lub dwie szkoły typu podstawowego dla dzieci żydowskich. Do szkół średnich młodzież żydowska uczęszczała wespół z młodzieżą aryjską: do Gimnazjum i Liceum Humanistycznego im. Karola Chodkiewicza i do Gimnazjum Handlowego na krótko przed wojną przemianowanego na Gimnazjum Kupieckie prowadzonego przez księży Pijarów. Była też żydowska drużyna sportowa "MAKABI".
Wśród kamienic Rynku i ulicy Szkolnej majestatycznie stała synagoga. Zbudowana z cegły w stylu wschodnim z dużą kopułą wieńczącą mury zdawała się pośredniczyć między potomkami Narodu Wybranego a Jahwe. W pobliżu synagogi widziałem przed wojną kilka domów modlitwy parterowych czy wyższych i modlących się w nich Żydów w godzinach porannych. W jednym z takich domów widziałem na parterze modlących się mężczyzn a na balkonie stały kobiety. W roku 1939 miałem ukończone 16 lat i z tego powodu nie wiele mogę napisać o stosunkach wzajemnych między ludnością pochodzenia żydowskiego a pozostałą częścią lidzkiego społeczeństwa. Sądzę jednak, że nie było źle. Jednak w okresie późniejszym pojawiło się kilka innych sklepów w mieście. Właścicielami tych sklepów byli Polacy. Nie tylko w centrum Lidy mieszkali Żydzi. Żyli oni również i na przedmieściach. I tak na ul. Żeligowskiego na Słobódce sklep spożywczy mieli kamienieccy i Mikulska. W Rynku w jatkach gdzie sprzedawali Żydzi na ścianach jatek sprzedawcy wypisali: "SPRZEDAŻ MIĘSA Z UBOJU RYTUALNEGO". Było więc to mięso przeznaczone wyłącznie dla ludności żydowskiej.
Gdy w Lidzie rozpoczęło działalność Stronnictwo Narodowe, przy sklepach żydowskich pojawili się członkowie Stronnictwa i pikietowali sklepy właścicieli żydowskich. Zadaniem pikietujących było, odsyłanie klijentów do sklepów prowadzonych przez Polaków. Gdy powstał utworzony przez pułkownika Adama Koca Obóz Zjednoczenia Narodowego (popularnie zwanego OZON) i z tej organizacji powstała młodzieżowa grupa pod nazwą Związek Młodej Polski, zaczęły pojawiać się na murach domów i w innych widocznych miejscach pisane smołą hasła antysemickie. Zjawisko to budziło w lidzkiej społeczności oburzenie. Mieszkańcy miasta, jako sprawców tych napisów obwiniali członków Stronnictwa Narodowego, a z kolei narodowcy wskazywali na członków Związku Młodej Polski, wykonujących w mieście napisy antysemickie. Na ogół mieszkańcy Lidy zamiłowani w spokojnym życiu i zgodnym współżyciu ze sobą wszystkich mieszkańców miasta bez różnicy wyznania, narodowości czy przekonań potępiali antysemicką propagandę. Obce było nawet pojecie Białorusi. Zdawało się, że wszyscy mieszkańcy Lidy czuli się jedną rodziną połączoną jednym domem - miejscem zamieszkania jakim była Lida. Dopiero wydarzenia wojny i napływ ludności wraz, a raczej przybyłej za wkraczającymi do miasta wojskami wniosły nienawiść człowieka do człowieka i zaczęto dzielić ludzi żyjących zgodnie ze sobą do czasu wojny.
Przyszły dni tragicznego września 1939 r. Ktoś zgorszony mówił o tym, że grupa Żydów z kwiatami witała wkraczające do Lidy wojska sowieckie. Zapełniały się więzienia lidzkie Polakami ale do więzienia przyprowadzano i Żydów. Do Lidy przybyli Żydzi uciekinierzy z Polski Centralnej. Dało się słyszeć, że lidzcy Żydzi do Polaków mówili: "Waszi ulicy, naszi kamienicy". I oto za kilkanaście miesięcy kamienice obróciły się w gruzy... Część przybyłych z Polski Centralnej Żydów wywieziono jako uciekinierów w głąb ZSRR i ci ludzie przeważnie ocaleli od hitlerowskiego ucisku a potem od masowej zagłady.
Nastała niedziela 22 czerwca 1941 r. Niemcy uderzyli na Związek Radziecki. Wczesnym rankiem zbombardowali i spalili pociąg relacji Białystok-Leningrad, przy skrzyżowaniu torów do Mołodeczna z szosą do Wilna obok lidzkiej elektrowni. W dniu następnym, w poniedziałek 23 czerwca niemieckie bomby zapalające roznieciły pożar Śródmieścia Lidy. Wszystkie kamienice tej dzielnicy na skutek pożogi zmieniły się w ruiny a ich mieszkańcy, w znacznej części Żydzi, stali się bezdomnymi. Pożar zaczął się od Szpitala Izraelickiego, ogarnął synagogę i pobliskie domy modlitwy, zniszczył domy w Rynku, przy ulicach Suwalskiej i bocznych do niej przylegających: ul. Mackiewicza, Zamkowej, część Postowskiej i 3-go Maja.
Okupacyjne władze niemieckie zaczęły organizować lidzkie ghetto dla lidzian pochodzenia żydowskiego. Na ten cel przeznaczyły ulice: Postowską i Chłodną. Ulica Postowska odchodziła od ul. Suwalskiej i kończyła się gościńcem czy szosą wiodącą do Trokiel. Ulica Chłodna oddzielała się od lewego boku ul. Postowskiej (licząc gdy idzie się w kierunku Trokiel), i wiodła nad rzeką Lidziejką do nasypu i kolejowego wiaduktu nad tą rzeką, na szlaku kolejowym z Lidy do Wołodeczna. W budynkach mieszkalnych tych dwóch ulic zakwaterowano lidzkich Żydów a mieszkańców aryjskich tych ulic zakwaterowano w mieście w mieszkaniach pożydowskich. Oczywiście ogrodzono ten teren, otoczono strażą by uniemożliwić ucieczkę mieszkańców lidzkiego ghetta. W terminie później szym utworzono drugie ghetto w budynkach północnej strony ulicy gen. Orlicz-Dreszera (Piaski) i na kilku innych małych ulicach do niej przyległych. Na ghetto przeznaczono również kolonię Bory za koszarami piechoty. W tym drugim ghetcie zakwaterowano Żydów z powiatu lidzkiego. Z mieszkańców ghetta wybrano policjantów pilnujących porządku i wykonujących polecenia niemieckiej administracji w stosunku do ludności żydowskiej.
Nie znałem życia codziennego mieszkaców ghetta. Widziałem kobiety i mężczyzn, młodzież męską i żeńską napiętnowanych początkowo żółtą łatą, a potem gwiazdą syońską żółtego koloru, szecioramienną, naszytą na ubraniu z przodu i z tyłu lewego ramienia. Widziałem idące do pracy wzdłuż rynsztoku cienie ludzkie. Poruszanie się po chodniku było Żydom zabronione. Gdyby ktoś z Żydów odważył się iść chodnikiem, przechodzący Niemiec miał prawo idącego chodnikiem Żyda zastrzelić. Wyjątek stanowili lekarze. Mogli oni chodzić chodnikiem. Lekarze również nosili na lewym ramieniu żółtą, sześcioramienną gwiazdę lecz jeszcze nad lewym rękawem nad łokciem nosili białą opaskę z czerwonym krzyżem. Widziałem tak chodzącego doktora Kaca (imienia jego nie znam) niosącego pomoc lekarską, dobrą radę i ratunek chorym mieszkańcom Lidy.
Żydzi wykonywali różne prace. Fachowcy byli Niemcom potrzebni i dlatego zatrudniano ich zgodnie z rzemieślniczymi umiejętnościami. Pozostałą część ludności żydowskiej przydzielano do rozbiórki murów i czyszczenia cegły z kamienic wypalonego miasta. Inni wykonywali roboty porządkowe oraz wszelkie posługi przy wojsku, czy w niemieckich urzędach. Szli do pracy czy wracali po południu do ghetta okryci szarymi fartuchami roboczymi z beznadziejną apatią w oczach, świadomi tego, że przeznaczeni są na zagładę. Często żandarmi z miejscowymi policjantami urządzali czystki, pogromy lub rewizje w żydowskich mieszkaniach. Na pewno w takich przypadkach gestapo i żandarmi przeprowadzali selekcje dla częściowego likwidowa-
nia lidzkiego ghetta. W końcu marca lub w kwietniu 1942 r. szedłem z kolegą Stanisławem Borko ul. Gen. Orlicz-Dreszera (Piaski), dzielącą w południowej części domy zamieszkałe przez ludność polską od zabudowań ghetta w północnej części ulicy. Zatrzymał nas patrol żandarmerii, wylegitymował i zabronili nam iść dalej. Zapewne przeprowadzali selekcję o jakiej pisałem wyżej.
W lutym 1943 r. słyszałem odgłosy eksplozji (wybuchów) od strony koszar piechoty. W czasie hitlerowskiej okupacji las za koszarową strzelnicą zasłynął jako miejsce straceń. W tym lesie w r. 1942 litewscy żołnierze w niemieckiej służbie i pod niemiecką komendą rozstrzelali Cyganów mieszkających w Lidzie i okolicach. Zimą 1943 r. eksplozje w okolicach koszar nasuwały przypuszczenie o tym, że zmarzniętą ziemię kruszono minami dla przygotowania dołów mogilnych dla nowych ofiar.
Na krótko przed 10 marca 1943 r. Niemcy wypędzili z domów mieszkańców lidzkiego ghetta, pod silną eskortą wojskową i policyjną zawlekli na skraj lasku sosnowego za koszarową strzelnicę i tam dokonali masowego mordu pojedynczymi i seryjnymi strzałami. W kilka dni po tej masowej zbrodni przechodziłem obok zasypanych dołów. Największy dół w polu kolistego kształtu był zasypany nasypem z ziemi o wysokości od 70 cm do 1 m nad poziom ziemi. W lipcu 1966 r. odwiedziłem to miejsce straceń, wymierzyłem krokami średnice dołów okrągłych i długości dołów podłużnych. Największy okrągły dół w polu obok drogi miał średnicę około 30 m. W lasku w pobliżu drogi dół okrągły o średnicy około 17 m połączony dwoma rowami - każdy rów długości 10 m i szerokości 3 m. W miejscu kaźni po wojnie zbudowano pomnik. W miejscu tym w dwóch wspólnych mogiłach pogrzebano 5670 rozstrzelanych osób. Według relacji kolegi Stanisława Ochwata w dniu 8 maja 1943 r. przez cały dzień od godz. 6 rano do godz. 17-tej słyszał strzelaninę za koszarami. Dokonywano tam mordu na pozostałych jeszcze przy życiu mieszkańcach lidzkiego ghetta. Tak wiele ofiar pochłonął las za strzelnicą! Ofiary zasypane we wspólnych mogiłach milczą, a mordercy bezkarnie chodzą po ziemi.
Mieczysław Pujdak