|
"Kresowiacy" o sobie...
W czasie koncertów lidzkiego zespołu "Kresowiacy" w Lublinie, w styczniu tego roku, namówiłem kierowników zespołu, państwa Komińczów, by opowiedzieli naszym czytelnikom nieco o sobie i pracy zespołu.
Zespól istnieje już drugi rok. Pierwszy jego koncert odbył się w styczniu 1990 roku, kiedy to w Lidzie wystawiliśmy "Jasełka". Trzon zespołu stanowi 17 osób. Kierownikiem muzycznym jest Czesław Januszkiewicz, natomiast całością kieruje i jednocześnie pracuje nad scenografią pani Anna Komincz przy pomocy bardzo oddanej dla zespołu pani Lilii Tumilewicz.
Już na wiosnę ubiegłego roku gotowe było nowe przedstawienie pt. "Katyń. O tych, których nie ma". Oprócz mieszkańców Lidy, mogli je oglądać Polacy z Ejszyszek i Trok na Litwie.
11 listopada 1990 roku, w święto Niepodległości, "Kresowiacy" przygotowali spektakl słowno-muzyczny "Z dymem pożarów", oparty na pieśniach i poezji patriotycznej z okresu powstań narodowych i walk legionowych w okresie I wojny światowej. Przedstawienie to było prezentowane w Lidzie i pobliskiej wsi Chodziuki.
Głównym zadaniem, jakie postawili sobie członkowie zespołu, oprócz upowszechniania kultury polskiej na Ziemi Lidzkiej, pomoc Kościołowi w prowadzeniu pracy duszpasterskiej. Pieniądze zarobione na koncertach, przekazywane są albo na potrzeby miejscowych parafii, albo kupowane są za nie sprzęty kościelne. Pieniądze, które zdobyliśmy teraz w Polsce, chcemy wydać na biały materiał, z którego szyte będą sukienki dla dziewcząt chodzących w procesjach.
Członkowie zespołu opowiadali mi również o swoich wrażeniach w czasie spotkań z publicznością.
Najlepiej przyjmowano nas w Wasiliszkach, gdzie publiczność była bardzo wzruszona, słysząc polskie pieśni patriotyczne. Gorzej było już w Brzozówce. Ludzie tam chcą budować kościół i prosili nas, by wspólnie z nimi zaśpiewać, by udowodnić, że w tym miasteczku też są Polacy i katolicy.
Piękne chwile przeżyliśmy w Dzitwie. Jest to wieś położona daleko od kościoła, gdzie mieszka dużo Polaków, w wielu przypadkach bardzo wynarodowionych. Pomimo słabej reklamy, sala, w której występowaliśmy, była przepełniona. Jednakże na początku ludzie sprawiali wrażenie, jakby przyszli na zwyczajny koncert estradowy. Nie wstali nawet, gdy śpiewaliśmy "Rotę". Potem dopiero, gdy i my rozśpiewaliśmy się i wkładaliśmy dużo serca, by przybliżyć nam publiczność, ludzie "rozgrzali się" i uczestniczyli aktywnie w koncercie. Trzeba jednak stwierdzić, że na taką postawę słuchaczy wpływa brak kościoła w okolicy. Tam, gdzie ludzie mają możliwość częstszego usłyszenia żywego języka polskiego, a takim miejscem na Białorusi jest przede wszystkim kościół, świadomość narodowa jest też o wiele wyższa, a w ostatnich czasach Polacy starają się jeszcze bardziej podkreślić swoją polskość. O wiele gorzej jest, gdy kontakt z kościołem jest rzadki lub prawie żaden. Wtedy cale grupy ludności podatniejsze są w o wiele większym stopniu na wynarodowienie.
Na koniec członkowie zespołu wyznali największe marzenie i za moim pośrednictwem poprosili czytelników, zwłaszcza tych z Polski, o pomoc.
Chcielibyśmy uszyć sobie stroje - mówi p. Anna Komincz - ale nie jakieś krakowskie, które przecież nie są naszymi strojami regionalnymi. Chcielibyśmy wystąpić przed naszą publicznością w polskich strojach kresowych. Niestety nie wiemy nawet, jak one wyglądają.
Być może wśród naszych czytelników jest ktoś, kto mógłby pomóc "Kresowiakom". Później, w trakcie luźnej rozmowy, przy herbacie, członkowie zespołu mówili mi także, że chcieliby zebrać również pieśni ludowe i narodowe, jakie przed wojną śpiewano w Lidzie i w jej okolicach. Dlatego poszukują ludzi starszych, którzy pamiętają nie tylko, jak wyglądał dawny strój polski na Ziemi Lidzkiej, ale również, co śpiewano na weselach, chrztach i przy pracach domowych, gdy zbierali się ludzie.
Wszystkich tych, którzy mogą pomóc "Kresowiakom" w rozwiązaniu ich problemów, prosimy o kontakt z naszą redakcją.
spisał Robert Kuwałek